Lil' Ed & The Blues Imperials wystąpili podczas 31. Rawa Blues Festival. - To było wspaniałe - mówił Lil' Ed o wspólnym jamie z innymi muzykami świętującymi 40. rocznicę powstania Alligator Records.
Lil' Ed zagrał niezwykle energetyczny koncert. Odważnie zszedł ze sceny i niemal zginął w tłumie fanów bluesa zgromadzonych na płycie katowickiego Spodka. Później znalazł czas by opowiedzieć o swoich wrażaniach. I cały czas szeroko i serdecznie się śmiał.
Radio bluesonline.pl: Jak wpadłeś na pomysł, żeby wyjść do publiczności? Często tak robisz?
Lil' Ed: Tak! Kiedy czuję się dobrze i jestem szczęśliwy - nie mogę ustać na scenie .
Masz tyle energii!
Tak, zawsze chcę wyjść do ludzi, bawić się z nimi.
Jesteś odważnym człowiekiem!
Tak, jestem odważny! (śmiech)
Ochrona była zszokowana Twoim zachowaniem...
Może i tak, ale mieliśmy naprawdę świetną zabawę.
Pochodzisz z Chicago i grasz bluesa chicagowskiego....
Czy gram akurat bluesa chicagowskiego? Myślę, że gram wszystkie rodzaje bluesa .
Kiedy słucha się Twoich płyt, są one oczywiście różnorodne, ale mają jedną cechę wspólną - to jest czyste źródło energii!
Tak, staram się po prostu dobrze bawić i daję sobie dużo luzu.
Kiedy ogladaliśmy Twój występ, mieliśmy wrażenie, że ożył film "The Blues Brothers". Grasz przecież z z białymi muzykami. Jak Ci się z nimi występuje, jesteś wszak Afroamerykaninem?
Cóż mogę powiedzieć, oni po prostu przychodzą do mnie i gramy.
Jak ci się podobał koniec występu i jam wraz z przyjaciółmi z Alligator Records?
Tak, to było wspaniałe! Świetnie jest grać razem, widzieć muzyków, być z nimi, ponieważ nie widzimy się tak często. Także, kiedy mamy okazję się spotkać, mamy świetną zabawę!
Czy przyszło Ci kiedyś do głowy, że będziesz świętował 40 rocznicę urodzin Alligator Records właśnie w Polsce?
Oczywiście nie wiedziałem o tym, ale bardzo się cieszę, że przyjechałem do Polski i jestem częścią tego święta!