Kenny Neal, doskonale znany w Polsce muzyk z Nowego Orleanu, to syn legendarnego bluesmana z Luizjany Rafula Neala. W 2016 wydał porcję swoich nowych piosenek pod szyldem "Bloodline".
Pulsujące klawisze, punktujące dęciaki, żeńskie chórki i inwokacja do Roberta Johnsona, Muddy Watersa i innych wielkich bluesmanów i blues woman w połączeniu z partią gitary slide w utworze „Ain't Gon' Let the Blues Die” od razu wprawiają w zabawowy klimat.
Tytułowy „Bloodline” zawiera partię harmonijki ustnej, którą przecież Kenny Neal też umie zaczarować słuchaczy. Fantastyczny, leniwy, bardziej rockowy niż bluesowy rytm, niemal gospelowe chórki i bagienna ociężałość układają się w medalową jakość.
„Plain Old Common Sense” to wyśmienita pulsacja sekcji rytmicznej z klawiszami i dęciakami, okraszona solówkami gitarowymi Neala.
Skoro w Ameryce popularna jest americana, trudno się dziwić, że Kenny Neal sięgnął po piosenkę Willie Nelsona „Funny How Time Slips Away”, która w tej interpretacji może się kojarzyć nawet ze sławną „Georgia on My Mind”. Ba, są nawet smyczki!
Funkujący „Keep on Moving” z szalejącym na organach Lucky Petersonem bliższy jest estetyce Jamesa Browna niż swamp bluesowi, ale przecież o to chodzi.
„I Go By Feel” w ewidentny sposób nawiązuje do „The Thrill is Gone” i tak trzymać. Blues niejedną ma twarz i niejedno imię, a Kenny Neal umie zacytować klasyki i zagrać je i zaśpiewać niezwykle porywająco.
Niezwykle przebojowo brzmi „I’m So Happy”. Wsparte chórkami i dęciakami, z urzekającą zwrotką i bezpretensjonalnym refrenem mógłby stać się przebojem na miarę „Don’t Worry, Be Happy”, ale radio musiałoby go odkryć.
Ożywczy shuffle z świetną harmonijką to „Blues Mobile”. Oczywiście Kenny Neal znów cytuje frazy z innych tekstów, odwołuje się do kodów, jakie pojawiają się w bluesie od co najmniej pół wieku. I wygrywa.
Countrowy „I Can’t Wait” wykorzystuje akustyczne brzmienia wnosząc jeszcze jedno urozmaicenie do tej niezwykle ciekawej płyty. Pulsujące piano w tle, ciemna, niska harmonijka i konga zamiast tradycyjnej perkusji tylko wzmagają apetyt.
Jeśli jest coś takiego jak biały r’n’b to kompozycja „Real Friend” właśnie z takim stylem może się kojarzyć. Kenny Neal frazuje oczywiście po swojemu, ale pamiętamy takie utwory choćby z repertuaru Joe Cockera czy… Roberta Palmera. Solo na łagodnej trąbce, a po nim rozkrzyczany, saksofon znów dobijają słuchaczy swoją perfekcją i muzykalnością, którą podsumowuje gitara lidera. Natychmiast do radia!
Naturalnym ukłonem w stronę tradycji jest tekst „Thank You BB King”. Trochę wstępem tekstowym kojarzy się z naszym „Chorym na bluesa”. Widać – ta choroba tak samo postępuje na całym świecie, co najwyżej charakteryzują ją inne objawy.
Kenny Neal to idealny artysta na każdą porę. Z „Bloodline” bije radość grania połączona z lekkością daną największym profesjonalistom. Świata owa płyta nie zmieni, ale na pewno ucieszy nie tylko bluesowych purystów.