Dr Blues powraca w wielkim stylu. Właśnie ukazały się dwie płyty – kompilacja nagrań zespołu Wielka Łódź i zupełnie nowy, energetyczny projekt Soul Re Vision z nagranym na żywo krążkiem „In The Midnight Hour” i przypieczętowany występem na festiwalu Rawa Blues.
bluesonline.pl: Kim jest Dr Blues – bluesmanem, soulmanem, a może po prostu – śpiewającym gitarzystą?
Krzysztof Rybarczyk aka Dr Blues: Hmm… Czasami sam sobie zadaję to pytanie. W istocie, ciekawe jest kto to jest: bluesman? soulman? Te określenia są raczej symboliczne. Zależnie od definicji ta sama osoba może być kimś takim lub nie. Istnieje powiedzenie: „Artystą się bywa”. Chyba coś takiego ma miejsce w przypadku bluesmanów. Gdy jestem na scenie z pewnością czuję się i jestem bluesmanem, soulmanem. Ale gdy ktoś zobaczy mnie w życiu codziennym lub w czasie zajęć zawodowych, raczej nie stwierdzi: To jest bluesman. Ale to dotyczy chyba praktycznie większości muzyków, artystów, nie tylko w naszym kraju.
Blues, soul – to przede wszystkim style muzyczne i tak rozumiejąc te określenia muzycy wykonujący tę muzykę są bluesmanami, soulmanami. Jestem człowiekiem, który realizuje pasję swojego życia już od ponad trzydziestu lat. Uwielbiam występy, kontakt z publicznością i wszystko, co jest związane z działaniem zespołu. A przede wszystkim kocham muzykę, którą gram! Od niepamiętnych czasów mogę słuchać na okrągło dźwięków Muddy Watersa, Willie Dixona, J.L.Hookera, B.B.Kinga, Raya Charlesa, Wilsona Picketta, Eddie Floyda... i wielu, wielu innych wykonawców z kręgu bluesa, rhythm&bluesa, soulu… muzyki powstałej w legendarnych amerykańskich wytwórniach z lat 50., 60. i 70. na przykład Chess Records, STAX, Motown. Jestem wielbicielem i wykonawcą muzyki, której w pewnym sensie już nie ma. Cenię dawne brzmienie, stylistykę muzyczną z tamtych lat. Raczej nie interesują mnie współcześni wykonawcy grający na pograniczu bluesa i rocka.
Mój pseudonim? Dr Blues - brzmi może nieco wyzywająco. Tak… Dla ludzi nie mających dystansu, bez poczucia humoru, dla smutasów… Po prostu chciałem nadać kolorytu i wyrazistości wizerunkowi mojemu i zespołu. Łatwiej zapamiętać charakterystyczny pseudonim niż kolejne niewyróżniające się brzmieniem nazwisko. A poza tym mam pełne prawo używać tytułu naukowego doktora. Mam za sobą kilkuletni epizod pracy naukowej jako biofizyk i to jest pamiątka z tego okresu.
Grafika naszych plakatów, projektów plastycznych i materiałów związanych z zespołem nawiązuje także do pewnego typu splendoru grup i wykonawców z lat 60. z kręgu rhythm&bluesa i soulu. Te elementy tworzą spójny, przemyślany całościowy wizerunek grupy Dr Blues & Soul Re Vision.
Mało było Wielkiej Łodzi, że powstało jeszcze Soul Re Vision?
Wielka Łódź to obecnie, można już powiedzieć, legendarna formacja bluesowa z lat 80.
Ciągle działa, choć występowały okresy zmniejszonej regularności koncertów. Wielka Łódź to klasyczny, tradycyjny blues chicagowski. Ma swoje konkretne brzmienie, a zespoły swój skład instrumentalny. To w pełni zdefiniowana stylistyka. Nie chciałem brnąć na mieliznę eklektyzmu muzycznego. Postanowiłem stworzyć niezależny zespół, w którym grają inni muzycy, w którym mógłbym realizować także konsekwentnie drugą moją muzyczną miłość - soul.
