Roman Pazur Wojciechowski w 2016 roku z pomocą Jacka Krzaklewskiego, Włodka Loli Krakusa, Stanisława Witty i Bartka Niebieleckiego nagrał autorski album mieszając pop, rocka i bluesa z często kabaretowymi tekstami.
Jak inaczej można określić reggae „Kurza twarz czyli próżne żale”? Kpina z talent show i ciągłej artystycznej pustki w kieszeni idzie w parze z kabaretowym wykonaniem i takąż aranżacją.
Inaczej sytuacja wygląda w oldskuloworockowym „Nie patrz na mnie”. Swoim świetnym głosem Pazura wspiera Karolina Cygonek, zaś brzmienie to rollercoaster przez kilka epok – niekoniecznie potrzebny.
Słowa „Listu do Luizy” napisał Bogdan Olewicz. Znów rytmicznie to raczej… karaibski blues z odwołaniem do tekstu… Andrzeja Mogielnickiego. Liga dżentelmenów.
Boogie „O czarnych butach” to znów mocarny głos Karoliny Cygonek, jednak chórki w tej piosence każą doszukiwać się pastiszowych wątków bliższych Shakin’ Dudi niż smętnym bluesom.
Jeszcze bardziej idiotyczny tekst psuje fajnie nagrany zagrany „Taniec porąbaniec”. Na saksofonie cudnie brzmi Piotr Baron, niestety tekst, nawet jeśli miał w swej „głębi” naśmiewać z pewnych celebryckich przejawów bratania się z narodem i robienia go „w jajo” - ta jajecznica wyszłą przypalona.
„Bicie serc budzi mnie” mógłby nagrać na przykład Chris Rea. Nostalgiczna fraza i takież słowa Olewicza pasują do siebie, a piosenka ma potencjał, trzeba tylko zaakceptować specyficzny głos Romana Pazura Wojciechowskiego. Słychać, że Jacek Krzaklewski nagrywając ten utwór starał się wyprodukować go w sposób, który może podbić audycje z „goldies”.
Swingujące „Rajstopy” to świetnie zagrany, pulsujący chicagowski blues, jest nawet partia harmonijki. Kolejny pastiszowy tekst ma w sobie, wzorem czarnych mistrzów, ukryte pokłady erotyzmu, i niespodziankę dla fanów Jana Gałacha – solo jego elektrycznych skrzypiec. Do tej pory to właśnie ten utwór ma w sobie największą zawartość bluesa w bluesie!
Ciężki blues rocker „Laleczka” ma w sobie coś z pomysłu „Steamy Windows” Tiny Turner. Znakomitym pomysłem było dogranie męskich pokrzykiwań „bluesowych galerników”, sam też Pazur pokazuje w tej piosence, że ma kawał głosu. No i tekst o transwestycie – wreszcie mamy na tym krążku kawał zboczonego Nowego Jorku, jakby z czasów Andy Warhola i mięsisty saksofon Piotra Barona. Jest moc wsparta skowyczącą gitarą Krzaklewskiego. Trudno liczyć, że jakieś radio zagra tę piosenkę, za to teledysk mógłby być sporym wyzwaniem dla ambitnych twórców.
Funkująca „Dieta cud” ma w sobie nawet brzmienie gitary slide Marka „Stingu” Popowa. Duet z Karoliną Cygonek idealnie funkcjonuje, ale słuchanie tekstu „przeczyść dobrze jelita” mnie nie bawi. Wyłączam.
Końcówką lat 60. XX wieku trąci intro do „Oliviery”, później znów słychać riffy i rockowe reggae jak ze starych numerów Perfectu. Jest też nawiązanie do piosenek śpiewanych w duecie przez Nalepę z Kubasińską, To pomysłowy utwór, ale w XXI wieku chyba bez szans na przebój.
Klasyczny slow blues z sensownym tekstem Jarosława Nowosada to „Jak psu kość”. Jacek Krzaklewski nie tylko pięknie gra na gitarze, ale też podkłada klawisze. Roman Pazur Wojciechowski w roli interpretatora bluesa sprawdza się doskonale. Słychać wielki potencjał tłumiony w gardle, bądź trwoniony na kabaretowe przyśpiewki. Wcześniej Pazur już nagrał ten utwór.
„Obcy raj, obce niebo” to następny ważny tekst, jaki muzyk postanowił umieścić na swojej płycie. Ta rockowa ballada urzeka nostalgią, potrafi unieść ponad ziemię, ma w sobie bluesowy spleen i odbija echa lat 80. XX wieku.
Prosty shuffle „Piję za życie” to esencja bluesowej estetyki Pazura. Trochę kpin, trochę chórków i całkiem poważny saksofon.
W końcówce płyty Roman Pazur Wojciechowski przyznaje się do doraźności tekstowej wspomnianego „Tańca porąbańca”. Jeśli kogoś bawią igraszki słowne Dariusza Duszy wyśpiewywane przez Ireneusza Dudka w Pazurze znajdzie godnego kompana. Dobrze zagrana płyta – tylko nie wiadomo do kogo ma trafić. Zwłaszcza w czasach, kiedy w telewizji kabaretów w bród, a życie przerasta kabaret.