Jarekus Singleton – Refuse To Lose

Rewelacyjny debiut 30-letniego muzyka z Mississippi. Jarekus Singleton to odkrycie Alligator Records, a płyta “Refuse To Lose” jest ożywczym tchnieniem w świecie elektrycznego blues rocka.

Otwierający album utwór „I Refuse To Lose” ma zróżnicowane tempo, nowocześnie brzmiącą linię basu i ogniste zagrywki gitary. Do tego Singleton śpiewa jasnym, mocnym głosem – jest po prostu pewny swoich sił i możliwości. I to działa.

Funkowy „Purposely” ma wyraźną bluesową harmonię, ale wyróżniają go świetnie brzmiące organy, wyrazisty rytm i przede wszystkim gitara – mocna, zdecydowana i nie pozbawiona ognia Stevie Ray Vaughana.

Jeszcze więcej funku jest w „Gonna Let Go”. Ten facet czuje rytm i umie śpiewać, zaś w solówkach mimo wirtuozerskich zapędów – zna umiar, ale przecież zaczynał od fascynacji Albertem Kingiem.

Pierwszy wolniejszy utwór, to obdarzony szeroką frazą „Crime Scene”. Bardziej ascetycznie zaaranżowany, z Johnem "Juniorem" Blackmonem delikatnie akcentującym rytm na bębnach od razu zwraca uwagę dramatyzmem i dynamiką. O świetnej gitarze nie wspominając.

 

Keep Pushin” zaczyna tak melodyjne gitarowe intro, że piosenka wydaje się być stworzona do radia. Dobrze też sprawdzić się musi na koncertach, bo ma w sobie wiele oddechu i miejsc pozwalających na szaleństwo – zarówno muzyków jak i słuchaczy. Melodyjne solo dopełnia całości tej świetnej kompozycji.

W zupełnie innym rytmie zaaranżowane zostało „Suspicion”. Jest tu i rozedrgane intro i nowoczesny organowy shuffle i soulowe bridge. Wyjątkowo udane zestawienie, połączone z świetną studyjną produkcją, za którą odpowiadają wspólnie Singleton i szef firmy Alligator – Bruce Iglauer.

Z prasy wiemy, że wolny blues „Hell” to centralny punkt dotychczasowych koncertów Singletona. Zatrzymania, dramatyczne frazy – można sobie wyobrazić, jak brzmi to na żywo, zwłaszcza że w tekście Jarekus przywołuje wprost pamięć wielkiego Ray Vaughana. A brzmi zarazem współcześnie i tradycyjnie. I znów na d wirtuozerię przedkłada śpiewność swoich solówek.

Nazbyt nerwowy i funkowy może wydawać się w tym zestawie „Hero”, ale to popis idealnej sprawności rytmicznej towarzyszących mu muzyków, a zgłębiając się w kompozycję znajdujemy tyle melancholijnych nut, że umiejętności układania nut może mu pozazdrościć i Robert Cray i wielu tej klasy artystów.

Rozkołysany w umiarkowanym tempie „High Minded” po raz kolejny udowadnia, iż mimo wyrazistych elektrycznych solówek Singleton jest bluesmanem z krwi i kości. Wie, gdzie jest jego baza i stara się jej nie opuszczać za daleko. Dlatego brzmi tak fantastycznie i naturalnie.

Kolejna kompozycja mieszająca style to „Sorry”. Z odrobiną swingu ale i klasycznym graniem call & response i oczywiście z bluesową harmonią pokazuje, że ta muzyka w sercu utalentowanego artysty może przełamywać bariery i spokojnie brzmieć bardzo współcześnie.

Najbliższy klasycznemu bluesowi jest utwór „Blame Game”, choć i tu sposób frazowania na gitarze, mimo iż oszczędny, podszyty jest funkiem. Za to w prezencie dostajemy partię harmonijki zagraną przez Brandona Santini, a w klawisze pianina uderza wyjątkowo Robert "Nighthawk" Tooms.

Album wieńczy rożkowe boogie „Come Wit Me”. Do tego dochodzi niemal jazzowy walking basu i oczywiście liczne akcenty frazy wygrywane precyzyjnie przez cały kwartet.

Jarekus Singleton to jeden z ciekawszych debiutów 2014 roku. Płyta brzmi świetnie a 30-letni muzyk chyba słusznie czekał, by rozpocząć swoją karierę jako w pełni ukształtowany, doskonały bluesman.