Marcia Ball - The Tattooed Lady and the Alligator Man

Marcia Ball to znakomicie znana w Polsce pianistka i songwriterka. Jesienią 2014 roku wydała, oczywiście dla Alligator Records, krążek „The Tattooed Lady and the Alligator Man”.

Co tu dużo pisać. Wiadomo, kto styl pełnej werwy Marcii zna, ten nie będzie zawiedziony. Ognista tytułowa opowieść o miłości ozdobiona została pełną podobnego ognia grą na pianinie i wypunktowana przez trąbkę Jimmy Shortella i puzon Randy Zimmermana wspierające będącego stale na pokładzie zespołu Thada Scotta z saksofonem tenorowym.

 

Podobnie w „Clean My House” – dęciaki dodają tej pełnej przestrzeni kompozycji skrzydeł, a Ball śpiewa wręcz fantastycznie. Do tego niezwykle ciekawa gra perkusisty i mamy skrzyżowanie boogie z soulem i szlachetnym rhythm and bluesem. Wyborne.

Przepiękna piosenka w umiarkowanym tempie, znakomita na letnie potańcówki to „Just Keep Holding On”. Także są tu ślady dęciaków i urzekające solo na tenorze. Do tego chórki i ta cudowna atmosfera prywatek z lat 60. XX wieku. Aha – przecież Marcia to po prostu pamięta.

Marszowy rytm zapowiada radosne boogie „Like There's No Tomorrow”. Tekst opowiada po prostu o zabawie do utraty tchu, a przy tak intensywnym graniu na fortepianie trudno byłoby się w owym tańcu nie zatracić.

Marcia Ball piosenkę Hanka Ballarda „She’s The One” przekabaciła na „He’s The One” i śpiewa ją z niesamowitą pasją. Jej głos to jeden z teksańskich skarbów. Poza tym – artystka nie wstydzi się kobiecości i na scenach pojawia się w sukienkach, będąc przy tym sobą. Dlatego ma prawo przerobić tekst jak żadna inna i włożyć w niego mnóstwo emocji. Nic dziwnego, że stylowe solo niemal samo wypływa spod palców gitarzysty Michaela Schermera.

Marcia udanie flirtuje z zydeco piosenką „The Squeeze Is On”. Na akordeonie wspaniale wspiera ją Terrance Simien, a całość wręcz podrywa z fotela do tańca.

Sporo blues rocka w aranżacji zawiera „Hot Springs”. Paradoksalnie, mimo silnego brzmienia, wyrazistego gitarowego riffu i organów elektronowych,  to pani Ball jest samodzielną autorką i muzyki i słów do tego utworu. To prawdziwy muzyczny omnibus.

Na flirt z estetyką country zanosi się od pierwszych taktów „Human Kindness”, ale szybko do głosu dochodzą brzmienia bliskie gospel. Zresztą sam tekst też pełen jest miłości i otwierania ludzkich serc. Piękne chórk i hammondy, podobnie jak  „sisters and brothers” w tekście stanowią kompletne dzieło, które z przyjemnością cała sala zaśpiewa na koncercie z zapalniczką w dłoni.

Najprawdziwsze fortepianowe boogie to „Can't Blame Nobody But Myself”. Swingujące bębny I całkowita władza fortepiano nad rytmem i całością nagrania przypomina, kto tu jest szefową. Nawet grający tu na harmonijce Delbert McClinton nie przełamie monopolu na władzę jaki ma Marcia Ball.

Tytuł „Lazy Blues” zobowiązuje. W tej piosence głos Ball został wysunięty do przodu, mamy niemal klubowe granie, gitara zmienia brzmienia na jazzujące, perkusista odpoczywa, a słuchacz ma wrażenie niezwykłej intymności tej piosenki. Bardzo prawdziwe i urzekające nagranie – bez fajerwerków - po prostu blues.

Organowo-fortepianowy jump blues zmieszany z boogie to piosenka „Get You A Woman”. Tu szefowa pozwala sobie na stylową solówkę w klimacie honky tonk, i znów trudno usiedzieć w miejscu.

 

Pyszna jazzowa gitara i nawiązujący z nią dialog fortepian rozpoczynają wolnego, jazzującego bluesa „The Last To Know”. Tu po raz kolejny słychać, jak wspaniałą wokalistką jest Marcia Ball. Wsparta przez wspomnianych trębacza i puzonistę potężnymi riffami dęciaków współpracujących oczywiście z barytonem snuje swoją pełną emocji opowieść. Taki głos i takie doświadczenie to skarb.

Trudno się dziwić, że Alligator Records mocno stawiają na artystkę. Doświadczeniem klasą autorskich kompozycji i obyciem scenicznym bije młodsze konkurentki bez problemu. A przy okazji – jest po prostu znakomitą artystką. Czas, by zagrała w Polsce w jakiejś porządnej sali, nie w okropnym Spodku.