Jak mawia Ferdek Kiepski - "trza mieć pomysła". I takiego właśnie "pomysła" na siebie i swoja muzykę znalazł Marek Motyka. Kilkuwiekowe tradycyjne pieśni ze swoich stron połączył z muzyką z delty przesławnej rzeki Mississipi. Wszystko podał na talerzu i wyjaśnił we wkładce do płyty. I "makaron po śląsku" okazał się lekkostrawny także w innych regionach Polski. Bo przecież od czasów Gustlika wszyscy przynajmniej mamy wrażenie, że wiemy czym jest śląska gwara.
Ale Motyka na tym nie poprzestał. W swoje dźwięki generowane pazurkami zwanymi z anglosaska techniką fingerpicking wykorzystuje we wszystkich kompozycjach. Odważnie przerabia hit Breakoutu "Przyszła do mnie bieda" i tak samo traktuje pieśń o sływie Odrą na tratwie. Zaleta to czy wada albumu? Na pewno krążek jest niezwykle spójny. Pieśni zaśpiewane śląską gwarą stapiają się w całość z bardziej współczesnymi tekstami. A kiedy Motyka śpiewa "Fajne życie miałeś" słychać, że tu pulsuje prawdziwy blues.
Puryści folkowi mogą natomiast się obruszać na sam zamysł krążka. Bo przewrotny jest on bardziej niż produkcje braci Golców i Brathanków. Do muzyki z zupełnie innej kultury Motyka dokleja śląskie pieśni. Brzmią świetnie, tylko o co tak naprawdę chodzi? O zapis tradycji, modne acz puste słowo "fusion" czy zwykłe znalezienie instytucjonalnego sponsora, któy zapłaci za wydanie krążka? I pewnie lepiej nie wiedzieć.
Nie można za to nie wspomnieć o współautorach tej tak czy inaczej wyjątkowej płyty. Pysznie pulsuje i punktuje frazy na harmonijce Adam Jawień. Trzeba przyznać, że ten facet skromnie ale jakże stylowo robi swoje. A i Motyka zadba, by "Makaron pośląsku" był zaaranżowany według najlepszych bluesowych wzorców. Oparcie rytmiczne jego popisy piórkowania znajdują w Patryku Filipowiczu, najmłodzszym z całego tria, które rejestrowało materiał krążka.Trzeba przyznać, że ta "maszynka do robienia makaronu" działa razem niezwykle sprawnie. A sam "makaron na uszy" nawija się wybornie...