Aby soul i rhythm&blues był stylowo wykonywany, wymaga innego warsztatu oraz składu instrumentalnego. W Soul Re Vision brzmienie klasycznego comba gitarowego uzupełniają saksofon tenorowy oraz fortepian i organy Hammonda - instrumenty używane powszechnie w rhythm&bluesie oraz pierwotnym soulu. Z założenia także, w Soul Re Vision odchodzimy od grania klasycznych bluesów, co z kolei było, jest i będzie podstawą muzyki Wielkiej Łodzi. Utwory wykonywane przez Soul Re Vision mają często bluesowy klimat i elementy, ale nie są bluesami w sensie formy i definicji muzycznej. Są po prostu utworami… soulowymi.
Wydanie jako debiutu koncertu to oszczędność czy premedytacja?
Całkowita premedytacja i przemyślany krok. Nie byłoby dla mnie kłopotem zrealizowanie sesji studyjnej, gdyż jestem współwłaścicielem studia nagrań – MM Studio w Poznaniu.
Ale uznałem, że ta muzyka jest żywa i prawdziwa szczególnie, gdy jest wykonywana na koncercie.
Tylko nagranie koncertowe oddaje jej klimat, szczególnie w Polsce, gdzie przekaz słowny
– w przypadku utworów wykonywanych po angielsku – ma mniejsze znaczenie dla słuchaczy.
Skąd w repertuarze znalazła się dość oryginalna wersja piosenki U2?
Odpowiedź jest dość prosta. Grupa U2 zaprosiła kiedyś B.B.Kinga do wspólnego wykonywania tego utworu. Wprowadził on go do swojego repertuaru. Jest to dynamiczny utwór o wyraźnie bluesowym klimacie, ale o nie-bluesowej formie – więc ten utwór idealnie nadawał się do naszego repertuaru. Staram się być otwarty na różne inspiracje muzyczne. Warto dodać, że Soul Re Vision nie wykonuje własnych kompozycji, w szczególności polskich utworów. Gramy głównie utwory uznawane za standardy (określane także niezbyt precyzyjnie w języku polskim „coverami”) podobnie zresztą jak bardzo znani i uznani wykonawcy amerykańscy: Muddy Waters, B.B.King, Joe Cocker czy legendarna formacja Blues Brothers! Są to wielcy, znani wykonawcy. Skoro w ich przypadku znakomita większość wykonywanych i spopularyzowanych przez nich utworów, to kompozycje innych autorów, to czy mogę mieć jakiekolwiek kompleksy z tego powodu, że nie wykonuję własnych utworów? Czuję się wykonawcą, a nie twórcą. To tak jakby oczekiwać od dziennikarza napisania powieści.
Niby warsztat i narzędzia te same. A przecież w niczym brak chęci, czy talentu do tworzenia dzieł literackich nie umniejsza wartości cenionego dziennikarza. To są po prostu inne kategorie. Przyznam, że nie wiem, dlaczego w bluesie często od wykonawców podświadomie, czy wręcz otwarcie wymaga się także twórczości i pod tym względem ocenia ich wartość. W innych sferach artystycznej działalności muzycznej tego typu kryterium oceny nie występuje. Nikt od śpiewaka operowego nie wymaga, aby śpiewał skomponowane przez siebie arie. Skąd więc taka tendencja w przypadku muzyki bluesowej? Przykładając te kryteria do wspomnianych przed chwilą artystów - wykonawcy ci byliby „tylko” odtwórcami piosenek stworzonych przez kogoś innego, a jednak są gigantami muzyki bazując właśnie na odtwórstwie oraz własnych interpretacjach utworów innych twórców, co jest także podstawą muzyki Wielkiej Łodzi i Soul Re Vision.
Zespół tworzą ciekawi muzycy – możesz o nich opowiedzieć?
