Andrzej Matysik, znany dziennikarz i propagator bluesa oraz redaktor naczelny kwartalnika Twój Blues, ma swoją tabliczkę w Alei Bluesa. Bluesonline.pl opowiada o swojej drodze do 50. Numeru kwartalnika i agencji koncertowej.
Bluesonline.pl: Andrzeju, skąd w ogóle wzięła się tak silna miłość do bluesa?
Andrzej Matysik: Jakoś tak to samo przyszło. Muzyką, wtedy nazywaną big-beatem, interesowałem się od najmłodszych lat. Pamiętam jednak dwa momenty, które zdecydowanie mnie ukierunkowały: utwór The Beatles” I Wanna Be Your Man” w wykonaniu The Rolling Stones zagrany w Radiu Luksemburg oraz usłyszany w audycji Romana Waschko temat Popsa Staple „Why Am I Treated So Bad,”? w gospelowo-soulowej, koncertowej wersji kwintetu Juliana Cannonballa Adderley'a z klubu DeLisa w Chicago, który szczęśliwie wtedy nagrałem na magnetofon i słuchałem go potem dzień i noc w gronie przyjaciół i za każdym razem ogarniała nas niepohamowana złość, że nigdy nie będziemy zapewne mieli okazji być w klubie z taką atmosferą. Klimat obu tych utworów zdecydowanie mnie „ustawił” i zacząłem poszukiwać na antenie, potem na płytach pocztówkowych podobnych dźwięków. Za 1/3 mojej ówczesnej pensji stażysty kopalnianego kupiłem w komisie płytę „The Rolling Stones No. 1” której zawartość ostatecznie mnie przekonała do tego rodzaju dźwięków. Niedługo potem wszedłem w posiadanie płyt: Mayalla z Claptonem, i debiutanckich Fleetwood Mac oraz Canned Heat. Pewien jednak czas zajęło mi uświadomienie sobie, że podawani przy tytułach utworów, jako kompozytorzy: Jimmy Reed, Bobby Womack, Freddie King, Chuck Berry czy Muddy Waters nie są członami Stonesów i The Bluesbreakers. Nie było wtedy jeszcze niezawodnego druha Google'a.
Czy życie na Śląsku w jakiś szczególny sposób pomagało w rozumieniu tej muzyki?
Nie wiązałbym tego tak wprost. Po prostu skrzyknęła się wtedy (druga połowa lat 60.) u nas grupa ludzi zauroczonych takimi dźwiękami. Spotykaliśmy się prawie codziennie, spędzając czas na słuchaniu płyt i stwarzaniu klimatu wspomagającego tego typu ceremonie. W tamtym czasie poznalem też wielu podobnie zakręconych bluesem ludzi z różnych zakątków kraju, z którymi zacząłem się wymieniać nagraniami i płytami.
Wy mieliście śląskiego bluesa, a my - Kasę Chorych - jak ten zespół był postrzegany na Śląsku?
Najlepiej pamiętam pierwszy koncert Kasy, jaki zorganizowałem (był to chyba rok 1978 albo 79) w klubie Kocynder w Chorzowie. Zrobili wtedy niesamowite wrażenie. Koncert ten nagrałem wtedy na dwuśladowym Grundigu. Taśma jest gdzieś na pewno w moich archiwach, ale nie wiem, czy i kiedy się do niej „dokopię”. Pamiętam też ostatnie moje spotkanie z Ryśkiem Skibińskim w Katowicach, było to kilkanaście dni przed jego śmiercią. Wtedy też wymieniliśmy się jakimiś płytami.
Jak udało się trafić z bluesem do mediów - co było pierwsze? Radio?
Pierwsze swoje teksty publikowałem jeszcze w magazynie „Jazz” w pierwszej połowie lat 70. Do radia trafiłem w połowie lat 80. Przez kilkanaście lat w Radiu Katowice miałem swoją cotygodniową audycję „Siła bluesa” . Od początku tego wieku związany jestem z Radiem eM107,6 Katowice, gdzie codziennie prezentuję „Historię bluesem pisaną” oraz co drugi tydzień „Godzinę nie tylko bluesem pisaną”. Okazjonalnie współpracuję też z innymi rozgłośniami.
Mogę też się pochwalić kilkunastoodcinkowym cyklem „Gwiazdy prywatnej kolekcji” jaki w latach 90. zrobiłem dla TVP Katowice oraz kilkudziesięcioodcinkową serią programów „Podróże śladami bluesa”, zrealizowaną przez telewizją ProArt w Ostrowie Wielkopolskim. Od ponad trzydziestu lat moje nazwisko widnieje w stopce redakcyjnej Jazz Forum, kilka lat byłem szefem działów muzycznych krakowskiego tygodnika Student i śląskiego kwartalnika Opcje. W Trybunie Śląskiej przez ponad dwa lata opublikowałem ponad 100 cotygodniowych felietonów pod nazwą „Jazz czyli blues”. Publikowałem też swoje teksty i zdjęcia w amerykańskich magazynach Blues Beat i Big City Blues oraz w książce Davida Whiteisa „Chicago Blues” (moje zdjęcie było też na okładce).
