Robert Lighthouse, Szwed, który postanowił propagować w świecie bluesa z Delty nie wahał się wiosną 2023 roku zagrać kilku koncertów w Ukrainie. Odważny muzyk to przy tym niezwykle stylowy wykonawca, który kocha to, co robi.
Bo jak mogłoby być inaczej. Wielkich pieniędzy z grania bluesa dziś nie ma, to nie są czasy „Cadillac Records”. Ale duch starego, korzennego bluesa, wciąż żyje i znajduje nowych wyznawców. Jednym z nich jest Robert Lighthouse. Kiedy stuknęła mu osiemnastka, wyruszył ze Szwecji do Stanów Zjednoczonych, by zgłębiać bluesa w kolebce. W końcu w 1988 roku zamieszkał w Waszyngtonie. I grał – przede wszystkim standardy.
Wiosną 2023 roku podróżował po ogarniętej wojną Ukrainie, aby grać w klubach tak blisko działań wojennych, że słyszał rosyjski ostrzał. I tak przez ponad dwa tygodnie, w dziewięciu różnych ukraińskich miastach. Co widział, zapisał w osobistym songu.
Robert Lighthouse dwukrotnie startował w International Blues Challenge – raz ze swoim zespołem, z którym nagrywa płyta, a po raz drugi jako one man show. Tak też mogła go usłyszeć publiczność w białostockim pubie 6-ścian – miejscu, gdzie od kilku lat ściągają bluesmani z całego świata, by zagrać koncert. Bo tam publiczność umie słuchać i rozumie bluesa.
Odważny muzyk to przy tym niezwykle stylowy wykonawca, który kocha to, co robi.