Wywiad bluesonline.pl Matt Schofield zagrał koncert podczas festiwalu Jesień z Bluesem 2017 w Białymstoku. Nam opowiedział o swoich początkach, ulubionej gitarze i metodach na tworzenie przemyślanych płyt.
bluesonline.pl: Czy to prawda, że zacząłeś grać już jako dwunastolatek?
Matt Schofield: Tak, około 12 roku życia. Pamiętam, że już jako 13-latek występowałem.
Sprawdzałem listy przebojów z 1989 roku i co się okazuje – „The Stone Roses” było na pierwszym miejscu New Musical Express! Dlaczego nie grałeś właśnie tak?
Już wtedy byłem zasłuchany w bluesowych płytach, które należały do mego taty. Słuchałem tego mnóstwo, a moim ulubionym wykonawcą był B.B. King. Ale wcześniej znałem też takich wykonawców, jak Shakin` Stevens.
Shakin` Stevens grał kiedyś w Białymstoku!
Miałem jakieś cztery lata, kiedy byłem zafascynowany Stevensem! A później przyszedł czas na bluesową kolekcję mego taty, no i B.B. Kinga!
Powiedz mi, czy gra na gitarze jest w Twoim życiu najważniejsza?
Nie, muzyka – jako całość jest najważniejsza, ale jako gitarzysta uwielbiam to takie charakterystyczne napięcie. Myślę, że gitara jest po prostu świetnym narzędziem, sposobem wyrażania wszystkiego, co mieści się w ogólnym pojęciu: muzyka.
Skoro już użyłeś słowa: narzędzie, pogadajmy o narzędziach. Masz jakieś specjalne preferencje co do typu gitary, czy lubisz po prostu zwykłego Fendera?
Wszystkie gitary, których używam wykonane są przez mego przyjaciela w Anglii. Moją ulubioną jest Fender Stratocaster z 1961 roku, jednak jest ona zbyt cenna, żeby ciągle z nią podróżować, stąd też zabieram w trasy pozostałe 4, czy 5 gitar zrobionych specjalnie dla mnie przez brytyjskiego lutnika sygnowanych SLV.
Czy podczas koncertów najbardziej lubisz grać wolne solówki, czy też wolisz szybką jazdę?
Najbardziej lubię grać wolnego bluesa…zresztą tu nie chodzi chyba o to, czy grasz szybko, czy wolno, a o to, jak chcesz przekazać to co czujesz przy pomocy gitary…Jednym z moich ulubionych muzyków jest pianista Oscar Peterson, który gra bardzo szybko, ale niezwykle głęboko oddaje każdą nutę i wszelkie emocje. To jest właśnie najważniejsze.
Może teraz coś o przygotowywaniu i nagrywaniu płyt. Kiedyś powiedziałeś, że nie zaczynasz pisać utworu, kiedy nie wiesz jeszcze, o czym będzie cała płyta…
Tak, muszę mieć po prostu pojęcie, o czym będzie płyta. W dzisiejszych czasach ludzie już nie kupują płyt. Stąd też taka moja postawa i robienie całych albumów jest nieco trudne. Nikt ich dzisiaj nie kupuje. Muzykę można znaleźć w internecie.
Nie tak, jak to było kiedyś, kiedy kupowało się winylowe płyty w pięknych okładkach…
Właśnie! Bardzo mi się to podoba, inspiruje mnie i mam wewnętrzny przymus robienia tego, nawet jeżeli najprawdopodobniej 90 proc. ludzi nie będzie tego słuchało w takiej formie.
Młodzi gitarzyści często pytają muzyków, kto wywarł największy wpływ na ich twórczość. A w Twoim przypadku, czy był to B.B. King?
Tak! B.B. King był z pewnością pierwszy, ale myślę, że w równym stopniu słuchałem też Erica Claptona.
Czy Twoim zdaniem Eric Clapton to bardziej muzyk bluesowy, czy też rockman w The Cream?
Szczerze mówiąc to, co Eric nagrał np. w roku 1989, czyli płytę "Journeyman" można nazwać muzyką pop. Słuchałem też Stevie Ray Vaughana i myślę, że to właśnie jego gra skupiała w sobie wszystko, co najlepsze z B.B.Kinga, Jimiego Hendrixa, Alberta Colinsa i Alberta Kinga. Mój tata powiedział mi kiedyś, że jeżeli lubię Stevie Ray Vaughana, powinienem posłuchać też Alberta Kinga. Kiedy byłem dzieckiem słuchałem też Muddy Watersa. Tacy goście, jak B.B.King i Muddy Waters byli dla mnie jakby z innego świata, nie urodziłem się nad Mississippi, nie znam wielu uwarunkowań. Ja byłem białym angielskim dzieciakiem. I to właśnie Stevie Ray spowodował, że mogłem poczuć to, co oni. A następnie poznałem Robbena Forda i powiedziałem sobie: Wow ! Ten gość to nie tylko blues, to jazz i cała orkiestra ! Także można powiedzieć, że Robben z kolei zainspirował mnie do słuchania Milesa Davisa i innych wielkich jazzmanów.
Na dzisiejszy koncert w Białymstoku przybyłeś z trzema muzykami. Wcześniej chyba graliście jako trio, bez basisty…
Tak, lubię różne zmiany i staram się, aby zawsze było interesująco. Mój zespół, czyli Evan, Jonny i Carl to ekipa, z którą gram od 20 lat, znamy się świetnie.
Powiedz mi, czy wzmacniacz jest istotny dla gitarzysty grającego na gitarze elektrycznej?
Tak, oczywiście, ja osobiście mam swój ulubiony typ wzmacniacza. Ale ludzie często popełniają błąd myśląc, że to sprzęt daje ci odpowiedni dźwięk, to nieprawda. To zupełnie tak, jak z kierowcą wyścigowym, nie wszystko zależy jedynie od sprzętu.
I ostatnie pytanie – czy jesteś szczęśliwy jako muzyk bluesowy?
Jasne! Kocham grać i myślę, że jestem prawdziwym szczęściarzem, że mogę być muzykiem. Czasy nie są sprzyjające dla tego rodzaju muzyki, a ja mam to szczęście, że przyjeżdżam na występ do Polski, wszystkie miejsca są wyprzedane, a na Sali jest tłum ludzi. I nie chodzi tu tylko o bluesa, dotyczy to wszelkich koncertów na żywo. To wspaniałe uczucie, że tyle ludzi przyszło na mój koncert, podejrzewam, że o wiele więcej niż miałoby to miejsce w Wielkiej Brytanii, czy w niektórych miejscach w Stanach.
Zobacz zdjęcia: