Białostocki Ośrodek Kultury na XXX festiwal Jesień z Bluesem wydał nową książkę autora "Małego leksykonu bluesa". To Marek Jakubowski "Kultura popularna i blues". Najlepiej ją czytać od końca i oglądać zdjęcia, jakie robił Zbigniew Jędrzejczyk.
There before the boys lay more money than my nine musicians were being paid for the entire engagement. Then I saw the beauty of the primitive music. They had the stuff the people wanted. I touched the spot.
WC Handy, Father of the Blues, 1941
Nie uważam, że myślisz powoli. Uważam, że publikujesz szybciej niż myślisz.
Cytat przypisywany Wolfgangowi Pauliemu, laureatowi Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki.
Skąd takie cytaty na początku? To ukłon w stronę Marka Jakubowskiego, który w swojej książce prawie każdy rozdział rozpoczyna od cytatów związanych w pewnym stopniu z następującym po nich tekstem.
Uważam, że są potrzebne. Jak zawołanie bojowe, okrzyk, podnoszą morale i wzmagają siły czytelnika, by przebrnął przez kolejne strumienie tekstu. A przeprawa nie będzie łatwa. Już pierwsze strony upewniają odbiorcę, że tytuł dzieła został wybrany z rozmysłem. Więcej tu będzie wielowątkowych rozważań o kulturze, kulturoznawstwie, definicji kultury popularnej, filozofii i innych wielkich sprawach, niż o bluesie. Autor we wprowadzeniu zastrzega, że będzie mowa o pewnych przejawach bluesa w aspekcie pojęć i zjawisk kultury, bez próby wprowadzenia jakiegoś, choćby historycznego, ładu w opowieści.
W tym samym wprowadzeniu zapoznajemy się ze stylem dzieła. Pełne jest ono przypisów, dygresji, czasami prawd objawionych, niepozbawione sądów wartościujących. Język zarówno w tekście głównym jak i w przypisach przyprawia o zawrót głowy. Nagromadzenie słów trudnych i jeszcze trudniejszych, wielokrotnie złożone zdania znakomicie uprzykrzają dotarcie do sensu wypowiedzi. Na przykład w jednym z przypisów do „Wprowadzenia” autor używa pojęcia „hedonistyczne szczęście”, a w następnym zdaniu de facto definiuje to pojęcie. Oczywiście nie traktuje tego zabiegu formalnie jako wyjaśnienia terminu. Czy to świadome powtórzenie, czy danie upustu natłokowi myśli? Niektóre z kolejnych przypisów wyjaśniają rzeczy właściwie niewymagające wyjaśnienia i wydaje się, że mają za zadanie zwrócić uwagę czytelnika na poprzednie dzieło autora.
Dalsza lektura „Wprowadzenia” jest równie rozwijająca.
Będąc odbiorcą dzieła, natrafiam na fragment o sobie. Czytam z zainteresowaniem, że posiadam dzięki określonej kulturze „wyznaczniki reakcji na dzieło, w tym rozumienie”. Widać w tym sens, ale tu autor odsyła mnie do przypisu, gdzie objaśnia: „Pojmowane tu inaczej niż centralna kategoria hermeneutyki”. Żebym dobrze to pojął, w głównym tekście otwiera nawias i ponownie objaśnia owo rozumienie „będące procesem dekodowania znaczeń poprzez przekładanie ich na swoją wrażliwość i język — zbiór pojęć i określonych znaczeń”. I jeszcze inne wyznaczniki odbiorca posiada, na przykład „pozaracjonalną sferę pozapojęciowego przeżywania”. Uzbrojony w te wszystkie wyznaczniki czytam dalej.
Autor z pełną konsekwencją twierdzi, że podziela poglądy teorii kultury Jerzego Kmity i przyjmuje punkt widzenia tej teorii. Szkoda jednak, że logika i precyzja wypowiedzi tekstów Jerzego Kmity nie przyjęła się w języku omawianego dzieła. Przywołując Jerzego Kmitę i związanych z jego szkołą kulturoznawczą Marka Krajewskiego i Jerzego Bursztę w tym samym zdaniu, czyni to w sposób niezrozumiały lub niegramatyczny (str. 21). Takich lapsusów jest przynajmniej kilka. Czyżby wydawca poskąpił na korektora? A może korektor był porażony skomplikowanym językiem wypowiedzi? Tu wzorem Marka Jakubowskiego pozwolę sobie na dygresję. Szkodliwe i karygodne jest wydanie ambitnego dzieła bez udziału redaktora merytorycznego. W żadnym miejscu omawianej książki nie pojawia się osoba redaktora, co każe sądzić, że go nie było. Nie rozgrzesza tego fakt patronatu Prymasa nad drukarnią. Wręcz przeciwnie.
Nieco oddechu czytelnikowi daje rozdział poświęcony WC Handy’emu i jego czasom. Autor trafnie zmienia określenie tej postaci z „ojca bluesa” na „ojca chrzestnego bluesa czasów popkultury”. Pełna faktów historycznych, nazwisk, opisów ówczesnej rzeczywistości opowieść pokazuje w jakim obszarze Marek Jakubowski czuje się swobodnie. Nie sposób jednak zapamiętać wszystkich nazwisk, tytułów i faktów. Dlatego ubolewam, że redakcja nie zdobyła się na stworzenie indeksu, który ułatwiłby poruszanie się w tekście i powrót do konkretnych fragmentów. Autor, tak jak w poprzednim rozdziale piętnował głównie zło postmodernizmu, tak w tej części prowadzi wojnę podjazdową z komercją i biznesem, w tym oczywiście show-biznesem. Będzie się ta krucjata jeszcze wielokrotnie na kartach dzieła objawiać.
Kolejny rozdział w tytule zrównuje klasycznego bluesa z klasyczną komercją. Autor jakoś dziwnie uważa, że głównymi postaciami budującymi komercję w latach dwudziestych ubiegłego stulecia były kobiety — wokalistki. Pogląd to ryzykowny i może wzbudzić uzasadnione protesty. Dla równowagi krytykuje również Theatre Owners Booking Association (w omawianym dziele występuje w nazwie apostrof, co jest rzadkie w dostępnych źródłach) – T.O.B.A.
Ten akronim zręcznie rozwinięty jest w przypisie zgodnie z tradycją „Tough on Black Asses”, ale już tłumaczenie autora gubi tego sens. Czy zatem występujące później tłumaczenia cytatów z prac Daphne Duval Harrision, Sandry Lieb i Angeli Y. Davis oddają sens oryginału? Chyba to nie takie ważne, bo zakończenie rozdziału to z kolei ciąg pochlebnych opinii na temat wspomnianych wcześniej artystek.
Każdy tu sobie wybierze co lubi. Kolejny rozdział zajmuje się w zasadzie rhythm and bluesem, a przemysł fonograficzny ponownie staje się imperium zła. Bronią się w tym tekście fakty z historii muzyki i opowieści o twórcach. Natomiast komentarz jest równie niezgłębiony jak w poprzednich częściach. Zastanawia przypis na stronie 67 tworzący nowy byt pod nazwą „Kościół chrześcijański”. Zaprawdę wielka to idea ekumeniczna łącząca tysiące Kościołów na ziemi. I to pod znakiem bluesa (I Elvisa Presleya przywołanego na stronie 85). Autor wierzy też w nadprzyrodzone natchnienie czytelnika, który zrozumie długie na osiem wierszy zdanie podsumowujące główną część tego rozdziału.
