Nasz patronat

39. Jesień z Bluesem

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Johnny Winter, czyli Texas Tornado zagrał koncert w Łodzi. Klub Wytwórnia był pełen fanów. Mimo minimalnego kontaktu z widownią publiczność Johnny Winter Band pożegnała  standing ovation.

Nie ukrywam, że kilka miesięcy temu, gdy ogłoszono daty koncertów Johnny Wintera w Polsce zaskoczony byłem lokalizacją koncertu w Łodzi. Obecnie chyba jako jedno z niewielu największych miast w Polsce nie ma żadnego festiwalu bluesowego i nie ma, co ukrywać, że obecnie to miasto nie jest kojarzone z bluesem. W dodatku koncert miał konkurencję w postaci odbywającego się w tym samym dniu w Łodzi koncertów grupy Dżem i Jan Gałach
Band.

Jednak publiczność nie zawiodła i w klubie „Wytwórnia” na terenie dawnej łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych główna sala klubu została wypełniona niemal w stu procentach fanami bluesa i blues-rocka, aby zobaczyć koncert legendy teksańskiej gitary.

Koncert rozpoczął się punktualnie o godzinie 20-00 po zapowiedzi polskiego konferansjera i asystenta artysty, z którym przyjechał do Polski muzyk. Zespół Johnny Wintera przywitał się z łódzką publicznością kilkuminutowym Jam’em prezentując umiejętności solowe gitarzysty Paula Nelson’a, basisty Scotta Spray’a oraz zasiadającego za zestawem perkusyjnym Vito Liuzzi. Było to doskonałe tło dla wejścia Mistrza.

Wejście na scenę „Texas Tornado” wywołało gorącą owację zgromadzonej publiczności, muzyk trapiony wieloma chorobami z trudem obecnie się porusza, jednak wszystko to przestało się liczyć, gdy do ręki wziął swoją charakterystyczną czarną gitarę Lazer Erlwine i po zapowiedzi popłynęły dźwięki standardu Freddy King’a „Hide Away”. Ogromny entuzjazm wywołał Johnny Winter zapowiadając „Got My Mojo Workin'” nie zwalniając tempa płynnie przechodząc w rock’n’rollowe „Johnny B. Goode”. Po tak energetycznych utworach przyszła pora na „wolnego” bluesa „Black Jack”.

Podczas koncertu wokalnie wspierany był Johnny Winter przez perkusistę Vito Liuzzi, który stał się głównym wokalistą w „All Tore Down”. W koncercie nie mogło zabraknąć również energetycznych „Don't Take Advantage Of Me” i „Bony Marony”.

Utworami, które kończą występ jest „Dust My Broom” i dylanowskie „Highway 61 Revisited” wykonywany przez Wintera techniką sidle na potężnym Gibsonie FireBird.

Publiczność mimo dość minimalnego kontaktu artysty z widownią traktowała muzyka z dużą atencją, żegnając muzyka owacją na stojąco. Johnny Winter w łódzkiej „Wytwórni” mimo swojej obecnej kondycji fizycznej zapewnił prawie półtoragodzinny występ pełny energetycznego blues-rocka na najwyższym poziomie. Jeśli ktoś jeszcze się waha czy warto wybrać się na dzisiejszy koncert do Bielska-Białej, to łódzki koncert jak najbardziej utwierdza w przekonaniu, że po prostu tam należy i trzeba być.

Grzegorz Ciszewski

Obejrzyj zdjęcia autora: Johnny Winter - Łódż, klub Wytwórnia