Ana Popovic była największą gwiazdą Suwałki Blues Festival 2011. Swój koncert rozpoczęła od "Slideshow" z zapowiadanego na połowę sierpnia krążka Unconditional. I już wtedy było wiadomo, że na tę płytę warto czekać.
Krążek rozpoczyna po części zagrany na akustycznej gitarze "Fearless". Od razu słychać świetną grę slide i stylowe piano. No i sama Ana śpiewa mocnym, zdecydowanym głosem, jakby uprzedzając, że na tym krążku nie ma żartów i że był nagrywany w Nowym Orleanie."Count Me In" wprowadza jeszcze szybsze tempo i nowocześniejsze, niemal rockowe brzmienie. Ale tu smakosze usłyszą przede wszystkim oddech i szaloną harmonijkę Jasona Ricci, także osiadłego ostatnimi czasy w Nowym Orleanie. Przeszywające tony jasona świetnie miksują się z jasnym slidem Popovic tworząc prostą, acz energetyczną mieszankę. Do tego solówka zagrana z wah wah - ta dama ma styl i nie boi się hałasu.
Tytułowy "Unconditional" to bardziej klasyczny i lekko swingujący blues. Ana pokazuje, że klasykę elektrycznego bluesa ma w smuklych palcach. Klasyczne zagrywki, slide i przede wszystkim emocje wypełniają tę gitarową perełkę.
"Reset rewind" po porcji pysznego fortepianu rozpoczynają świetnei brzmiące organy, a Popovic śpiewa lekko, niemal zalotnie i z pewnością w jej głosie jest sporo erotyki. Nawet więcej, niż sporo. Pieśń lekko przypomina klimaty southernowe, ale jest też świetną bluesującą piosenką o bogatej aranżacji i zagraną - jak zawsze z klasą i smaczkami.
I oto wspomniany "Slideshow". W tle mamy organy a na pierwszym planie pojedynek Popovic z także grającym slide Sonny Landrethem. Kiedy muzycy, a szczególnie gitarzyści mają coś do powiedzenia - słowa stają sie zbędne. I to instrumentalne nagranie takim właśnie jest.
"Business As Usual" to kompozycja, którą Ana z pewnością oddaje hołd gitarowym mistrzom w rodzaju Buddy Guya. I słusznie. Ważne, że jej zespół fantastycznie pulsuje, nadając kompozycji oprócz niezbędnej mocy specyficznego groove. A i sama Popovic umiejętnie przełącza brzmienia swej gitary i zaskakuje niezwykle piękną i przemyślaną solówką.
"Your Love Ain't Real" zaskakuje wstępem pełnym zabawy rytmicznej, a potem poraża ekspresją Popovic. Ana śpiewa neizwykle energetycznie i w podobny sposób buduje kompozycję. Towarzyszący jej muzycy grają dokładnei tyle dźwięków, ile potrzeba przede wszystkim stawiając na pulsujący, zbliżony do funku rytm. A do tego dochdzą pełne mocy chórki. Nowocześnie i z szacunkiem do korzeni.
"Work Song" to kolejna pieśń, która zabrzmiała na koncercie w Suwałkach. Znakomicie nadaje się do otwierania występów i w wersji z nowoorleańskiego studia nie traci nic ze swojej mocy. Rzeczywiście, ta kobieta bardzo mocno pracuje nad swoimi płytami, ale i warto jej za to dziękować kupując krążki. Nie zawodzi oczekiwań, a stara się wycisnąć z siebie i towarzyszącego zespołu jak najwięcej. I znów gra solo pełne lekko tylko skrywanej wirtuozerii. No i śpiewa jak rasowa murzyńska krzykaczka. Wszak to jej hołd oddany Ninie Simone.
"Summer Rain" to jeszcze inny pomysł na zagranie bluesa. Znów pełno tu świetnego, lekko swingującego grania. Popovic stawia na rytm, ale tym razem do swojej piosenki wplata elementy smooth jazzu, jakby w stylu lat 70. XX wieku. Brzmi to przepięknie.
"Voodoo Woman" to piosenka Koko Taylor, ale Ana Popovic nie ma problemu z zaśpiewaniem takiej pieśni. Jej mocny głos wsparty zdecydowanym slidem i organami funkującymi w starym dobrym stylu tworzą niemal autonomiczną wartość. I znów pozwala nadać kształtu utworowi wyrazistemu rytmowi bębnów, sama dodając smaku a to slide a to mocnym wah wah nałozonym na solo.
"One Room Country Shack" to już klasyczny wolny, elektryczny blues, jakie wygrywali mistrzowie białego bluesa z Wysp Brytyjskich. Ale tez i hołd oddany Buddy Guyowi, który ów utwór ma w swoim repertuarze. rzecz niezwykle stylowa, wręcz esencjonalna i zagrana mistrzowsko.
"Soulful Dress" to także obca kompozycja umieszczona na krązku przez Popovic i zagrana z iście nowoorleańskim biglem. Są dęciaki, pianista nie oszczedza klawiszy, a sama Ana jak zawsze czaruje sprawną partią gitary i mocnym głosem.
Kiedy widzi się na zdjęciach eteryczną blondynkę z Belgradu trudno uwierzyć, jakim jest wulkanem energii. Jeszcze trudniej uwierzyć w jej potężny głos, ale na pewno nie w jej niezwykły talent. Ana Popovic w pełni zasługuje na swoja pozycję w świecie nowoczesnego bluesa i na pewno solidnie na nią zapracowała.