Jestem dumny z faktu, że współpracują ze mną doświadczeni muzycy najwyższej klasy z wielkim doświadczeniem i znakomitym warsztatem. Pianista Piotr Kałużny, saksofonista Jarek Wachowiak czy gitarzysta Janusz Musielak, ale też młodzi, zdolni, którzy dopiero rozpoczynają karierę, o których jest już coraz głośniej na przykład pianista Adam Bieranowski, czy saksofonista Łukasz Matuszewski.
Osobną kategorią w zespole jest Asia Dudkowska - znakomita basistka, która oprócz gruntownego wykształcenia muzycznego i wysokich umiejętności warsztatowych - zachwyca także swoją urodą, fascynuje sposobem bycia i jest niezwykłą osobowością.
Czy często zmienia się skład? Koncerty zostały nagrane w odstępie ośmiu dni, a jednak są inni saksofoniści i pianiści.
W polskim środowisku bluesowym utarło się, że zespół ma stały skład. Tak po prostu, wydaje się, że skład, to… zespół. A w istocie zespół, to… brzmienie, styl, wizerunek, czy osobowość lidera.
Zwykle po prostu jest tak, że jak już „się zebrali”, to tworzą tylko w takim składzie. To typowa sytuacja, szczególnie w przypadku młodych wiekiem zespołów i muzyków, gdzie emocje interpersonalne powodują, że każdy czuje się niezastąpiony. Ale w istocie liczy się lider, osoba lub osoby tworzące wizerunek… trzon stylistyczny zespołu. Tego nie da się zdefiniować, ale jest to wyczuwalne. Takim trzonem w Soul Re Vision są w istocie cztery osoby: perkusista Tomek Boguś, gitarzysta Janusz Musielak oraz najbardziej rozpoznawalna wizerunkowo para, czyli Asia Dudkowska i ja - Dr Blues.
Tak się ułożyło, że ze względów organizacyjnych współpracujemy na całkowicie równorzędnych zasadach z trzema klawiszowcami i trzema saksofonistami. Gdybym chciał grać w stałym składzie, nie byłbym w stanie skoordynować dostępności stałych muzyków o tak wysokim poziomie.
W ten sposób zespół ma zapewniony wysoki poziom wykonawczy i stałą stylistykę, a dodatkowo zmienność osób na poszczególnych koncertach dodaje kolorytu grupie i powoduje, że każdy koncert jest niepowtarzalny! Czasami na koncertach gra dwóch klawiszowców: jeden na fortepianie, a drugi na organach Hammonda. Nadaje to bardzo pełne, rasowe brzmienie wykonywanym przez nas utworom. Współpracuję z zawodowcami. Tutaj nie ma problemu typu: a dlaczego ja nie pojechałem na ten koncert, tylko wziąłeś kogoś innego? Znacznie częściej jest problem odwrotny: jestem zajęty, czy może zagrać na tym koncercie za mnie ktoś inny?
Czy trzeba dużo odwagi, żeby śpiewać wielki hit Raya Charlesa?
Nie zastanawiałem się nad tym. Patrząc z tej perspektywy, mało kto mógłby wykonywać znane utwory innych znanych, zwykle genialnych wykonawców! Po prostu ten kawałek „dobrze mi leży”. Zwracam uwagę na utwory, które są charakterystyczne, mają ciekawą harmonię, groove. Śpiewam piosenki, które podobają mi się, które leżą w zakresie mojej skali wokalnej… „Hallelujah, I Love Her So” – po prostu bardzo mi się podoba.
A jaka piosenka sprawiła tobie największą trudność?
