Sławek Wierzcholski I Nocna Zmiana Bluesa postanowili przypomnieć słuchaczom, że zaczynali od grania akustycznego i śpiewania w języku angielskim. „Back to the Roots. Live in Olsztyn” to błyskotliwe spojrzenie w lata dzieciństwa Nocnej Zmiany Bluesa zrealizowane z doświadczeniem godnym ludzi sukcesu.
Sławek Wierzcholski i harmonijka to jedność. Nic dziwnego, że właśnie od przemyślanej solówki z utworu "Szósta zero dwie" z CD "Chory na bluesa" The Blues Nightshift rozpoczyna swój koncert. Zaskoczenie? Sławek Wierzcholski nie tylko gra jak natchniony piękne wysokie nuty, ale przede wszystkim brzmi po angielsku niewiarygodnie smacznie. Jeśli ktoś wątpił w jego zdolności wokalne tu wyraźnie słychać, że jego chrapliwy głos po prostu przynależy do korzennego bluesa, nawet jeśli to kompozycja skomponowana nad przepływającą przez Toruń Wisłą. Rewelacyjny popis instrumentalny, a i Grzegorz Minicz na bębnach stara się jakby od jego bombardowania miało zależeć zwycięstwo w Bitwie o Anglię. Olsztyńska publiczność słyszy to natychmiast i reaguje wyjątkowo spontanicznie.
Boogie „Workin' Like Crazy” to nic innego jak w miaręprecyzyjnie przetłumaczony utwór "Robota kipi" z CD "Blues mieszka w Polsce". Jakże ten zespół precyzyjnie pędzi do celu. Na koncertach często poddajemy się nastrojowi, w sterylnych domowych warunkach dopiero słychać, że Nocna Zmiana Bluesa od lat idealnie trzyma puls. O wirtuozerii grającego slide Witka Jąkalskiego napisano już wiele, ale pochwał nigdy dość. Ten facet urodził się chyba po to, by całe życie ślizgać się po strunach.
Czy można zagrać jeszcze szybciej? The Blues Nightshift robi to w radosnym jumpie „If Trouble Was Money”, czyli dobrze znanym „Ani słowa o kłopotach" z CD Sławek Wierzcholski i Dżem "Ciśnienie". Wierzcholski śpiewa tu wyjątkowo wyluzowany, z artystowską nonszalancją zgodną z PESEL-em, w żadnym razie nie lekceważąc słuchaczy. Ci zresztą zamieniają się w słuch, bo grupa umie zmieniać dynamikę, jak rajdowcy biegi w wyścigówkach. Mimo zawrotnego tempa gitarzyści grają tak subtelnie, że można usłyszeć niemal bicie ich serc . Solo na akustycznym basie stanowi wprowadzenie do następnej szalonej i wirtuozerskiej zarazem solówki harmonijkowej Wierzcholskiego.
Swingujący „Not For Me” w początkowych taktach przypomina nieco estetykę TomaWaitsa, ale później, kiedy muzycy śpiewają z Wierzchoslkim w chórkach, mrok ustępuje zabawie zmierzającej w kierunku bluesowego światła. Co ciekawe, to drugi tekst, a właściwie tłumaczenie piosenki "A jeśli chcesz" z CD Nocnej Zmiany Bluesa "Chory na bluesa". Pierwszy poprzedzał decyzję, że „Chory na bluesa” będzie zrealizowany przez Nocną Zmianę w języku polskim. I znów Wierzcholski nie oszczędza się ze swoją grą. Oprócz standardowych zagrywek ubogacających frazy, wrzuca od niechcenia wirtuozerskie nutki, jakby przypominając, kto był autorem pierwszych podręczników nowoczesnej gry na harmonijce ustnej w Polsce.
Granie bluesa to także przypominanie jego knajpiano – alkoholowej proweniencji. Wierzcholski twierdzi, że po polsku „byłoby to nie do zniesienia”. Trudno się nie zgodzić, zwłaszcza, że „One Scotch, One Bourbon, One” to klasyk. Najpierw slidem szaleje Jąkalski, a potem bez problemu zespół nawiązuje kontakt ze spragnioną takich utworów publicznością i refren śpiewają wszyscy.
Zespół nie przestaje jednak podkręcać tempa. Następny swingujący numer to sławne instrumentalne „Meisterklasse Boogie” z płyty"Blues mieszka w Polsce". „Zacząłem wtedy grać na harmonijkach Meisterklasse firmy Hohner – wspomina dziś Sławek Wierzcholski. - Byłem nimi zachwycony i na cześć tego modelu powstał ten utwór. Ciekawostka - utwór jest w tonacji D-dur, temat gram na harmonijce G-dur zaś bridge i improwizację na harmonijce C-dur, w tzw. trzeciej pozycji. Obecnie nie jest to nic nadzwyczajnego, ale w roku 1995 byłem prawdopodobnie pierwszym w Polsce harmonijkarzem, grającym (i to szybko i sprawnie) w trzeciej pozycji. Wszyscy uważali, że jedyna metoda grania bluesa na harmonijce to druga pozycja, czyli na harmonijce np. w tonacji A-dur, gramy w E-dur. Zresztą kombinowałem z tą pozycją już wcześniej. Wspomniałem o niej Ryśkowi Skibińskiemu, ale kręcił głową, że tak się nie da. A da się – kończy z uśmiechem Wierzcholski.
