Keb’ Mo’ goszczony jak król w Katowicach zaprosił na scenę dyrektora Rawa Blues Festival. Najlepsze wrażenie pozostawił po raz kolejny Otis Taylor, znów urzekła Ruthie Foster, a konkurs wygrali Cheap Tobacco.
Keb’ Mo’ anonsowany był jako największa gwiazda 33. Rawa Blues Festival. Jednych jego występ zachwycił, inni wychodzili znudzeni ugładzonym brzmieniem. Dopiero pod koniec koncertu pokazał bluesowego pazura, a na finał zaprosił na scenę nawet dyrektora festiwalu. W Polsce goszczony był jak król, ale oprócz briefingu w Katowicach odseparowany od szeregowych dziennikarzy, którzy jechali na festiwal po kilkaset kilometrów.
Podobna sytuacja dotyczyła praktycznie wszystkich wykonawców. Blokada medialna zdecydowanie świadczy o międzynarodowym charakterze imprezy.
Nie wolno w takim razie blokować informacji, że konkurs zespołów w tym roku wygrała grupa Cheap Tobacco. Dobrze wykorzystali swoje 10 minut na dużej scenie.
Po Keb’ Mo’ wielbiciele transu i prawdziwej, niemal zwierzęcej energii dostali prawdziwą ucztę. Po ostatniej wizycie na Warsaw Blues Night Otis Taylor wzmocnił tylko w Polsce wizerunek artysty kultowego, a w Spodku bez problemu poradził sobie z kilkutysięczną widownią. Swój udział miała w tym ekspresyjna skrzypaczka Anne Harris, ale i znany z koncertów z Jasonem Ricci Shawn Starsky tradycyjnie grał fantastycznie. Taylor używał i elektrycznego banjo i gitary elektrycznej, a z harmonijką urządził wielki pociąg po płycie Spodka. Było pięknie.
Podobnie pięknie było podczas zdecydowanie za krótkiego koncertu Ruthie Foster. Genialna wokalistka, mocno osadzona w gospel czarowała zarówno wersjami piosenek Johnny Casha jak Adele czy pięknym „One” U2. Szkoda, że dostała tak mało czasu, a dziennikarze nie mieli szansy przynajmniej z nią porozmawiać przez chwilę po występie.
Bluesonline.pl bardzo liczył na dobry koncert Heritage Blues Orchestra. I nie zawiedliśmy się. Polecana przez nas kapela przyjechała w fantastycznym składzie, z czteroosobową sekcją dętą, harmonijkarzem i perkusistą. Muzycy przedstawili historię bluesa w pigułce a duet Billy Simsa Jr z córką powalił kameralną wersją „St. James Infirmary”. Było dokładnie tak, jak przewidywaliśmy – i bez wątpienia to właśnie podczas tego występu zawartość bluesa w bluesie była wyjątkowo duża.
Większa mogła być tylko w spotkaniu Jamesa Blood Ulmera z dyrektorem Rawy. Ale chyba nie u wszystkich znalazła zrozumienie taka formuła.
Najwięcej zabawy na scenie mieli z kolei The Stone Foxes. Osadzony w tradycji amerykańskiego rocka, z wyraźnymi korzeniami bluesowymi i odniesieniami do czadowej wersji Neila Younga – The Stone Foxes podbili młodzą część widowni, ale i fani typowo rockowego rebelianctwa mogli być ucieszeni.
Szkoda, że nie dowiemy się o nich nic więcej. Najpierw zwlekano z potwierdzeniem akredytacji dla dziennikarzy, a potem lakonicznie poinformowano, że briefingów nie ma i nie będzie, a na wywiady trzeba było się umawiać znacznie wcześniej - nie wiedząc czy w ogóle zostanie się wpuszczonym do Spodka. I tak – mimo wyjątkowego line upu wspomnień nie będzie zbyt wiele.