Czy trzeba było dużo odwagi, żeby powołać do życia kwartalnik Twój Blues?
Rzecz chyba nie sprowadzała się do pojęcia „odwaga”. Pod koniec 1999 roku jedna ze śląskich agencji wydawniczych zaproponowała mi skompletowanie zespołu redakcyjnego dla redagowania czasopisma w całości poświęconego bluesowi. Propozycja była z gatunku tych „nie do odrzucenia”, bo od dłuższego już czasu temat ten był przywoływany co jakiś czas w naszym środowisku. W połowie lat 90. w Poznaniu podjęto podobną próbę zakończoną wydaniem trzech numerów czasopisma.
Twój Blues no.1 ukazał się w maju 2000 roku, a pojęcie „odwaga” adekwatniejsze okazało się dwa i pół roku później, gdy wraz z wydaniem 11 numeru TB, wydawca z dnia na dzień zrezygnował z dalszego ciągnięcia tego wózka. Wtedy, po kilku dniach dyskusji i narad w gronie rodzinnym, postanowiliśmy powołać do życia naszą Agencję Koncertowo-Wydawniczą “Delta”, by dalej wydawać Twojego Bluesa własnym sumptem, co czynimy do dziś.
Wokół tego pisma skupiło się mnóstwo świetnych piór - pochwal się swoimi współpracownikami.
Do współpracy redakcyjnej udało mi się namówić elitę polskiej publicystyki bluesowej: Piotra Gwizdałę, Ryszarda Glogera, Wieśka A. Chmielewskiego, Sławka Wierzcholskiego, Mariusza Szalbierza, Marka Jakubowskiego, Pawła Michaliszyna. Niektórzy z nich dość szybko zrezygnowali ze współpracy, ale trzon redakcji, co można sprawdzić w stopce redakcyjnej, do dziś pozostaje bardzo stabilny. Od początku jest też z TB fotografik Krzysztof Szafraniec, twórca loga i konsultant graficzny prof. Roman Kalarus, nasz mistrz grafiki komputerowej Mirek Dyka no i moja żona, Danuta i ja. Cały czas próbuję też pozyskiwać do współpracy nowych dziennikarzy. „Po drodze” dołączyli do nas m.in. Zosia Matysik, Ewa Jodko, Andrzej Keyha, Zbigniew Jędrzejczyk, Jakub Jeżyna, Robert Lenert i Paweł Budzyński.
Kilkanaście dni temu nagle odszedł od nas - niestety już na zawsze - Wiesław A. Chmielewski, co jest niepowetowaną stratą dla naszego czasopisma.
Twój Blues ma także swoich agentów za granicą.
To przyszło trochę później. Faktem jednak jest – i z tego jestem bardzo dumny – że z TB stale współpracują wielkie osobowości bluesowej publicystyki i fotografiki, jak Kanadyjczyk Tim Holek, Amerykanie: Linda i Jack Vartoogian, Paul Natkin, Marc PoKempner, Dusty Scott, Gene Tomko, David Whiteis, Brytyjczyk Norman Darwen, Aigars Lapsa z Łotwy i Jindrich Oplt z Czech.
Pismo jest wydawane w bardzo eleganckiej formie - czy dostawaliście wsparcie z na przykład z Ministerstwa Kultury?
MKiDN parokrotnie wsparło nas rocznymi dotacjami, które pozwalały nam zapłacić autorom przyzwoite honoraria. W latach bezdotacyjnych (było ich dużo więcej) na choćby symboliczne honoraria nie zawsze starczało, ale fakt ten nigdy nie był powodem odejścia kogokolwiek z grona „blisko współpracujących”. Utrzymanie takiego poziomu wydawniczego i merytorycznego ma swoją cenę, której sama sprzedaż nie jest w stanie pokryć. Stąd też wielką wagę przykładam do pozyskiwania reklamodawców i prenumeratorów. Dzięki nim co roku wybieramy najlepszych muzyków, których potem prezentujemy w czasie uroczystego koncertu (świętującego też urodziny naszego pisma) odbywającego się zawsze w kwietniu w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Podczas tej “Gali Blues Top” wręczamy nagrody, które są potocznie znane jako “Bluesy-Kalarusy”, jako że mają postać grafik autorstwa prof. Romana Kalarusa, a które zyskały już w naszym środowisku znaczną renomę.
10-lecie kwartalnika zostało dostrzeżone w kolebce bluesa - dostaliście wyjątkową nagrodę.
Nagroda Keeping The Blues Alive przyznana kwartalnikowi w kategorii „Print Media - World” przez The Blues Foundation z Memphis była pierwszą, jaką uhorowano kogokolwiek z Polski. Dostaliśmy ją też jako piąty magazyn europejski w ponad 30-letniej historii tych nagród. Była to dla nas olbrzymia niespodzianka, bo przyznam, że takiego scenariusza nie przewidywalem nawet w najśmielszych fantazjach. To największe wyróżnienie w świecie bluesa jakie mogło nas spotkać. Na pewno jest więc powodem do naszej nieskrywanej dumy, ale także dopingiem do dalszej pracy i utrzymania poziomu.
Prowadzisz też agencję koncertową. Czy łatwo jest przekonywać Polaków do słuchania bluesa na żywo?
Tak naprawdę jest to Agencja Koncertowo-Wydawnicza, a więc jej najważniejszym zadaniem jest wydawanie co kwartał Twojego Bluesa, a właścicielką Delty jest moja żona Danuta, ja zaś wraz z córkami wspieramy ją, jak tylko potrafimy najlepiej. Czy łatwo jest przekonywać Polaków do słuchania bluesa na żywo? Łatwo nie jest. Corocznie przemierzamy po kilka razy nasz kraj z amerykańskimi artystami wzdłuż i wszerz. Są miejsca, gdzie zawsze można liczyć na fantastyczną, wierną publiczność. Ale jest też inna, mniej optymistyczna prawidłowość. Z uwagą obserwuję różne fora dyskusyjne poświęcone bluesowi. Wielu z wypowiadających się tam autorytatywnie komentatorów znam. Na koncertach jednak widuję ich bardzo rzadko, nawet w ich rodzinnych stronach. A najczęstszym powodem do forumowego narzekania jest zazwyczaj hasło, że nic się nie dzieje.
Dzięki agencji mogliśmy poznać Joe Bonamassę i Anę Popovic. Z jakich jeszcze artystów ściągniętych do Polski jesteś szczególnie dumny?
W ciągu 10 lat dzialalności agencji udało się nam pozyskać do stałej współpracy wielu uznanych artystów. Nagrania kilkunastu z nich znalazły się na naszej specjalnej promocyjnej płycie wydanej wiosną tego roku. Jednakowo dumny jestem tak z wielkich naszych produkcji, jak koncerty Otisa Clay'a, Roberta Randolpha, Joe'a Bonamassy, Waltera Trouta, Paula Lamba, The Nighthawks, The Holmes Brothers, Kenny'ego Wayne'a Shepherda, Beth Hart, Earla Thomasa, Shemekii Copeland, jak i z odkrycia dla polskich (a także czeskich, słowackich i niemieckich) fanów nieznanych wcześniej artystów jak Wanda Johnson, Johnny Rawls, Vance Kelly, Moreland & Arbuckle, Frank Morey, czy Dave Herrero.
No właśnie, Agencja czasem odkrywa Polakom zupełnie nowych muzyków - jak wpadliście na pomysł zaproszenia Dave Herrero?
Bywamy na festiwalach tu i tam i wciąż kogoś odkrywamy. Dave'a Herrero po raz pierwszy usłyszałem podczas Chicago Blues Festiwal przed czterema laty. Grał wtedy w składzie zespołu Jeremy'ego Spencera. Nie znałem nazwiska towarzyszącego mu gitrzysty, który szybko zwrócił moją uwagę swoją czarującą grą. Zapytałem siedzącego obok mnie Bruce'a Iglauera o jego nazwisko. Bruce podał mi je i powiedział: Zapamiętaj je, już niedługo będzie wielkie!
Przed rokiem Ewa była na jego koncercie w Chicago i w pofestiwalowej relacji właśnie jego występ uznała za jedno z największych wydarzeń festiwalu. Zaraz po koncercie nawiązała z Davem kontakt, który zaowocował jego tegorocznym pobytem w Polsce.
Niepostrzeżenie Twój Blues będzie miał już pół setki numerów - czego możemy się spodziewać po najnowszym wydaniu?
Od dawna już zaplanowaliśmy, że okładka jubileuszowego wydania będzie w kolorystyce czarno-białej, żeby dobrze wyeksponować złoty z okazji 50. numeru tytuł. Tak się jednak niestety stało, że będzie też kojarzyła się z redakcyjną żałobę po śmierci Wiesława.
Co do zawartości to specjalnych fajerwerków nie przewidujemy. Wierzę, że i ten numer sprawi jego czytelnikom tyle samo frajdy, co każdy z poprzednich.
Zobacz, jak odsłaniano nowe tabliczki w Alei Bluesa: Aleja Bluesa w Białymstoku 2012