Po tym wirtuozerskim popisie dla wtajemniczonych zespół lekko zwalnia tempo, by wielbicieli barowego bluesa uraczyć piosenką „Jack Daniel”. Oczywiście na koncercie Wierzcholski dośpiewuje zastrzeżone pewnie patentem „s” i każdy wie, że to piosenka o tymiż nie ma nic lepszego niż pewien trunek.
Jeśli poprzedni utwór był apoteozą produktu, kolejny to już jawna reklama. - „Mirwazo Praise” wychwala specyfik na pewne schorzenie skórne o nazwie rosacea – tłumaczy się Sławek Wierzcholski. - Nawiązałem tu do tradycji bluesa - piosenki reklamowej. Specjalizował się w tym m.in. Sonny Boy Williamson II w programie radiowym "King Biscuit Time" w stacji K.F.F.A. w miejscowości Helena w stanie Arkansas w latach 1941 - 1948. Promował w nim zalety maki do pieczenia ciast.
Jeśli dziś w reklamach można usłyszeć cover „All Along the Watchtower” pomysłowi Slawka można tylko przyklasnąć, zwłaszcza, że udało mu „Mirwazo Praise” zwyczajnie sprzedać. Wszak to jego praca.
„Blues Train” to prościuteńki choć bardzo energetyczny instrumental z pierwszego LP Nocnej Zmiany Bluesa "Nocny koncert". Po latach wciąż słychać niezwykłą energię bijącą z tego bluesa. Publiczność odwdzięcza się grupie rzęsitymi brawami, a niedowiarkowie mogą być pewni dlaczego zespół od początku święcił takie triumfy i wzbudzał tak dobrą energię na widowni.
Koncert bluesowy z reguły odwołuje się do standardów. Nocna Zmiana Bluesa na pierwszym krążku "Nocny koncert" wydanym przez Poljazz w 1986 roku sięgnęła po „Good Morning Blues”. - Nauczyłem się g z LP "Midnight Special" Sonny Terry'ego i Browniego McGhee – wspomina Wierzcholski. - Ale autorem tego utworu był Huddie Ledbetter, raczej śpiewak folkowy niż bluesman. Tym razem to solo gitary akustycznej wzbudza gorący odzew wśród słuchaczy.
Rock and rollowy standard „Kansas City” w akustycznym anturażu The Blues Nightshift, z obowiązkowymi zatrzymaniami, brzmi idealnie oldschoolowo. Do tego oczywiście wystrzałowe solo harmonijki. Wierzcholski wychodząc od bluesowych patternów wznosi się w przenośni i dosłownie na wyżyny dźwięków, nie negując jednocześnie korzystania z przesteru. A i pojemność płuc i pracę przeponą opanował z maestrią godną śpiewaków La Scali. A wszystko po to, by jego harmonijka śpiewała zupełnie wyjątkowo.
Ukłon w stronę country, obowiązkowy popis gry na tarze Grzegorza Minicza i wszystko jasne.”120 Mph” to tłumaczenie tekstu utworu "Sto kilometrów" z CD "Blues mieszka w Polsce". Fani wiedzą o co chodzi z tarą i reagują wręcz sensacyjnie.
I jeszcze jedna piosenka z „Chorego na bluesa”. „Four O 'Clock in the Morning” to nieco zmodyfikowane tłumaczenie tekstu utworu "Godzina czwarta nad ranem". Tu już każdy z instrumentalistów ma możliwość popisów przed publicznością, jest też odrobina instrumentalnych dialogów pomiędzy harmonijką i gitarą slide, a to przecież sól bluesowych występów na żywo.
Koncert kończy się zbiorowym wykonaniem „Amazing Grace”. - Po raz pierwszy zagrałem ten utwór na prośbę Jurka Owsiaka na zakończenie drugiego Przystanku Woodstock – wspomina Wierzcholski. - Byliśmy ostatnim wykonawca festiwalu i tak rozgrzaliśmy publiczność, że nie chcieli nas wypuścić. A trzeba było kończyć ze względów organizacyjnych (ochrona już chciała iść do domu!). Więc Jurek poprosił mnie: "Zagraj coś spokojnego solo". No i zagrałem "Amazing Grace". I dobrze się stało, bo usłyszał to reżyser Radosław Piwowarski i zaangażował mnie do zagrania partii harmonijki w filmie "Autoportret z kochanką". Grałem ten motyw z Orkiestra Symfoniczną z Moskwy! I od tamtego czasu gramy go prawie zawsze "na wyciszenie" koncertu. A na płycie znalazł się po raz pierwszy dopiero w roku 2010. Na CD "Koncert w Suwałkach" z Jankiem Błędowskim.
Na krążku znalazł się też nieśmiertelny bis, czyli „Chory na bluesa” – oczywiście zaśpiewany razem z publicznością.
Sławek Wierzcholski i jego Nocna Zmiana Bluesa to w Polsce instytucja. Teraz jako The Blues Nightshift sięgnął po swoje najlepsze kompozycje, głównie z wywołanego właśnie do tablicy albumu „Chory na bluesa” i chce je przedstawiać w miejscach, gdzie wolą jednak słuchać bluesa po angielsku, Trzymamy kciuki, bo ci instrumentaliści są doskonali, a kompozycje grają przecież w naszych sercach od dwóch dekad. Czas by zaczęły też grać w nowych sercach, tych, których jeszcze nie znamy.