Wywiad bluesonline.pl Blues mnie znalazł. Będąc nastolatkiem, kochałem muzykę - mówi Tommy Castro. Już dwukrotnie odwiedził Ostrów Wielkopolski i Jimiway Blues Festival. Ostatni raz grał na kultowej imprezie 13 października 2018 roku.
bluesonline.pl: Z kim przyjechałeś na Jimiway Blues Festival 2018 do Ostrowa Wielkopolskiego?
Tommy Castro: To ciekawa sprawa. Kiedy byłem ostatnio w Ostrowie nagrywaliśmy płytę „The Devil You Know”, bardziej rock-bluesową. Inspirował mnie wówczas współczesny blues – Jack White, The Black Keys. Gary Clark Jr.. Te wszystkie brzmienia w owym czasie były dla mnie nowością. Zatrudniłem nowych, młodych muzyków – James Pace z Virginii zagrał na klawiszach, na perkusji grał także bardzo młody Byron Cage z Nowego Jorku. Lubię te piosenki, ale po czasie zorientowałem się, że kluczem do współpracy byłoby połączenie naszych doświadczeń – tych młodziaków i mojego – opartego na tradycyjnym bluesie, muzyce soulowej z firmy Stax Records, rock and rollu Chucka Berry’ego i Little Richarda, bo młodzi w ogóle tego nie znają. A tu zaszło niewielkie nieporozumienie. Można powiedzieć, że ta płyta była eksperymentem. W tym roku przyjechałem z innymi muzykami, moim zdaniem są bardziej autentyczni. Randy McDonald, basista – gra ze mną od 25 lat. Mamy takie same korzenie muzyczne, słuchaliśmy tych samych wykonawców. Moim zdaniem to czyni mój zespół lepszym. Jesteśmy bardziej autentyczni korzystając z naszych muzycznych korzeni. Razem nagraliśmy dwie ostatnie płyty - „Method to My Madness” i „Stompin’ Ground”. Wydaje mi się, że to moje najlepsze płyty.
Po 40. latach na scenie dorobiłeś własnego modelu gitary.
Castrocaster – fajny?
To opowiedz coś o tym modelu.
Kiedy zwrócili się do mnie o stworzenie indywidualnego modelu, powiedziałem im czego szukam. Prototyp zbudowałem kilka lat wcześniej, zamawiając podzespoły przez internet. Deska to Fender Jazz Master, a gryf pochodził ze stratocastera z lat 60. XX wieku z dużą główką. Wykorzystałem trzy różne przetworniki – klasyczny humbucker, humbucker DiMarzio Virtual i klasyczny single coil startocastera. Chciałem mieć różne brzmienia w jednej gitarze.
I pięciopozycyjny przełącznik
Jak najbardziej. Gra bardzo dobrze i spełnia swoje zadanie. Nie muszę tak często zmieniać gitar na scenie. Produkuje je Mike Delaney – możesz jedną kupić, jeśli masz ochotę.
Za dwa tysiące dolarów? Za drogo.
No wiesz, ale to markowa gitara (śmiech). To nie masowa produkcja z Korei czy Meksyku. Powstaje w małym sklepie w Teksasie jak ręczny wyrób.
No dobrze – masz gitarę, która ułatwia występy, ale nie jesteś zmęczony grając tyle lat bluesa?
O nie! Zamierzam grać bluesa tak długo jak John Lee Hooker. Chciałbym tak dożyć do 85 lat (śmiech).
To dlaczego to robisz, oczywiście oprócz zarabiania pieniędzy?
Blues mnie znalazł. Będąc nastolatkiem, kochałem muzykę. Próbowałem swoich sił w interesach, ale nie lubiłem tego, co robię. Chciałem grać muzykę podczas weekendów i czułem, ze to naprawdę chciałbym robić w życiu. Blues to coś, co czuję w naturalny sposób.
I teraz każdego weekendu gdzieś grasz…
No tak – zawsze to robiłem!
A jak opisałbyś swoją muzykę ludziom, którzy nie są głęboko zanurzeni w bluesie?
Powiedziałbym, żeby po prostu posłuchali. Wszystko wywodzi się z bluesa. I piosenki Rihanny i rap i heavy metal. Nieważne, jaki to gatunek – jeśli to muzyka popularna – pochodzi od bluesa. Kiedy cofniemy się do źródeł, można udowodnić, że Rihannę inspirowała Etta James, Billie Holliday czy Aretha Franklin. Nie znam nikogo, kto słysząc bluesowych klasyków powiedziałby, ze ich nie lubi.
A myślałeś kiedyś, że blues mógłby zmienić świat?
Muzyka łączy ludzi. To politycy wszystko psują, starają się podzielić ludzi. Każdy rozsądny człowiek widzi, że jesteśmy rozgrywani, wykorzystywani i dzieleni. Moi przyjaciele mają czasem inne poglądy polityczne niż ja, ale kiedy razem gramy – nie rozmawiamy o polityce. Oni mogą lubić Donalda Trumpa, ja mogę nienawidzić, ale bez problemu razem zagramy jam session (śmiech).