The Blues Overdrive z Danii właśnie wydali płytę “Clinch!”. Prezentuje stylistykę od transu po chicagowskie granie, a gościnnie w studiu pojawił się Duke Robillard.
Krążek rozpoczyna nieco tajemniczy „Pistol Blues”. Oszczędnie zinstrumentowany, momentami może kojarzyć się z graniem Otisa Taylora. Martin Olsen – gitarzysta i lider wokalnie nie stara się nikogo udawać, ale wydaje się mieć sporą charyzmę odpowiadającą klimatowi piosenki. Jedynym elementem perkusyjnym są tu marakasy. Jest za to groove i trance.
Piosenka „Rolling Thunder” utrzymana jest w bardziej rock and rollowym klimacie. Z minimalistyczną perkusją, jakby z Sun Studio z wczesnym Elvisem. W latach 80. XX wieku w Skandynawii popularne było psychobilly i w tych utworach pobrzmiewa gdzieś nuta tamte rebelii połączona z szacunkiem do bluesowej klasyki. I świetnie brzmiąca.
„Three Time Lover” to typowy chicagowski numer z typowym pochodem gitary, typowymi rytmicznymi patentami gitar z zatrzymaniami i stylową solówką zagraną oczywiście czystym brzmieniem. To tu pojawia się Duke Robillard.
W stronę country spogląda kompozycja Olsena „Woman of Love”. Ale to country, jakie znamy z nagrań nieodżałowanego J.J. Cale. Zrealizowane i zaaranżowane zresztą w podobnej estetyce i bardzo nośne. Nic dziwnego, że jest do tej piosenki wideo.
John Nemeth skomponował „Daughter of The Devil”. Kompozycja idealnie wpisuje się w styl wyznaczony przez The Blues Overdrive. Nagrana z luzem przypominającym bluesujące piosenki The Doors, z lekko psychodelizującym brzmieniem i zagrywkami przypominający Kriegera, ale płynącymi spod palców Robillarda.
Kiedy widzimy tytuł „Jealous” domyślamy się, że nie będzie to radosna piosenka. Tu zagrana w tonacji molowej, ale w tempie zbliżonym do profetycznego marsza. Zabieg niezwykle ciekawy, z drugą gitarą grającą pochody pojedynczych nut w zwrotce. Minimalizm, który robi niesamowite wrażenie wzmocniony solem ze sporym pogłosem i drugą gitarą grającą długie nuty z lekkim przesterem.
Klimat „Cherry” Joelem Patersonem na lap steel guitar to jakby psychodeliczni The Doors grający w rytmie calypso. Trzeba przyznać, że grupie nie zbywa na pomysłach urozmaicania materiału.
„Lay Your Burdon Down” przypomina znów kompozycyjnie bluesowanie grupy Morrisona, ale w bardziej klasycznym brzmieniu. Jest tu i pierwotna transowość i nieuchwytny klimat blues-rockowej psychodelii czasów legalnego LSD.
Lekko funkujący, lecz w molowej tonacji jest utwór „Living Here Without You”. Zagrywki gitary wprowadzają nastrój starych amerykańskich kryminałów z lat 50. XX wieku. Martin Olsen nie sili się na wokalną ekwilibrystykę. Bardziej opowiada podśpiewując niż śpiewając. Ale czyż nie o to chodzi w prawdziwym bluesie?
Krążek kończy utrzymany w klimacie korzennych nagrań Johna Lee Hookera czy Lightnin’ Hopkinsa blues „Aurora”. Niezwykle stylowy, a jednocześnie dzięki głosowi przynależny do świata białego bluesa. I tylko dzięki głosowi. Gitary momentami mogłyby oszukać, gdyby nie harmoniczne rozwiązanie końca każdej zwrotki.
The Blues Overdrive mają sprecyzowaną wizję swojego grania. Martin Olsen komponuje z klasą i poszanowaniem tradycji. Wokalnie jest sobą, a to ważniejsze niż udawanie kogoś, kim nigdy się nie będzie.