Hard Times trio przechodzą okres przepoczwarzania się. Już wkrótce staną się koncertowym kwartetem, ale w kawiarni Fama w Białymstoku wystąpili w trzyosobowym składzie.
Hard Times Trio w pierwotnym swoim zamyśle było spotkaniem trójki wrażliwych wirtuozów. Łukasz Wiśniewski - wirtuoz operowania męskim głosem jest przy tym wirtuozem harmonijki ustnej. Piotr Grząślewicz uwielbia instrumenty strunowe, nie tylko gitary i zawsze stara się traktować je z największą pieczołowitością, tym trzecim był grający pełne ognia flamenco Marcin Hilarowicz. Ale już nie jest w zespole. Jako trzeci, aczkolwiek nierównoważny muzyk pojawił się basista Grzegorz Bąk. No i zabrakło na scenie kawiarni Fama znakomitych niegdyś gitarowych dialogów, a czasem nawet wyścigów. Bas Bąka pracował zawodowo, ale pomiędzy nim, a pozostałymi instrumentalistami trudno było o jakąś interakcję. Choć zgrania trudno im odmówić.
Koncert rozpoczęły znane jeszcze z czasów Blue Machine "Podziemia miasta" - bluesowe reggae, które wypada świetnie w każdym momencie koncertu. Później fani mogli przypomnieć sobie i usłyszeć w zmienionych ze względu na brak drugiego gitarzysty utwory przede wszystkim z ostatniej płyty zespołu "Siedem". Śpiewane po polsku, z niebywałą klasą, a jednocześnie interpretacyjną lekkością. Nie mogło też zabraknąć pięknej "Szanty". Zespół, grając bądź co bądź w lokalu z wyszynkiem, zarządził kwadrans przerwy. Na pewno z pożytkiem dla regeneracji własnych sił, ale czy koniecznym ze względu na późną porę i środek tygodnia? Szczególnie, że zachwycona poziomem Hard Times publiczność domagała się bisów.
Już w marcu do zespołu dołączy na stałe znany bluesowy skrzypek Jan Gałach. Już wcześniej pojawiał się na koncertach Hard Times, teraz będzie już czwartym członkiem zespołu Łukasza Wiśniewskiego.
Zobacz zdjęcia: