Big Daddy Wilson na nowy krążek „Neckbone Stew”zaprosił sporo gości, by wspólnie ukazać wiele twarzy współczesnego bluesa i okolic.
Czarnoskóry wokalista rozpoczyna swój właściwie autorski krążek od ukłonu w stronę Delty. „Cross Creek Road” śpiewa jedynie z towarzyszeniem akustycznej gitar traktowanej slide, a jego mocy głos obiecuje, że nie będzie się pieścił ze słuchaczami.
I rzeczywiście - „7 Years” to już solidny funkujący numer, z klawiszami i dęciakami z dogranymi chórkami, utrzymany w umiarkowanym tempie. Choć w tekście słychać frazę „I got my mojo workin’” trudno się dziwić. To naprawdę działa i właściwie – podrywa z fotela. Grający na gitarze elektrycznej Cesare Nolli idealnie wyczuwa klimat piosenki, nie przesadzając z ilością dźwięków.
Tytułowy „ Neckbone Stew” to zaśpiewany unisono z gitarą akustyczną lament, przypominający najlepsze tradycje bluesowania, z bogatszą harmonią, która po dramatycznym wstępie zamienia się w reggae! Niestety – ta część brzmieniowo nie przekonuje – jakby realizatorowi nie chciało się przyłożyć do ożywienia plastikowo brzmiących instrumentów.
Folk, southern czy americana – jak zwał tak zwał – utworu „I Just Need a Smile” słucha się świetnie. Głos Big Daddy’ego robi się dziwnie łagodny, a opowieść snuje się z głośników, jakby była wspomnieniem starego przyjaciela.
W „Tom Cat” odrobina rytmów reggae miesza się z mocnym rhythm and bluesowym rdzeniem, a elektryczne gitary i oszczędna perkusja z dodanym klaskaniem i solówką na elektrycznym pianie eksponują niesamowitą barwę głosu wokalisty. Odrobina niemal industrialnego pogłosu powoduje, że klasycznie brzmiąca kompozycja brzmi bardziej intrygująco.
W piosence „He’ll Maka a Way” gościnnie na gitarze gra Eric Bibb. Kłaniające się rock and rollowi granie w typie zwolnionego boogie w aranżacji ma też gospelowe niemal chórki i zdaje się być idealnym numerem do wspólnego kołysania na koncertach.
„Give Me One Reason” z repertuaru Tracy Chapman gościnnie śpiewa Ruthie Foster, a towarzyszy jej akustyczna gitara ze slide. Big Daddy Wilson z nadzwyczajną delikatnością i uwagą dołącza do niej w drugiej zwrotce i szybko słychać, że wokaliści nieźle się dogadują muzycznie. Gdyby nie kompozycja, oparta o klasyczną bluesową harmonię, byłaby nadzieja że usłyszymy tę piosenkę nie tylko w audycjach poświęconych bluesowi.
„Running Shoes” to już mieszanka akustycznej gitary z elektrycznymi brzmieniami i klimatem, jakim nie pogardziłby i Robbie Robertson. Wielki głos, wielka interpretacja banalnej, zdawałoby się, piosenki.
Big Daddy Wilson ma wyraźną słabość do reggae, ten rytm pojawia się też w miłosnej kołysance „Ma Babe”. Gdyby nie odrobiny akustycznej gitary ze slide, można byłoby zasnąć.
W nagrodę „Damn If I Do” tekstowo może się spodobać i fanom Leonarda Cohena, szczególnie, że i aranżacyjnie to jeden z najlepiej zaplanowanych utworów. Tu realizator postawił na unikalny głos Wilsona, a odzywające się w tle instrumenty klawiszowe i flet wsparte niesamowitymi chórkami czynią z tego utworu numer jeden na płycie „ Neckbone Stew”.
Swingująca miniaturka z tubą „Cookies Gona Kill Me” burzy nastrój z poprzedniej pieśni – po co? Przecież płyta nawet winylowa, to jednak pewna całość, której słuchamy po kolei.
Szczególnie, że „The River” to znów ukłon w stronę dusznawego klimatu elektrycznego Nowego Orleanu, zaśpiewany z pasją i zagrany bardzo rzetelnie, choć tym razem zdaje się, że realizator przekombinował z brzmieniem perkusji. Ale jest moc, napięcie – wielka siłą prawdziwej muzyki.
Swingujący „Peanut Butter Pic” z akustyczną gitarą, odrobiną perkusji i gitarą hawajską oraz chórkami mógłby się nie pojawić w tym miejscu. Nie, żeby był zły, ale burzy świąteczny nastrój, jaki Big Daddy Wilson wywołał mocarnym wykonaniem „The River”.
Big Daddy Wilson z pewnością zadowoli fanów różnych gatunków bluesa. Świetny głos, klasyczne frazy i kompozycje, dużo akustycznego grania na przemian z elektrycznym. Nie jest nudno, ale czy każdy gotów jest na zaskakujące zwroty klimatu?