Zespół Kasyno (na zdjęciu Michał Chojnowski, gitarzysta Kasyna) reprezentujący Ostrów Mazowiecką wygrał konkurs zespołów podczas IX Siemiatycze Blues Festiwal.
Zespół Kasyno z miejscowości Ostrów Mazowiecka tym razem w końcu właściwie doceniony podczas konkurów organizowanych w ramach Siemiatycze Blues Festiwal. I po raz kolejny udowadnia, że warto mieć swój styl, a bluesa można łączyć z dobrze graną kaskadą mniej bluesowych dźwięków.
Słuchaliśmy utworów, które nie lekceważyły konwenansów bluesa ale nadały im dobrego smaku, którego nie rozpuściła nawet Zdrowa Woda - gwiazda festiwalu.
W tekstach oprócz emocji znaleźliśmy sens, Kasyno to zespół dobrych muzyków, który rozdał karty daleko od rynku w Łomży i ekstrakcji dobrego wykonania utworów Dżemu. Drugie miejsce przypadło grupie Coś Tak O, a trzecie F.B.I Blues Band. Ponadto jurorzy w składzie: Jacek Kaczyński (muzyk, m.in. były basista Kasy Chorych) i Waldemar Koperkiewicz (kompozytor, zastępca dyrektora Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach) przyznali wyróżnienia, które otrzymali Sławek Hardej i siemiatycka grupa Kovir.
W tym roku do konkursu przystąpiło jedenaście zespołów, a wśród nich: F.B.I. Blues Band z Sokółki, Holy Water z Łomży, Kasyno z Ostrowi Mazowiecka, Ekstrakcja z Warszawy, Coś Tak O z Lublina, Blue Rain z Międzyrzeca Podlaskiego, Sławek Hardej z Sokołowa Podlaskiego, Dobry Wieczór z Drohiczyna oraz Kovir, The Coffin’s Shop i Jak 21 z Siemiatycz.
Tu zobaczysz zdjęcia z konkursu „O Złoty Kafel” podczas IX Siemiatycze Blues Festiwal: Konkurs „O Złoty Kafel” - IX Siemiatycze Blues Festiwal
Festiwal okiem i uchem Karambola
Nieodłączną częścią siemiatyckiego festiwalu jest konkurs „O złoty kafel”. W tym roku do udziału dopuszczono aż jedenaście zespołów, ale niestety ilość nie przeszła w jakość. Spora część wykonawców to mocno amatorskie formacje i to w złym tego słowa znaczeniu. Cieszyć może jedynie to, że byli wśród nich również i bardzo, bardzo młodzi ludzie. Myślę, że to dobry pomysł, aby swój młodzieńczy zapał i energię wykorzystali do muzykowania a nie na inne niezbyt szlachetne form aktywności a może z czasem dojdą do wprawy i my słuchacze będziemy mięli z nich pożytek.
Jestem stałym bywalcem siemiatyckiego festiwalu, dlatego przywykłem, ale ciągle wielu słuchaczy jest zdziwionych, że w części konkursowej blues jest w zdecydowanej mniejszości. W tegorocznej edycji festiwalu przeważał rock i to czasem w ekstremalnej odmianie z wieloma charakterystycznymi dla tego gatunku elementami. Były rzecz jasna jazgoczące gitary, growling, headbanging do kompletu zabrakło tylko blastów.
Szkoda, że organizatorzy pozostawiają ten fakt bez jakiegokolwiek komentarza czy wyjaśnienia. Przydałoby się krótkie oświadczenie, które urwałoby te narzekania, co bardziej konserwatywnej części słuchaczy. Rozumiem, że młode zespoły, zwłaszcza te z regionu (aż trzy z Siemiatycz i jeden z pobliskiego Drohiczyna), nie mają zbyt wielu okazji do zaprezentowania się na dużej scenie z profesjonalnym nagłośnieniem i wykorzystują do tego każdą nadarzającą się okoliczność nawet, jeżeli jest to bluesowa (z nazwy) impreza. Ośrodkowi kultury trudno pozostać głuchym na takie społeczne zapotrzebowanie, i ja to rozumiem, ale słowo „blues” w nazwie imprezy budzi uzasadnione oczekiwania słuchaczy. Można przecież oficjalnie poinformować, że jest to konkurs „ogólnomuzyczny”, a jury wcale nie bierze pod uwagę zwartości bluesa w prezentacjach uczestników – liczy się po prostu ogólny poziom. Można regulaminowym zapisem „zmusić” wykonawców do zagrania bluesowego utworu – nie jest to nic nowego ani oryginalnego przecież kiedyś podczas międzynarodowego festiwalu piosenki w Sopocie nawet zagraniczni wykonawcy musieli wykonać polski utwór. Jest wiele sposobów, aby całe to stylistyczne zamieszanie uporządkować i myślę, że warto to w końcu zrobić. Przestrzegam tylko organizatorów, aby nie wpadli na głupi pomysł i zrezygnowali z konkursu.
Dwuosobowe jury pierwsze miejsce przyznało zespołowi Kasyno dowodzonemu przez bardzo sprawnego gitarzystę i wokalistę Michała Chojnowskiego. Zwrócili moją uwagę już w ubiegłym roku. Wtedy się nie udało a tym razem pełen sukces. Zaprezentowali wyłącznie kompozycje własne utrzymane w rock-bluesowej stylistyce i to w tej łagodniejszej formie. Bliższe to było temu, co robi Kenny Wayne Shepherd niż na przykład Stevie Ray Vaughan. Kolejne miejsca zajęli Coś tak O (świetna Ula Gajkoś na perkusji) i FBI – Blues Band. Z decyzją jury raczej się zgadzam, chociaż ja osobiście dałbym FBI drugie miejsce. Przyznano również dwa wyróżnienia. Jedno z nich przypadło Sławkowi Hardejowi za wokal (ja w uzasadnieniu wspomniałbym również o bardzo udanych kompozycjach) a drugie młodemu siemiatyckiemu zespołowi Kovir. Jury doceniło w występie młodziaków niesamowitą energię. Fakt, przyłoili bardzo solidnie thrash, a może i death metalem na zupełnie przyzwoitym poziomie. Siarczyste, mocno sfuzowane gitarowe riffy łeb urywały, że tak kolokwialnie napiszę.
Po części konkursowej przyszła pora na gwiazdy. Rozpoczęła Zdrowa Woda świętująca swoje 25 urodziny. Pierwszy raz miałem okazję posłuchać i zobaczyć ich w zmienionym składzie z klawiszami i tylko jedna gitarą. Krzysztof Baranowicz grał na oryginalnym Hammondzie XK-1 i drugim, pianinowo brzmiącym instrumencie. To odświeżone brzmienie zespołu bardzo mi się spodobało. Dzięki instrumentom klawiszowym pojawiło się sporo intrygujących i dotychczas obcych w ich brzmieniu klimatów. Pięknie wypadły (co prawda nieliczne) fragmenty kiedy to do hammondowych akordów Sławek Małecki dorzucał swoje mocne i soczyste gitarowe riffy – przyjemnie zapachniało Deep Purple. Zespół przedstawił bardzo przekrojowy materiał od utworów pochodzących z pierwszej płyty (rzecz jasna „Piwo”, bo bez tego ich koncert nie byłby udany) aż po te najnowsze z płyty „Policz czas”.
Obstawa Prezydenta pojawiła się na scenie w swoich tradycyjnych „roboczych” ubraniach, czyli czarnych garniturach i białych koszulach. Dali świetny, dynamiczny i profesjonalny szoł w swoim dobrym stylu. Janusz „Estep” Wykpisz dwoił się i troił przy mikrofonie, Sławek Sobieski wycinał na Gibsonie SG piękne rzeczy, solidna sekcja rytmiczna trzymała to wszystko w ryzach no i mój ulubieniec, czyli Igor Łojko dodawał to tego wszystkiego pikantne przyprawy. Opasany skórzaną „ładownicą” z harmonijkami wyglądał jak meksykański partyzant, ale grał dokładnie tak jak lubię – soczyście, aksamitnie, mięsiście. Wśród publiczności zauważyłem wielu muzyków z zespołów biorących udział w konkursie – mam nadzieję, że występy obu festiwalowych gwiazd dały im dobrą lekcję poglądową jak powinna wyglądać sceniczna prezentacja no i ile jeszcze czeka ich pracy, aby uzyskać podobną biegłość.
Warto wspomnieć o bardzo dobrym nagłośnieniu i to dokładnie wszystkich koncertów – nie ważne czy grali amatorzy w konkursie, czy zawodowcy w roli gwiazd - wszystko było słychać rewelacyjnie. Spoza tych muzycznych wrażeń wypada dodać, że pogoda dopisała, ale publiczność niekoniecznie.
Za rok siemiatycki festiwal będzie obchodził okrągłe 10 urodziny. Organizatorzy ze sceny dość enigmatycznie poinformowali, że będzie to wyjątkowa edycja z wieloma niespodziankami. Ja ze swej strony zaproponowałbym zaproszenie kilku laureatów poprzednich konkursów, rzecz jasna tych, którzy jeszcze funkcjonują. Myślę, że byłaby to interesująca prezentacja tego wszystkiego, co dobre i ciekawe pojawiło się na siemiatyckiej scenie.
P.S. Na koniec osobista dygresja. Łomżyński zespół Holy Water zaprezentował w konkursie utwór „Poszukiwany blues” a tam padają takie słowa autorstwa Jolanty Baranowskiej :
Nie ma bluesa w Łomży, gdzie się podział, gdzie?
Po Starym Ryneczku, czasem błąka się,
Czasem przy katedrze, na gitarze gra,
Tylko w pani Hance, swego fana ma
Nie ma bluesa w Łomży, gdzie się podział gdzie?
Mówili, że w Narwi, blues utopił się,
Szukam w kamienicach, na ulicach też,
Może gdzieś tu jest?
o nieee.
Kiedyś go widzieli, w Białymstoku był,
W Gwincie, Herkulesach z Kasą Chorych szył,
Na calutkim Śląsku, każdy bluesa zna,
Górnikom pod ziemią, na organkach gra.
Wielu fanów bluesa (rzecz jasna, zgodnie z powyższymi słowami, spoza Śląska) wstawiając zamiast Łomży nazwę swojego miasta i zmieniając kilka architektoniczno-geograficznych szczegółów mógłby ze smutkiem nucić ten utwór. Oj mało tego bluesa w Polsce – a szkoda wielka.
Robert Trusiak