Ida Zalewska, niegdyś znana z bluesowej formacji Terraplane, nagrała płytę „Storytelling”. W Krakowie wystąpiła w Piwnicy pod Baranami.
Ida Zalewska zna się na bluesie, to niektórzy wiedzą. Przecież Terraplane. Już kiedyś żonie tłumaczyłem, że idę na Idę i zrozumiała. Tym razem też obyło się bez wymówek. W Piwnicy pod Baranami odbywał się czwartkowy, premierowy koncert nowej płyty zatytułowanej Storytelling. To album nagrany z Kubą Płużkiem, Szymonem Miką, Damianem Niewińskim i Kubą Dworakiem. Jak się przyjmuje, kwiatem młodego jazzu. Owszem, ale jak się przyjrzeć, to mają i inne oblicza.
Kuba Płużek to enfant terrible jazzowej pianistyki, ale według mnie ciąży do bluesa aż miło. To nie jest boogie i show jak laureaci bluestopu, ale coś bardziej wysublimowanego. Kuba się nie przyzna, że ciągnie go jakaś stylistyka, buduje swój własny płużkowy styl, porzuci profesorów i autorytety. Ale wypłynie na szerokie wody.
A Dworak i Niewiński mają swoje teczki. I tam zapisane jest, że z Wojtkiem Klichem nagrywali na bluesową nutę. Jak nie od razu, to po wielu latach to wypłynie. I się nie wyprą statusu TW Bluesa.
Szymon Mika może zagrać pięknie i wszystko, pod warunkiem, że się nie spóźni na koncert. A o czym jest ta płyta? O rozstaniu damsko-męskim i wynikającym z tego cierpieniu. A więc blues czystej wody.
Ida pokazała uprzednio, że potrafi śpiewać w stylistyce Billie Holiday. Tym razem gra z publicznością. Na początku śpiewa Billie i wydaje się, że utkwiła w tym na dobre. A tu niespodzianka. Przechodzi do utworów, które mogłaby zaśpiewać Diana Krall (ale Diana ich nie zna) i płynnie zmienia na cudne kompozycje z polskim tekstem. Wiele perełek tam jest. Co któryś raz blues pobrzmiewa. Choć to blues nie prosty, przeinaczony przez aranżacje Kuby Płużka.
Uroda ze sceny aż kipi. Uroda muzyki, tekstów i ludzi.
A to się dobrze słucha i ogląda.
Stwierdził, sfotografował i opisał: Antoni Szczepanik