Kolejna część o „odkrywaniu i odradzaniu” krąży wokół działalności Lomaxów i podobnych postaci, a także wykorzystania Roberta Johnsona (pośmiertnie również) przez biznes. Zasięg skojarzeń jest wielki, bo obejmuje Karola Maya i Henryka Sienkiewicza. Łączę się z autorem, gdyż w swoim czasie książki obu pisarzy czytałem chętnie. Uderza śmiałe, stawiające czynny opór zasadom polskiej ortografii, słowotwórstwo uprawiane przez Marka Jakubowskiego, który tworzy przymiotnik od nazwiska Paula Olivera — Oliveroski. Cóż, teatr może być Szekspirowski, ale tu nie występuje.
Przychodzi czas na „Przekaz i kod bluesa" — pięcioksiąg w skali mikro. Podział na pięć części jest słabo logicznie uzasadniony i może świadczyć o tym, że autor umieścił tam różne w miarę pasujące przemyślenia. Można tam wskazać trafne uwagi i zapętlone komentarze. Ale trudno o jednoznaczną konkluzję.
Już na początku kolejnego rozdziału o zagmatwanym tytule łączącym piękno z hedonizmem i wyobraźnią, autor upewnia nas o swojej wyjątkowej wiedzy, cytując trudne źródło w języku niemieckim. Ha! A więc niemieckich filozofów czytuje w oryginale. Uprawnia to zapewne niezrozumiałe w pierwszym i drugim czytaniu analizy. Następują po nich rozważania o estetyce według Kanta i „kreacjonistycznej, ekspresjonistycznej” koncepcji estetyki. Na szczęście na stronie 124 powraca do bluesa, głównego nurtu rozważań. I tu przywołuje pojęcie „popkultury popularnej”. To musi być jakieś zło do potęgi łączące niskiego wzrostu kulturę z popularnymi gustami. Tak spekuluję, bo definicji nie spotkałem. Rozdział broni się jeszcze teorią Gracyka i teorią Shustermana, ale czy wyżej wymienieni byliby w stanie zrozumieć o co chodzi w tekście? Przy okazji, cytując Shustermana, autor podaje dość niekompletne dane bibliograficzne źródła. Pora na cytat z dzieła, ze strony 131. „W sytuacji inwariantności zachodzącego doświadczenia estetycznego blues bywa apoteozą dewaluującej się dziś trwałości zawartej w uczuciach, przez co zyskuje estetyczną nobilitację”.Kto jeszcze nie wychwycił subtelnego piękna i precyzji wypowiedzi, niech podąży dalej. Napotka wyrażenia: „przeżywaniem doświadczania wspólnoty”, „diasporę popkulturową” i „ekwiwalent imitujący autentyczność”. Przeczytawszy cały ten rozdział, doszedłem do wniosku, że nie ma nic wspólnego z hedonistyczną wyobraźnią zawartą w tytule.
Kolejny rozdział „Trwałość i zmiana. O niejednorodności rozwoju bluesa” niczego ciekawego do tej pozycji nie wnosi. Może warto zwrócić uwagę na niedostatki redakcyjne w pisownie niektórych terminów angielskich. Tak, po angielsku nie pisze się „Encyklopedia” ani „bloking”. Oczywiście to prawda, że edytor tekstu „sam” to niepoprawnie koryguje.
Dość ciekawym rozdziałem jest rozmowa autora z Ryszardem Glogerem na temat kolekcjonowania płyt. Uderza przede wszystkim znacznie bardziej komunikatywny język niż ten dotychczas używany w książce. Czyżby to zasługa rozmówcy, którego wypowiedzi stanowią większość tekstu w tym rozdziale? Szereg tematów może przykuć uwagę czytelnika. Panowie wymieniają uwagi o kolekcjonerstwie płyt jako takim, o ślepych zaułkach w które bezkrytyczne zbieractwo może prowadzić, o wartości artystycznej i sentymentalnej płyt na 78 obrotów, a także o wartości pieniężnej białych kruków z tego gatunku. Ubarwiona anegdotami opowieść snuje się pięknie. Warto zwrócić uwagę na fragment dotyczący selekcji płyt, które otrzymują redakcje muzyczne do recenzji i prezentacji antenowej. Dostaje się też trochę koncernom fonograficznym wypuszczającym wydania specjalne, po to tylko żeby mamić kolekcjonera i wzbudzić jego żądzę. A wszystko to dla zysku. Szkoda tylko, że rozdział zawiera lokowanie produktu, choć nie z branży fonograficznej. Jak się to ma do faktu, że autor w przypisie na str. 204 „wypomina” użycie przez biznes utworu „Kiedy byłem małym chłopcem”, nie wiem. Może w innym rozdziale obowiązują inne zasady, a najpewniej lokowanie nastąpiło zupełnie przypadkiem.
