Earl Thomas po raz kolejny przejechał do Polski. Światowej klasy wokalista osadzony w rhythm and bluesie przywióżł ze sobą nowych muzyków i dał jeden z najlepszych koncertów w 2016 roku. NIe na darmo Białostocki Ośrodek Kultury nazwał go "Before Jesień z Bluesem 2016".
Na świecie, szczególnie w szoł biznesie, trudno szukać sprawiedliwości. czasem wystaczy łut szczęścia, jedno nagranie, by sprzedawać miliony płyt, inni muszą mozolnie odwiedzać kluby, bo postanowili śpiewać bluesa, a nie pop.
Białostocka publiczność doskonale pamięta koncert Seala podczas plenerowego festiwalu Pozytywne Wibracje. Gdyby w kawiarni Fama zamknąć oczy, równie dobrze na niewielkiej scenie można byłoby usłyszeć tego wokalistę. Earl Thomas oprócz reweleacyjnej techniki, ma barwę zbliżoną do gwiazdora popu. Zamiast jednak śpiewać "Kiss From A Rose" koncert zakończył, jak trzy lata temu, osobistą wersją "Soulshine" zaśpiewaną wspólnie z publicznością. Jednak tych momentów, kiedy Earl Thomas z niedowierzaniem słuchał, jak śpiewają fani w Famie, było więcej. Jak przystało na rasowego lidera, występ rozpoczął się od mocnych, motorycznych utworów.
W nich właśnie objawił się kunszt nowego skłądu instrumentalnego jego zespołu. Gitarzysta Ben Zinn wraz basistą polskiego pochodzenia, mieszkającym w Los Angeles Paulem Jonesem, stworzyli idealny tandem wykonawczy. Ich wspólnie grane riffy, przy wsparciu siedzącego za bębnami Marka Lamsona, brzmiały perfekcyjnie.
Ben Zinn grał dokłądnie tyle, ile było potrzeba, by wyepełnić przestrzeń anektowaną bezwzględnie przez mocarny głos Earla Thomasa. NIe przeszkadzał, uzupełniał jedynie frazowanie lidera, czasem tylko grając oparte o blue notes solówki. Jednak najważniejszy był Earl Thomas i jego głos. Earl Thomas układając program koncertu zadbał, by było w nim mnóstwo różnorodności. Obowiązkowe echa gospel, funk, soul i stylizowany blues stapiały się w lekko strawną mieszankę, która na pewno nie zraziła nikogo do bluesa. Wręcz przeciwnie - tak zróżnicowane, acz oparte o bluesowe korzenie granie, jest najlepszą zachętą do zagłębiania się w świat muzyki, doktóej oprócz talentu i możliwości fizycznych, trzeba mieć też serce. A Earl Thomas w każdy występ wkłada całego siebie, zaś kiedy przygasają światłą, a on rzuca sie do tańca, zdaje się być szamanem dopingującym muzyków do jeszcze lepszej gry. I to działa.
Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: