Śląsk nie rozpieszcza. Śląsk uczy dyscypliny i pokory - mówi Agnieszka Łapka. Właśnie wydała płytę Łapka-Rzepa-Głuch "Januaries". Nie tylko o muzyce mówi w specjalnym wywiadzie dla radia bluesonline.pl.
Radio bluesonline.pl:Kiedy byłaś dzieckiem, kim chciałaś zostać?Agnieszka Łapka: Kiedy byłam dzieckiem chciałam zostać policjantką. Aż do czwartej klasy szkoły podstawowej, wtedy właśnie poszłam z ojcem i moją siostrą pierwszy raz na koncert, w ogóle jakikolwiek koncert. To był koncert zespołu Hey w Spodku, pamiętam. I to zrobiło na mnie tak silne wrażenie, że w sekundę zmieniłam marzenia i już wtedy wiedziałam, że koniecznie muszę zostać wokalistką.
Według różnych kultur ludzkie charaktery odpowiadają różnym zwierzętom, a Ty z jakim się utożsamiasz?
Zastanawiałam się nad tym, jakiemu zwierzęciu mogłabym odpowiadać, ale do głowy przychodzi mi owad – albo chrząszcz, albo jakiś żuczek i to z takiego powodu, że na ogół jak się widzi takiego żuczka, to on się gdzieś bardzo śpieszy, wydaje się, że ma bardzo dużo na głowie i bardzo, bardzo mało czasu. Z takim żuczkiem ja się utożsamiam w całej rozciągłości.
Grasz na jakimś instrumencie?
Na żadnym instrumencie niestety grać nie potrafię, chociaż swego czasu grałam na gitarze i niektórzy mówili, że całkiem nieźle mi szło. Grałam jakieś 3 lata, ale nie miałam kompletnie chęci do ćwiczeń i przez to zarzuciłam instrument, ale mam takie coś, że kupuję instrumenty w nadziei, że kiedyś będę miała czas, żeby zacząć się uczyć. Np. ostatnio kupiłam sobie pięknego Wulitzera, z tym, że to nie jest pianino moich marzeń, to są raczej organy, mają tylko 3 oktawy i taką boczną klawiaturkę do basów. Nie jest to raczej profesjonalny instrument, ale jest piękny, zadbany, nowy, chociaż z epoki – z lat 70-tych. Jestem z niego bardzo dumna, już miałam nawet kilka sesji na tym pianinie w sensie takim, że próbowałam się czegoś nauczyć, ale oczywiście znowu nie miałam do tego cierpliwości. Ale nie tracę nadziei, że kiedyś się nauczę.
Jak pracowaliście nad kompozycjami na płytę?
Nad kompozycjami na płytę pracowaliśmy dosyć długo, bo zaczęliśmy z Mirkiem pracować w 2007 r. – wtedy już pierwsze kompozycje powstawały i to było na ogół tak, że Mirek przynosił jakiś pomysł i potem razem budowaliśmy całość. Niektóre piosenki, np. „Black Bird Cider” – to tej melodii, którą on stworzył ja dojrzewałam pół roku i dopiero po długim czasie zrozumiałam ten utwór na tyle, że potrafiłam przeniknąć do niego i stworzyć coś swojego, jakąś swoją melodię i wówczas niesamowite było to, że on sam się napisał, po prostu siadłam i go napisałam. Były też takie utwory, które powstawały w ciągu kilku godzin, nad szkieletem pracował Mirek, potem wkraczałam ja, a Kris wszystko przyozdabiał pianinem.
Kiedy śpiewa się z tak ograniczonym akompaniamentem, człowiek się obnaża?
Przy skromnym akompaniamencie rzeczywiście było dużo problemów, ja miałam dużo problemów technicznych, dużo rzeczy powtarzaliśmy, kilka razy nagrywaliśmy, pracowaliśmy nad tym, żeby wszystko wybrzmiało idealnie, ale dzięki temu też więcej się nauczyłam, bo byłam tak samo ważnym instrumentem, jak gitara, czy pianino. Byłam na pierwszym planie, musiałam pilnować, żeby nigdzie nie było niepotrzebnych dźwięków i fałszy.
Jesteś zadowolona ze swojego życia?
Ze swojego życia jestem bardzo zadowolona, jestem zadowolona coraz bardziej, z każdym rokiem czuję się bardziej doświadczona i szczęśliwsza zarazem. Dla twórcy doświadczenie jest bardzo ważną sprawą, w zasadzie tylko z niego możemy czerpać przy tworzeniu, czy to obrazu , czy tekstu, czy przekazywaniu w ogóle w jakiś inny sposób swojej wrażliwości. A żeby mieć tę wrażliwość, trzeba jakoś się na świat uwrażliwiać. Przede wszystkim cieszę się z tego, że mogę się realizować na tym polu, które sobie wybrałam, że na tym polu dzieje się coś serio i ja mogę być serio w tym, co robię. Czuję się twórczynią – może tak, na miano artysty pracuje się latami, więc to absolutnie mnie nie dotyczy.
Czy czujesz się bardziej artystką czy kobietą?
Bycie kobietą to tak naturalna sprawa, że kobietą po prostu się czuję.
Czy Śląsk to dobre miejsce do życia?
Myślę, że Śląsk to dobre miejsce do życia, a to też z tego powodu, że Śląsk nie rozpieszcza. Śląsk uczy dyscypliny i pokory i tutaj panują też takie proste zasady, że człowiek jest wynagradzany za pracę i dobro i karany w jakiś taki niewyszukany sposób za bierność. Mogę śmiało powiedzieć, że na Śląsku mieszkają ludzie mądrzy życiowo, to na pewno.
Kiedyś mówiono o śląskim bluesie, nie chcieliście zaangażować większej ilości muzyków do tej płyty?
Pojęcie śląskiego bluesa, o którym mówisz jest tutaj na Śląsku dalej bardzo wyczuwalne, to dalej istnieje. Zresztą o to, aby w dalszym ciągu była kontynuacja tego cały czas dba Leszek Winder, chociażby przez to , że współpracujemy w Śląskiej Grupie Bluesowej. A ja jestem zdania, że muzyka potrzebuje ciszy, żeby mogła brzmieć i bałam się, że większa ilość instrumentów, czy też muzyków zaproszonych do tej naszej płyty Januaries mogłaby tę ciszę na tyle zaburzyć, że płyta stałaby się nieczytelna. Myślę, że w tym składzie, w którym nagraliśmy tę płytę mogliśmy tę ciszę na tyle podkreślić, że ją tam słychać i z tego się cieszymy.
Czy blues zawsze musi być podszyty nostalgią?
Nostalgia w bluesie – myślę, że to jest coś takiego, jak mąka w chlebie, taki składnik. Świadczy o tym chociażby ta sama nutka blue note, to nie jest wesoła nutka. Chociaż to jest też właśnie to, o czym mówiłam wcześniej, że w życiu zasada pewnej równowagi między tym, co dobre, a tym, co złe, tym , co wesołe i tym, co smutne musi pozostać nienaruszona, tak, żeby wszystko szło w dobrym kierunku. Myślę, że blues jest tego idealnym przykładem, bo tutaj wszystko się równoważy, można wyciągnąć ze smutnego wydarzenia coś bardzo dobrego, czy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, a przy okazji zadumać się nad tym, co było i wyciągnąć dla siebie jakąś szkołę z tego smutnego wydarzenia. Myślę, że blues jest taką wypadkową życia tak naprawdę. A życie bywa na ogół podszyte nostalgią.
Dlaczego tak często śpiewasz smutnym głosem?
Dlaczego śpiewam smutnym głosem? Myślę, że trochę taki głos mam. Cały czas staram się wyciągać z niego jak najwięcej kolorów, widocznie, skoro tak to odbierasz, najlepiej wychodzi mi wyciąganie tych bardziej burych, niż tych jaśniejszych i weselszych, ale wierzę, że to jest kwestia czasu i niedługo też będę śpiewała w nieco bardziej zróżnicowany sposób.
Czy miewasz huśtawki nastrojów?
Jeżeli chodzi o huśtawki nastrojów, to raczej nie miewam, pracuję nad tym, żeby ich nie miewać. Uważam się za stabilną osobę, cały czas staram się zachować równowagę wewnętrzną.
Co Cię przeraża najbardziej w życiu?
W życiu przerażają mnie różne rzeczy, najczęściej takie dotyczące zaniedbań natury ludzkiej, np. frustracja, albo jakiś niezdrowy upór. Nie przeraża mnie to, na co nie mamy wpływu, np. to, o co my sami możemy się starać, dbając o siebie, czy o swoich bliskich.
Zdecydowałaś się śpiewać po angielsku i Twoje bohaterki mają angielskie imiona – dlaczego?
Na płycie zdecydowałam się śpiewać po angielsku z wielu powodów. Przede wszystkim z takiego powodu, że język polski , jak wiemy jest bardzo trudny, a umiejętność śpiewania jeszcze trudniejsza i fakt, że język polski odkrywa przed słuchaczem wszelkie niedoskonałości i można powiedzieć automatycznie demaskuje wszelkie niedociągnięcia. Języka angielskiego na tym etapie, na którym znajdowałam się podczas nagrywania płyty, słucha się na pewno przyjemniej. Ja wychodzę z założenia, że trzeba robić swoje i czekam z pokorą, co przyniesie dalsze śpiewanie, dalsze doświadczenie w tym zawodzie i pracuję nad tym, aż napiszę taki polski tekst, który będzie mi się podobał i który będę potrafiła zaśpiewać.
Śpiewasz od wielu lat, tak trudno wydać w Polsce płytę?
Jeśli chodzi o moją działalność gospodarczą Graf-In – pracownię artystyczną, którą założyłam ponad rok temu, to ja to określam mianem tworu, ponieważ tak naprawdę imam się przeróżnych zajęć, dotyczących działalności artystycznej, czy to plastyka, czy muzyka i wszystko, co pochodne. Prowadzę też kursy dla młodzieży i dla osób dorosłych, generalnie jest to praca z dziećmi z rysunku, projektuję okładki do płyt, plakaty, a także graweruję broń – w warsztacie rusznikarskim w Piotrowicach. A ostatnio też , przy okazji naszej płyty Januaries wydaję płyty !
Czy wydać płytę w Polsce jest trudno? Trudno jest skomponować materiał, który chciałoby się wydać i zdobyć fundusze na samo wydawnictwo. Teraz rynek stwarza takie możliwości, że tak naprawdę każdy może wydać własną płytę za własne pieniądze, oczywiście nie jest to jakiś kilkutysięczny nakład, tylko o wiele skromniejszy, ale jak na początek na pewno wystarczy.