Takich nie wykonuję… ha,ha,ha. Powiem inaczej, w pewnym momencie pracy nad każdym utworem osiąga się stan pewnej akceptacji własnej interpretacji. Można dyskutować, czy obiektywnie jest już OK, czy trzeba dalej pracować, ale pewnych ograniczeń się i tak pokona. Zna to każdy muzyk, wokalista. Niektóre utwory „wchodzą” łatwo, naturalnie. Niektóre trzeba dłużej szlifować. Jeśli dana piosenka w moim wykonaniu zaczyna dobrze mi brzmieć, to potem już nie sprawia mi trudności jej wykonywanie. Po prostu „jest ośpiewana” i mogę ją wykonywać na koncertach, interpretować, dodawać „smaczków” i wtedy zaczynam już się nią „bawić” i to jest bardzo przyjemne. Nigdy nie wykonuję utworów, które nie są tak dopracowane, że mogę w nich popełnić jakieś istotne błędy. Z zasady nie pozostawiam na estradę rozwiązań typu „jakoś to będzie, gdy się zepnę na koncercie” – to byłaby amatorszczyzna.
Basistka w zespole nie wywołuje napięcia między muzykami?
A dlaczegóż miałaby wywoływać napięcie? Ale wiem, co masz na myśli… Jest takie powiedzenie: Ładna kobieta w orkiestrze przeszkadza wszystkim, brzydka tylko dyrygentowi.
Tak patrząc, Asia nie mogłaby pracować w żadnym zespole, przeszkadzałaby bowiem wszystkim. A obecnie gra w czterech! Asia zwraca uwagę swoją urodą i zachowaniem na scenie i poza nią.
Ale gdy pracujemy nad utworami jest przede wszystkim naszym partnerem, znakomitym muzykiem. Asia jest niezwykle pracowita i ambitna. Niezwykle ambitna! I zawsze wysoko stawia sobie poprzeczkę warsztatową. Z drugiej strony jej obecność w zespole powoduje wręcz tonowanie pewnych potencjalnych napięć.
Wierzysz w czystą przyjaźń między kobietą a mężczyzną?
Woww! W coo takiegoooo?
W jaki sposób przekonujesz innych do swojego wyboru piosenek, które później wspólnie gracie?
Faktem jest, że to ja dobieram repertuar, wybieram utwory, nadaję kształt stylistyczny grupie.
Nie muszę w istocie nikogo do niczego przekonywać. W momencie powstania zespołu określiliśmy stylistykę i trzymam się jej. Każdemu z nas zależy, aby utwory były ciekawe, różnorodne, opracowujemy własne aranże. Pewne moje propozycje nie spotkały się z aplauzem, ale po pewnym czasie także doszedłem do wniosku, że rzeczywiście nie byłyby trafione. Nie jestem despotą, choć nie sposób odmówić mi uporu i konsekwencji w dążeniu do wybranego przeze mnie celu.
Kwestia doboru repertuaru i programu nie jest problemem w Soul Re Vision.
Ciężko jest utrzymać zespół w XXI wieku w Polsce?
To kwestia wiary w cuda. Przyznam, że czasami zastanawiam się jak to możliwe, że istniejemy?
Dobra… to był żart. Ale poruszyłeś bardzo ważny problem. Pogodzenie wielu czynników u wielu osób, dorosłych osób, mających swoje życie, zajęcia, rodziny... to graniczy z cudem! Naprawdę!
Dlatego niezwykle cenię i szanuję moich muzyków! Każdy z nich kocha muzykę i uwielbia grać.
Większość z nich zajmuje się muzyką zawodowo. A tu jeszcze takie hobby… Soul Re Vision! Ha, ha, ha!
Jeśli dobór członków zespołu jest przemyślany, jest to łatwiejsze. W grupie musi panować wspólnota celów, podobne spojrzenie na muzykę i musi mieć ona podobne miejsce w życiu każdego z nich. Nie może być istotnych różnic w podejściu do muzyki. Chcąc zapewnić wysoki poziom warsztatowy zespołu realia zmusiły nas do współpracy z kilkoma muzykami w zakresie instrumentów klawiszowych i saksofonu, o czym już wspominałem. Po prostu to są zawodowi muzycy i choć wynagrodzenia za koncerty w bluesie są absolutnie symboliczne – pragną grać, bo jest to wyjątkowa muzyka! Nie jestem w stanie zapewnić takiego przychodu muzykom, aby grali ze mną „na zasadach wyłączności”. Po prostu - każdy z nich ma opanowany program i jeśli ma możliwość czasową - gra z nami koncert. Poza tym ze względu na symboliczne wynagrodzenia, gra w Soul Re Vision jest dla nich raczej formą hobby, przyjemnością niż zawodowym zajęciem.
