Eliza Sicińska, Kamil Solecki i Łukasz Pietrzak jako Hot Tamales Trio mimo akustycznego grania szturmem zdobywali festiwalowe jury. Debiutancka płyta prezentuje kilka obliczy utalentowanej trójki.
Młodzi ludzie szybko zrozumieli, że zasklepianie się w formule czystego bluesa nie wyszłoby im na dobre. Klasykom nie dorównają, a i słychać, że odgrzewanie kotletów ich nie interesuje. Wolą dania świeże, podane wprost z ognia, bo rzeczywiście – ogień w nich płonie jasnym światłem.
Nieco tajemniczy we wstępie „Glance” otwierający płytę o czasie godnym czarnego krążka, przeradza się w typową dla americany, folkową balladę. Skromna formuła – wszak to tylko gitara akustyczna, głos i harmonijka, pozwalają wybrzmieć każdej nucie i każdej emocji, jakie wydobywa ze swojego gardła i z siebie Eliza Sicińska. Jej barwa głosu ma odpowiednią dozę brudu, czasem brzmi jak Beth Hart, a czasem jak Alanis Morissette.
Niezwykle radośnie brzmi piosenka „Patient”. Metalicznie brzmiąca gitara i prościutkie frazy harmonijki nie przesłaniają istoty tej kompozycji. Co ważne, delikatne nuty slide i niebluesowy rytm dodają tej pogodnej piosence skrzydeł. Partie zagrane tylko przez Łukasza Pietrzaka na harmonijce z Kamilem Soleckim na dobro dodają jej tylko smaku.
Idąc tym tropem Hot Tamales Trio korzystając z dość sprawdzonych harmonii zaprasza do zauroczenia się piosenką „Fair”. Po pierwszych frazach zaśpiewanych przez Elizę Sicińską, można się tylko zastanawiać dlaczego na przykład taka Tracy Chapman nie wpadła na pomysł, by ozdabiać swoje piosenki harmonijką. To zdecydowanie utwór, który mimo aranżacyjnych zawiłości, a może właśnie dlatego, ma przebojowy potencjał. Z chórkami i wspomnianym już słońcem łaskoczącym słuchaczy spomiędzy nut.
Trochę mroku klimatu ze spaghetti westernów wprowadza utwór „A Dream Within a Dream” wykorzystujący poezję Allana Edgara Poe. Ta epicka opowieść jest muzycznie i emocjonalnie o wiele bogatsza. I przykuwa uwagę do ostatniej nuty.
„Peculiar Love Surprise” to już klasyczny oldskulowy blues, z takimiż patternami granymi przez harmonijkę. Noga sama chodzi, a Sicińska udowadnia, że w takim repertuarze czuje się równie dobrze.
Piękne gitarowe harmonie towarzyszą klasycznemu slow bluesowi „Pining Blues”. Trzeba przyznać, że Daniel Arendarski ze studia Orion w Wodzisławiu Śląskim zarejestrował każde trącenie struny i każdy oddech muzyków z dużą pieczołowitością. Dzieki temu z głośników niemal wdzierają się do uszu słuchaczy, mieszkań, stoją tuż obok, wyśpiewując i wygrywając serca. To także pole do popisu dla wszechstronnych umiejętności Łukasza Pietrzaka jako harmonijkarza.
Jeśli muzycy obdarzeni są wyobraźnią, przy pomocy najprostszych środków wyrazu potrafią wytworzyć prawdziwy teatr dźwięków. Później przeradza się on w zagrany na dobro ze slide niemal archaiczny blues „Flies”. Eliza Sicińska śpiewa pełnym erotyzmu, niskim i zmysłowym głosem, w którym jednak wyczuwa się dominację nad facetami.
Bliska country, czy americanie, jest energetyczna piosenka „Workable”. Wydaje się, że w wersjach koncertowych może trwać znacznie dłużej i być niezłym pretekstem do improwizacji i wspólnego koncertowego szaleństwa.
Niespełna 40-minutową płytę kończy folkowa ballada „Home of Blue”. Z piękną aranżacją i męskim chórkiem w finale.
Hot Tamales Trio powinno znaleźć miejsce w każdym szanującym się klubie muzycznym – nie tylko propagującym bluesa. Mają interesujący, spójny program i są naprawdę „hot”.