David Michael Miller urodził się w Buffalo, sam siebie określając muzykiem ze świata blues rocka i soulu. Krążek „Poisons Sipped” przebojem wdarł się na playlisty audycji bluesowych za Oceanem.
Płytę rozpoczyna mocny killer. „Hands Me Down” zawiera wszystko, czego potrzebuje otwarcie płyty. Przejmujący slide, bezkompromisowe boogie, wsparcie klawiszy, mocny rytm bębnów i do tego wzmacniające efekt dziewczyny w chórkach. Tu naprawdę gitara jest ważna, a solo zagrane slide robi wrażenie.
Saksofony łagodzą i tak taneczno-kołyszący rytm „Edge Of The End Of The World”. Odrobina popu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a ta melodia ma prawo się podobać każdemu, a i na koncertach da się zaśpiewać z muzykiem.
„Memphis Belle” zaczyna się od steel guitar, której towarzyszy fortepian w klimacie Eltona Johna. Również śpiew Millera jest tak samo pełen emocji. Ma w sobie soulowe nuty i potrafi interpretować tekst. A żeńskie chórki dosładzają całość.
Takimi dźwiękami często zaczynał swoje utwory John Lee Hooker. Korzenne zagrywki rozpoczynają „Hope Finds A Way”. Jednak to inny pomysł a kompozycję, bo łączy w sobie i odrobinę funka i soulu, a gitarowe solo z efektownymi zagrywkami dodaje blues rockowego pazura.
Następna ballada w tym zestawie to „Moonshine”. Miler ma szansę pokazać swoje soulowe zacięcie wokalne, a i sama kompozycja czerpie garściami z najlepszych hitów Motown.
„Spent” to powrót do rockowo-soulowego grania w mocnym stylu. Znów mamy zagrywki slide, ale na niższych strunach, inteligentną harmonię i znakomity głos lidera. A solówce w ruch idzie wah wah.
Znakomicie nagrany wokal wyróżnia balladę „Carolina Bound” łączącą i soul i bluesa i country, szczególnie kiedy brzmi lap steel guitar. W jednej piosence znajduje się mnóstwo z amerykańskiej tradycji muzycznej, pomijając jej potencjał komercyjny.
Odrobinę zydeco wprowadza brzmienie akordeonu w akustycznej balladzie „Careless”. I tym razem to umiejętne łączenie stylistyk, które pozwalają Millerowi zachować własny język artystyczny.
W „Diggin On Bill” mamy jazzujące rytmy, piano elektryczne obok organów, świetne riffy dęciaków i klimat funkowej nocy w jakimś klubie w sercu Nowego Jorku. Producenci smooth jazzowych audycji śmiało mogą pochylić się nad tą kompozycją.
„Once” pozornie powraca do gitarowego grania, ale bardziej przypomina riffy rodem z występów Jamesa Browna. Funk ma się dobrze i dodaje słuchaczom energii.
„Movin’ On” powraca do blues rockowych korzeni Millera. Tu riffy grają gitary wzmacniane przez hammondy. Kompozycja cokolwiek ociężała, ale otwierająca pole do popisu przed instrumentalistami.
Album kończy piosenka „Extraordinary”. To jeszcze jeden flirt Millera z soulem, a wyśpiewywana przez niego melodia nieco kojarzy się ze sposobem komponowania Stevie Wondera. I to głos lidera jest do końca tej przypominającej hymn piosenki. Piękne zakończenie.
Zawartość bluesa w bluesie nie jest może na krążku „Poisons Sipped” największa, za to pomysły na piosenki zachwycają. A że David Michael Miller I świetnie śpiewa i znakomicie gra różnorodność albumu dodaje mu tylko blasku.