Jaka przyszłość czeka polskiego bluesa i polską scenę klubową?
W polskim bluesie pojawiają się nowi, ciekawi młodzi wykonawcy… Warto wspomnieć o grupie Nie Strzelać Do Pianisty ze znakomitym, charyzmatycznym wokalistą Hubertem Szczęsnym, czy Cheap Tobacco ze zjawiskową, dysponującą świetnym głosem Natalią Kwiatkowską. Lubię słuchać młodych wykonawców. Przypominają mi się moje początki z połowy lat osiemdziesiątych. Ale stara gwardia też się dobrze trzyma. Spotykam często muzyków, którzy też zaczynali w tamtym okresie. Zawsze marzyłem, aby być „starym” bluesmanem. Ktoś powiedział: „młody bluesman jest niewiarygodny” i coś w tym jest! Ale młodość to też w muzyce jest wartość! Na scenie jest miejsce i dla młodych wiekiem i dla „dojrzalszych”. Choćby Soul Re Vision. Rozpiętość wiekowa w naszym zespole jest ogromna! Bywa, że na scenie grają wspólnie muzycy, z których jeden mógłby być wnukiem, a drugi dziadkiem i rozumieją się znakomicie! To jest wspaniałe!
Gdy zaczynałem występować - około trzydziestu lat temu - czasami śpiewane przez mnie teksty miały dla mnie przenośny, abstrakcyjny charakter. Obecnie w zasadzie nie ma tekstu śpiewanego przez mnie, w którym nie odnalazłbym realnej cząstki siebie, nie przeżył sytuacji w nim opisywanej…
Życie powoduje, że nabiera się dystansu, wewnętrznego spokoju… A to znajduje odzwierciedlenie w wykonywanej muzyce. Śpiewa się prawdziwie, o sobie - pomimo, że tekst jest światowym przebojem lub znanym standardem…
Przyznam, że gdy kilkanaście lat temu coraz mniej występowałem, wydawało mi się, że sytuacja branży bluesowej jest stabilna. Po moim powrocie do aktywnego życia muzycznego, koncertowego, po tych latach mojej absencji okazało się, że obecnie kluby mają coraz mniej pieniędzy, co powoduje zamieranie dawnego życia koncertowego. Dawniej dużo graliśmy na przykład w klubach studenckich. Ludzie są teraz też jakby coraz bardziej leniwi. Po prostu nie chce im się chodzić na koncerty, a do tego bilety bywają względnie za drogie. Ludzie przyzwyczaili się też, że muzyka jest za darmo! Internet, darmowe koncerty… Widać to po zainteresowaniu i frekwencji na płatnych koncertach różnych wykonawców. Nie wiem co z tego wszystkiego wyniknie.
A co planuje w najbliższym czasie Dr Blues?
Planów, a raczej pomysłów mam mnóstwo. Przede wszystkim chciałbym, aby obydwa zespoły: Wielka Łódź i Soul Re Vision grały więcej fajnych koncertów! Mam pomysł na następne wydawnictwa płytowe. Chciałbym nagrać płytę koncertową między innymi w duetach. Jest kilka ciekawych wokalistek, z którymi chciałbym zaśpiewać. Lubię organizować koncerty w których gromadzę muzyków z innych zespołów po to, aby wspólnie wystąpić na zasadzie jednokrotnego wydarzenia. Przed nami rok 2013. Chciałbym, abyśmy wystąpili na ważnych festiwalach bluesowych w przyszłym roku. Mam nadzieję, że po występie na tegorocznej Rawie będziemy już bardziej identyfikowani i będzie to łatwiejsze. Otrzymaliśmy już kilka ciekawych propozycji.
A przede wszystkim chcę grać! Próby… nowe kawałki, aranże… koncerty! To właśnie planuję.