Jeśli istnieje takie zjawisko jak polski blues, a wiemy że tak jest, „W sercu blues” Blues Happens dołącza do płyt prezentujących radość grania inspirowanego bluesem.
Płytę otwiera piosenka ”Dwa serca” i… przenosi słuchaczy w czasie i to do PRL-u. Solidny pochód basowy i dyskretne bębny to fundament, na którym zabawną piosenkę buduje Zbyszek „Maniek” Skała. Pomysł, mimo braku fortepianu, kojarzy się bowiem z radosnymi utworami Wojciecha Skowrońskiego. Ten gościnny głos przypomina tamtą estetykę. Przyśpieszenie w końcówce kojarzy się i z Blues Brothers i właśnie z rozrywkowym charakterem boogie Skowrońskiego.
Blues Happens wypracowali sobie klarowne jasne brzmienie. Wsłuchując się w budowę piosenki „Ma…tematyka barowa” można wysłyszeć i J.J. Cale’a i muzyków blues rockowych, szczególnie kiedy rytm utrzymuje nieco ociężała tu perkusja. Wokalista nie stara się nikogo udawać – jest sobą i wie, skąd jest.
Autobiograficzna, zdaje się, piosenka „Dom – street – dom” tekstowo nawiązuje oczywiście do klasyków Dżemu, ale jak wspomnieliśmy – to polski blues, polski zespół i osadzony jest, na ile to możliwe, w naszym kraju. Akustyczna gitara i southernowe akordy oczywiście kojarzą się z setką podobnych utworów, ale tak już po prostu musi być. W wakacyjnym radiu chętnie byśmy ją usłyszeli.
„W sercu blues” odwołuje się riffem do „Hootchie Coochie Man” – trudno się temu dziwić. Grupa sprawnie wykonuje swoje bluesowe wyznanie wiary.
O jakby ograniczonej liczbie tematów może świadczyć piosenka „WSCh”. Czy to echo utworu „Harley mój”? Mniejsza o to, zespół nabiera blues rockowego szwungu i wyrabia sobie pozycję do zagrania na niejednym zlocie motocyklowym.
W „Niewiele trzeba” bohaterem jest z kole „autsajder”. Blues Happens dbają o bridge, zróżnicowaną rytmikę – może tylko zbyt gęste teksty miast upraszczać – zamącają przekaz utworów. Wiadomo -naśladowanie Bogdana Loebla nie ma sensu, po prostu warto stosować zasadę – mniej znaczy więcej.
Mocnym, blues rockowym, wstępem zaczyna się „Jeden drink”. Świetnie skonstruowany numer, który nie uciekając za mocno od bluesa, zdaje się być osobistą wizją grania Blues Happens.
Nie wypada się powtarzać, ale oto kolejny dyżurny temat bluesowy „Skacowany blues”. Świetnie rozpisane gitary elektryczne towarzyszą banalnym słowom. A może wystarczy po prostu fajnie zagrać? Przecież potraficie.
„Ciepły kaloryfer” nawiązujący estetyką do bluesa sprzed II wojny światowej tekstowo kojarzy się właśnie z humorem typowym dla polskiego bluesa. I znów pytanie – czy to blues czy kabaret? A już nieodżałowany Jan Kyks Skrzek śpiewał „Nikt nie zawróci kijem Wisły”. Jaromi, Green Grass a i Nocna Zmiana Bluesa mają godnych naśladowców.
Świetny swingujący „Bus driver blues” ma w sobie niespodziankę w postaci bluesowej trawestacji fanfary zwiastującej kolarski Wyścig pokoju. A więc jednak kabaret?
Na finał zespół proponuje ośmiominutową wersję songu Loebla i Nalepy – „Dbaj o miłość”. Gdyby tak więcej wsłuchiwać się w lakoniczny język Loebla… Utwór jak w lustrze odbjawady i zalety Blues Happens. Świetnie zinstrumentowany i zagrany utwór nieco słabiej broni się w interpretacji wokalnej. Ale to polski blues właśnie.
Warto posłuchać grupy na jakimś koncercie. To może diametralnie zmienić odbiór materiału płyty. Bo blues oddycha, kiedy konfrontuje się z żywymi ludźmi, nie twardym dyskiem recordera.