Jerry’s Fingers – Rockin’ Fury

Pięć lat ewolucji zespołu Jerry’s Fingers i składka na portalu polakpotrafi.pl doprowadziły do wydania nagranego „na setkę” albumu „Rockin’ Fury”.

Po instrumentalnej „Fury” zespół z miejsca prezentuje swoje muzyczne credo. „Jerry’s Fingers In Da House” to szalone boogie z gościnnie szalejącym na pianie Michałem Cholewińskim, świetnym saksofonem Adama Bisagi i od pierwszej nuty płyty szalejącym na harmonijce Piotrem Szencelem. Jest energia i wielkie serce do grania boogie.

W „Cross the Line” mamy do czynienia z jakimś calypso czy czymś podobnym. Genialnie brzmi sekcja rytmiczna z wyraźnie nagranymi bębnami Maxa Ziobro i kontrabasem Jerzego Szyi. Cudownie łagodnie odzywa się gitara Przemysława Celebana, ale wisienką na torcie jest brudna aż miło harmonijka. A poza tym – to również świetny numer do tańca i to w parach.

„Love To Do” otwiera saksofonowy riff, walking bas towarzyszy swingującym dźwiękom, które dopędza głos Kamila Maliszewskiego. Może swing nie jest jego najmocniejszą stroną, za to głos ma silny i nikogo nie udaje. Brzmienie West Coast bluesa dodaje uroku tej zakręconej piosence.

Kamil Maliszewski bardziej wydaje się takim lekko szalonym „Rock’nRoll Daddy”. To pierwszy utwór, przy którym chce się krzyknąć: jeszcze głośniej! Jednak wierni oldschoolowej tradycji młodzi muzycy pozwalają tu wyszaleć się saksofoniście dobijając słuchaczy przemyślnym bridge i solówką gitary. Na wszystko starczyło im 186 sekund!

Znana ze sceny Olsztyński Nocy Bluesowych „Movie Star” to prawdziwy rocker w repertuarze Jerry’s Fingers. Hitowy riff saksofonu wykańczający frazę tylko podkreśla urodę piosenki, która ma i humor w tekście i sporo powietrza pomiędzy nutami. Świetna i pozwalająca pośpiewać w chórkach pozostałym muzykom.

W „Bloody Mess” Piotr Szencel rozjaśnia brzmienie harmonijki i podkręca tempo skręcającej w stronę szalonego country piosenki. Ci faceci naprawdę mają mnóstwo energii, że można od nich ładować akumulatory nawet w dwudziestostopniowym mrozie.

Swingujące boogie „Taxi Driver” nie mogło się oczywiście obejść bez pulsującego fortepianu Michała Cholewińskiego. Oprócz jego popisów solowych, tradycyjnie już chyba u Jerry’s Fingers ucho otwiera się szerzej na grę harmonijkarza.

Dyskusja gitary basowej z pianem otwiera piosenkę „Who I Am”, ale kiedy zaczną przemawiać na zmianę – saksofon i harmonijka – wiemy, że to wyjątkowy utwór. Jest w nim coś z brytyjskiej nowej fali w klimacie Matta Johnsona i jego The The, ale jest też odpowiednia dawka rhythm and bluesa. Naprawdę na wysokim poziomie i z pomysłem!

Szalone boogie woogie z Michałem Cholewińskim to już ekstremum prędkości i sprawności fizycznej Jerry’s Fingers. Niby nic wielkiego, ale słychać, że sami muzycy cieszą się z grania tej pędzącej w szalonym tempie piosenki, a na koncertach ostatecznie rzucą nią na ziemię najbardziej zatwardziałych tancerzy.

Swingujące „Glad To See You” ma tak pyszne klubowe brzmienie, ze natychmiast chce się wstać i ruszyć na poszukiwanie miejsca, gdzie Jerry’s Fingers da się usłyszeć na żywo. Dobrym pomysłem jest recytacja Kamila Maliszewskiego. W zupełności wystarcza – wydaje się, że idąc w tym kierunku żywiołowy i sympatyczny lider zrobi tylko przysługę grupie, no i mimo wszystko powinien też opowiedzieć nam coś po polsku.

Z perspektywy końca lipca 2016 roku Jerry’s Fingers i ich „Rockin’ Fury” ma szansę stać się jednym z najbardziej stylowych bluesowych albumów w Polsce w 2016 roku. Kto wie, czy nie najlepszym?