Bob Dylan, J.J.Cale, Robert Johnson mieszają się na 23. studyjnym albumie mega gwiazdy białego bluesa. Eric Clapton nic nie musi i robi po prostu to, co lubi.
Wolny klasyk „Alabama Woman Blues” z szemrzącymi organami i slidem z miejsca ustanawia poziom krążka.
Kołyszący „Can’t Let You Do It” to świetnie brzmiące gitary i pulsujące klawisze w piosence J.J. Cale. Tu Clapton śpiewa bardziej wyluzowany, zresztą wszyscy wiedzą, co zawdzięcza Cale’owi. Do tego delikatne chórki i jest idealna piosenka na lato. Tyle, że do bluesowego radia.
Jeszcze bardziej popowo brzmi „I Will Be There”. Z melancholią, wsparciem wokalnym Eda Sheerana i delikatnym reggae w tle. Kolejny przebój dla dorosłego radia.
„Spiral” to pierwsza z dwóch nowych piosenek tego, o którym pisano na londyńskich murach „Clapton is God”. Bliska bluesa w stylu Petera Greene’a, świetnie brzmiąca, zaśpiewana z pasją, z zatrzymaniami, wyrazistym riffem.
„Catch The Blues” to druga ważna, bo autorska piosenka, Claprona na „I Still Do”. Kołysze jak najlepsze kompozycje J.J. Cale. Z wyeksponowaną gitarą elektroakustyczną, głosem nagranym blisko słuchacza, z Sharon White w chórkach – trafia od pierwszych taktów. Ten blues nie blues chwyta jak najlepszy przebój.
Mocno, ale bez hałasu,ociężale, ale z pasją Eric Clapton i jego muzycy interpretują stareńkiego bluesa Skipa Jamesa „Cypress Groove”. Jest mrocznie i transowo.
Niemal akustyczna „Little Man, You’ve Had A Busy Day” przypomina Claptona „unplugged”, ale też jak wielka jest skarbnica pieśni cywilizowanego Zachodu.
Surowo, acz z akordeonem, rozbrzmiewa „Stones In My Passway” Roberta Johnsona. Gdzieś w tle jest honky tonk piano, ale slide i tamburyn „robią” cały numer. I głos Claptoa, który nie żałuje tu gardła.
„I Dreamed I Saw St. Augustine” to piosenka Boba Dylana. W latach 60. XX wieku obydwaj muzycy dzierżyli rząd dusz po obu stronach Atlantyku, teraz mogą sobie czynić uprzejmości. Bo już niczego nie muszą.
Tradycyjna pieśń „I’ll Be Alright” to aranżacyjnie przewaga akordeonu i instrumentów klawiszowych. Ale wszechobecny slide jest w tle, a Eric Clapton z towarzyszeniem gospelowego chór nieśpiesznie prowadzi swoją opowieść.
Niezawodny J.J. Cale ożywia krążenie, kiedy piosenkę „Somebody’s Knockin’” bierze na warsztat Clapton. Solo z lekkim przesterem, ale bez ekwilibrystyki i oddaniegłosu pianiście, to wyraz szacunku dla pracy całego zespołu akompaniującego, gdzie na hammondach gra Paul Carrack, na gitarach grają Simon Climie i Andy Fairweather Low, a na basie Dave Bronze. Wiele dobrych nut dodaje płycie obecność Dirka Powella na akordeonie.
Krążek kończy nostalgiczna piosenka „I’ll Be Seeing You”. Wszyscy wiemy, że do czasów Cream powrotu już raczej nie będzie, za to na takie utwory fani Claptona mogą liczyć chyba do samego końca.