Wywiad bluesonline.pl Pierre Lacocque, lider i harmonijkarz Mississippi Heat, a także doktor psychologii, po transmitowanym przez Program Trzeci Polskiego Radia koncercie podczas Jimiway Festival 2016 opowiedział o związkach psychologii z muzyką, nie tylko bluesową.
bluesonline.pl: Na początek powiedz mi, dlaczego zacząłeś grać właśnie na harmonijce?
Pierre Lacocque: Harmonijka to jedyny instrument, który przemawia do mego serca! Moja miłość do harmonijki rozpoczęła się już wtedy, kiedy byłem małym chłopcem, miałem zaledwie 3 lata!
Czy to było w Belgii?
Rzeczywiście pochodzę z Belgii, ale bardzo dużo podróżowaliśmy, to miało miejsce we Francji. W Belgii znalazłem się ponownie w wieku 4-5 lat. Kiedy mieszkaliśmy w małej miejscowości we Francji, pewnego dnia mój ojciec dał mi harmonijkę, a ja po prostu rozpłakałem się na jej dźwięk. Już wtedy wiedziałem, że to będzie mój instrument. Prawdziwego bluesa usłyszałem jednak dopiero w Chicago, do którego przybyłem w 1969 roku, miałem wtedy 16 lat. To całkowicie odmieniło moje życie. Wcześniej nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jak niesamowicie i wyjątkowo może brzmieć harmonijka w bluesie chicagowskim. Mój świat wywrócił się wówczas do góry nogami! To było cudowne i już wiedziałem, co mam zrobić ze swoim życiem.
Uprzedziłeś moje kolejne pytanie. Czy w takim razie Chicago jest miastem stworzonym do grania i słuchania bluesa?
Tak, z pewnością, Chicago jest przede wszystkim bardzo znane z tego, już praktycznie od lat 50-tych…Kiedy przybyłem tam w roku 1969, rok wcześniej zmarł tam mój wielki idol Little Walter.
Czy chcesz przez to powiedzieć, że gdyby nie Chicago, nie zostałbyś muzykiem bluesowym?
Myślę, że tak. Gdyby nie ten wyjazd, pewnie nie miałbym w sobie tyle dyscypliny, żeby dużo ćwiczyć na harmonijce, pomimo, że naprawdę to kochałem.
Ale z tego, co wiem, nie tylko dla muzyki jest miejsce w Twoim życiu. Jesteś także psychologiem?
Tak, to chyba też było moje w pewnym sensie przeznaczenie. Pochodzę bowiem z rodziny intelektualistów, mój ojciec jest profesorem dwóch fakultetów. W mojej rodzinie zawsze stawiano na naukę. Ja też mam w tej chwili bardzo ciekawy zawód, ponieważ mogę dzięki temu pomagać ludziom, być użytecznym. No, a muzyka…muzyka dociera jeszcze głębiej niż słowa.
Czy muzyka może być formą terapii?
Oczywiście! Dla mnie samego muzyka to najlepsza terapia. Kiedy byłem młodszy i nieraz bywało trudno, to kotłowało się we mnie całe mnóstwo emocji, musiałem je wszystkie zrozumieć. Jako młody chłopak czułem się bardzo samotny, starałem się zrozumieć te wszystkie emocje i tu bardzo pomaga właśnie psychologia. Myślę, że istnieje bezpośrednie połączenie pomiędzy psychologią i muzyką. Tyle, że jedna dziedzina to słowa, a druga to starania, aby przekazać znaczenie tych słów dźwiękami. Blues jest wręcz idealny do tego.
Tak, ale bardzo często spotykamy się ze stwierdzeniem, że blues to taka smutna, dołująca wręcz muzyka…
Muzyka jest o życiu, muzyka jest egzystencjalna. Wszystko, co czujesz – radość, złość, smutek, wszystko to jest ogromna gama emocji…Także trudno tak definitywnie stwierdzić, że blues jest smutny…blues po prostu traktuje o życiu, opowiada o naszych emocjach.
Można powiedzieć, że grałeś już chyba wszędzie. Powiedz, w którym kraju, Twoim zdaniem, ludzie najbardziej kochają bluesa?
Mamy naprawdę dużo szczęścia i jest nam dane błogosławieństwo, bo gdziekolwiek byśmy nie pojechali – czy to do Tunezji, czy do Kanady, Francji, Hiszpanii, Niemiec – wszędzie mamy szczęście, bo wszędzie słuchają nas z jednakowym zainteresowaniem. No i oczywiście Polska !! Ale chcę Ci powiedzieć, że spotykam się też z Polakami w Chicago, dlatego polska publiczność jest mi już znana! Oczywiście nie rozumiem Waszego języka, ale jest on dla mnie czymś znajomym, ta intonacja itd. Myślę, że jesteście dużą częścią Ameryki – nie tylko liczebnie, ale także pod wieloma innymi względami.
Zobacz zdjęcia i relację z koncertu:
Mississippi Heat in Poland, Jimiway Blues Festival 2016