Trio Moreland & Arbuckle potrząsnęli Polską w 2011 roku. 23 sierpnia ukazała się ich nowa płyta. Każdy, kto widział koncert - nie będzie się wahał ani chwili. A takich osób jest w całej Europie i USA sporo.

Przesterowany głos i niezwykły czad, do tego gitara slide i wszystkie możliwe do wygenerowania z pudełka po cygarach hałasy składają się na "The Brown Bomber". Pod koniec wszystkich zabija solo na harmonijce. Otwarcie godne najgorętszych szaleńców 2011 roku.

A w tytułowym "Just A Dream" Moreland & Arbuckle sięga po patenty zgoła southern rockowe. Tu gościnnie gra Steve Cropper. Pięknie jak na nich zaaranżowane chórki, oczywiście wszechobecny, dostojny slide i umiarkowane, południowe tempo nadaje kompozycji stylowego sznytu. I nadal kipi energią jak otwierający płytę utwór.

 

 

 

"Purgatory" to niemalczysto brzmiący głos, po chwili zatapiający się w dźwiękowe szaleństwo. Prosty gitarowy riff wzmocniony jest kilkoma elektronicznymi przetwarzaczami, nieco głucho zarejestrowana perkusja podbija tempo, a w solówce harmonijki czai się już prawdziwe szaleństwo, wzmocnione przez dobiegające z oddali staromodnie brzmiące klawisze. Jak na pierwszy singiel - rewelacja.

 

 

"Travel Every Mile" nieco zwalnia tempo. Znów słychać echa Południa USA i przede wszystkim niezwykłą pasję, którą udało się zachować w nagraniach. Do tego kolejna  świetna, hipnotyzująca harmonijka i narastająca dynamika i przepis na sukces gotowy.

"Heartattack and Wine" napisał Tom Waits, ale w lekko swingujący sposób dają sobie radę z tą pieśnią i Moreland & Arbuckle. Na szczęście nie silą się na udawanie barowych klimatów, tylko ciągle łoją aż miło posłuchać. Od czasu do czasu producent tylko zmutuje głos, ale i tak najfajniej wypada dialog grającej slide gitary z przetsrowaną harmonijką. Ależ to czad.

"Troll" zaczyna się niemal klasycznym riffem, eksplorowanym od kilkudziesięciu lat przez białych bluesmanów. Ale duet będący triem ma swój sposób na odkrycie go na nowo. Nadaje mu psychodeliczny niemal wymiar i taką też interpretację, pełną hard rockowych brzmień z początków gatunku. Tak kiedyś grali na pierwszych płytach Led Zeppelin, tyle, ze ich wirtuozeria przerażała, tu zaś energia zapisana na krążku aż wciska w fotel.

"Gypsy Violin" to z kolei zabawa nonsensownymi dialogami połączona ze slidem i jakby ścinkami taśmy. Bo zespół tak naprawdę potrafi o wiele więcej niż nagrywa.

Za to "Shadow Never Changes" to poważna pieśń przy której na koncertach nawet dla niepalących zapalą się zapalniczki. Prawdziwe bluesowe, południowe kołysanie, świetnie zaśpiewane, z szeroką melodią i obowiązkowymi na tej płycie partiam organów. I co ciekawe, w pewnym momencie utwór przyśpiesza, jakby przypominając, że słuchamy kompozycji prawdziwych szaleńców białego bluesa.

"Good Love" to już prawdziwe, lekko teksańskie w smaku bluesowanie. Stylowa harmonijka i pulsująca teksaskim żarem gitara tworzą niezawodnie gorąca kompozycję.

I od harmonijki rozpoczyna się "Who Will Be Next". To kolejna porcja zwartego, bluesowego grania, tym razem z bardziej niż slide wyeksponowaną harmonijką która potrafi przeszyć wnętrzności.

A "So Low"? Świetne, lekko leniwe tempo przypomina o klasycznych amerykańskich blues rockowych kompozycjach z przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Surowe, wręcz prymitywne bębny tylko dodaja smakowi muzyki, którą aż chce się okreslić wytrychem znanym jako vintage.

"White Lightning" to z kolei kompozycja Steve Croppera, tyle że jak mówią sami muzycy 1,5 raza szybciej zagrana. Ale w taki sposób chcieli oddać hołd twórcy amerykańskiego soulu z początku lat 70. XX wieku.

Just A Dream potwierdza niebywałą klasę i żywotność Moreland & Arbuckle. Muzycy umieją utrzymać swój unikalny styl i klimat, a praca w studiu nie pozbawia ich nowej płyty uroku obcowania z żywymi muzykami. jednak słowo vintage jest tu jak najbardziej na miejscu. Albo old good school.