„Kilka refleksji i uwag o krytyce” to rozdział tak dobrze napisany, że nie zwraca się uwagi na szczegóły stylu wypowiedzi. Jego lektura będzie przydatne dla każdego, kto czyta recenzje, tworzy recenzje na użytek publiczny i dla grona znajomych. Ma charakter dość uniwersalny i słowo „blues” może być zastąpione w tekście jakimkolwiek innym.
Na zakończenie rozdział „Blues mieszka w Polsce”. To dość skondensowany przegląd rozwoju twórczości i kultury bluesowej w naszym kraju. Nie można zarzucać Markowi Jakubowskiemu pominięcia jakiegoś twórcy, wydarzenia, osoby, czy instytucji aktywnej na polu bluesa, bo „ograniczona objętość tekstu nie pozwala na rozmach”. Czytelne są jednak animozje i konflikty, zwłaszcza w stosunku do części środowiska śląskiego. I znowu ta uciążliwa niedoróbka w postaci braku indeksu.
Dzieło kończy zbiór wybranych fotografii Zbyszka Jędrzejczyka. Choć w tekście brak do nich odnośników, to miejsce zajmują pełnoprawne i zasługują na uznanie.
Zastanawiam się kto jest właściwym odbiorcą omawianego dzieła. Raczej nie kulturoznawca i filozof zajmujący się sztuką, bo sposób wywodu i kształt ostateczny utworu nie sprosta kryteriom dysputy naukowej. Równie problematyczną kwestią jest to, czy książka trafi do szerokiego grona odbiorców bluesa. Biorąc pod uwagę zawiłości, dygresje, sążniste przypisy i liczne odwołania połączone z niejasnymi konkluzjami, szczerze wątpię. A może przywołany na kartach książki „fan oświecony”? Tego nie wiem, ale ci bywają w swej pasji nieustępliwi. A czytanie rzeczonej książki przypomina płukanie złota przy pomocy cynowej patelni. Natomiast chętnie poznałbym ludzi, którzy dzieło przeczytali w całości. Może to da cząstkową odpowiedź na pytanie o grupę docelową, choć oczywiście zabieg ten metodologicznie jest ułomny.
I drugie ważne pytanie o cel dzieła. Nie odmawiam dobrej intencji autorowi, jakkolwiek nie pomógł mi w odpowiedzi na pytania, które sam postawił w kwestii bluesa i kultury popularnej. Główne wrażenie po dokładnym przeczytaniu dzieła jest takie, że pan Marek Jakubowski z łatwością cytuje źródła kulturoznawcze i filozoficzne i posiadł rozległą wiedzę o bluesie. Dzieło powstało na czas i może być wykazane w dorobku i sprawozdaniach z działalności. I takie dwa cele na pewno spełnia.
Jeżeli ktoś dostał tę książkę na gwiazdkę, lub kupił wiedziony informacją w mediach, to proszę niech nie odstępuje od lektury. Jest sposób. Książkę należy czytać od końca. Wtedy zapewne wyobraźnię pobudzą ciekawe, a niektóre znakomite fotografie Zbyszka Jędrzejczyka. Trzy ostatnie rozdziały są ciekawe, a potem samemu można zdecydować.
Kraków, 2 stycznia 2015
Antoni Szczepanik