Kris Pohlmann – Taylor Road

Kris Pohlmann urodził się 37 lat temu w Wielkiej Brytanii. Po fascynacji Status Quo, Zz Top, Free i Cream odkrył Stevie Ray Vaughana i Gary Moore. Od 15 lat mieszka w Niemczech, a 16 stycznia wydaje swój pierwszy solowy album „Taylor Road”.

Krążek rozpoczyna się mocnym, niemal hard rockowym riffem tworzącym szkielet piosenki „Used To Be”. Co ciekawe, dwa lata temu Kris został wyróżniony jako najlepszy wokalista bluesowy, z najlepszym zespołem, albumem („One For Sorrow” i kompozycją, ale przez German Rock Music Association. Może dlatego w tej pieśni tyle mocnych uderzeń i zdecydowanie rockowego śpiewania  z lekko stadionowym refrenem.

Tytułowy utwór „Taylor Road” ma być swego rodzaju hołdem złożonym dzieciństwu w Anglii i pierwszym próbom gry na gitarze elektrycznej Squier Telecaster – uwiecznionym zresztą na zdjęciu we wkładce datowanym na 1993 rok. Może dlatego jego rytm to elektryczne boogie, z jakiego przez dekady słynęło właśnie Status Quo. Generalnie – odległe to od Stevie Ray Vaughana, bliskie zaś brytyjskiej muzyce rockowej lat 80. XX wieku.

W „One Good reason” odzywają się chórki, a sam pomysł na piosenkę to rzeczywiście pewne skrzyżowanie połysku ZZ Top z bluesowymi zagrywkami znanymi z przebojów Chrisa Rea. W stacjach grających classic rock pewnie taka muzyka może się podobać, bluesa w tym niewiele.

Jako pierwszy singiel Kris wybrał oparty o bluesowa harmonię rocker „Borrowed Time”. Tu rzeczywiście można znaleźć echa Gary Moore, bogatą harmonię i wyrazistą, melodyjna solówkę z silnymi wpływami bluesowych mistrzów z okolic Teksasu. Jest dynamika, jest pomysł – zdecydowanie to kompozycja, w której nie zmarnowano ani sekundy czasu ewentualnego słuchacza.

Niepokojąco lekkim reggae rozpoczyna się „Look The Other Way”. To właściwie bardziej rockowa ballada, niż blues. Oczywiście z piękną kulminacją, solówką, jakiej nie powstydziłby się w Rainbow Ritchie Blackmore, chórkami. Ładne to bardzo, ale czy coś więcej? Może trzeba zobaczyć muzyka na żywo?

Intro do „Ain't Crying For Yesterday” kojarzy się na przykład z jakimś występem Steppenwolf, ale też ze stadionowym rockiem wspomnianych tu już lat 80. Jakże zabawnie w tym kontekście brzmi tytuł piosenki.

Klasycznym blues-rockowym riffem zaczyna się za to „Taking Back What's Mine”. Rytmicznie odrobinę przypomina „Come Together”, a w aranżacji ma wplecioną dobrze nagraną partię harmonijki, w którą dmucha sam Pohlman. Są też odniesienia do tego teksaskiego, spalonego słońcem ZZ Top. To drugi utwór, za który warto zapłacić w sieci. Ma moc i ma w sobie ducha białego bluesa.

„The Silence” leniwym rytmem w pierwszej części może się kojarzyć z późnymi nagraniami Petera Greene. Szkoda trochę, że pojawia się sztampowy rockowy refren, który psuje ulotny malowany nutami gitary z pogłosem. Później pojawia się blues-rockowa kulminacja gitarowa, jeszcze bardziej podkreślająca mentalny związek kompozytora z klasykami hard rocka z lat 70. XX wieku.

Wykorzystanie wah wah w budowaniu brzmienia piosenki „Slow Motion” może nasuwać skojarzenia z najlepszymi momentami Cream i chyba – coś jest na rzeczy. Szczególnie, kiedy wsłuchamy się w responsy gitary komentujące wokalne frazy Pohlmanna.

„Tarantula” rozpoczyna się sfuzzowanym slide i ma w sobie pewne przyczajenie, nieźle charakteryzujące sposób łowów pająka. Niestety, znów blues rockowy korzeń zostaje ozdobiony kwiatkiem w postaci melodyjnego, rockowego i raczej przewidywalnego refrenu. A przecież w często mniej znaczy w muzyce więcej.

„The Long Godbye” w intro może kojarzyć się z akustycznym wstępem do „Wish You Were Here”. I gdybyż tak zostało – na poły akustycznie, z bluesowym feelingiem – byłoby OK. jednak tu mamy bardziej do czynienia z rockowa balladą. W połowie utworu odzywają się mocniejsze tony, a Kris Pohlman eksploduje blues rockową solówką w starym, dobrym stylu.

„Taylor Road” to profesjonalnie nagrany krążek, z dobrymi, rockowymi tematami. Fanów bluesa raczej nie usatysfakcjonuje.