Trzech przyjaciół pod szyldem Blues Point muzykuje, ba, nawet nagrywa i produkuje płyty. Po prostu… to świat bezpretensjonalnego muzykowania opartego o bluesowe korzenie.

Jednym z przedstawicieli europejskiego bluesa jest urodzony w Szwajcarii Philipp Frankhauser. I to od jego kompozycji, acz z polskimi słowami, rozpoczyna się płyta zrealizowana przez Blues Point. Utrzymany w umiarkowanym tempie utwór ma fajne riffy i wyraziste partie Arka Osenkowskiego na saksofonie.

 

A później? „Po prostu blues”, czyli autorska kompozycja rodziny Sobczaków utrzymana w klimacie chicagowsko-warszawskim. I chociaż na żywo trio gra wyłącznie na dwie akustyczne gitary i saksofon, w studiu Włodek Sobczak chwycił i za gitarę basową i podobnie jak w „Bluesie na biało” zasiadł za bębnami. A sama piosenka? Mimo sztampowego tekstu, melodia może poruszyć słuchaczy w niejednym pubie.

 

„Czasem mnie ogarnia złość” to z kolei kompozycja Mirka Borkowskiego. Obydwaj wokaliści śpiewają bądź na przemian, bądź wspólnie. Tyle, że tekst o chlaniu piwa sprowadza ich w dość niskie rejony mentalne. Na szczęście złe wrażenie zacierają partie saksofonu.

 

„Hej moja śliczna” to następny klasyczny temat i dość sztampowe frazy znane z tysięcy bluesów. Ale na szczęście aranżacyjne smaczki przesłaniają stereotypową tematykę. Czasem ma się wrażenie, że grają Niebiesko-Czarni.

 

Świetny riff z zabawną perkusją otwiera utwór „Zabawa z Blues Point”. Nie można nie uśmiechnąć się słuchając tekstu „Zostaw troski swe za drzwiami, baw się z nami raz i dwa”.

 

I oto rozpoczyna się „Nowe życie”. Bluesowa piosenka w klimacie Roberta Craya jest naprawdę ciekawie skomponowana. Odrobina klawiszy, chórki – znów Sobczakowi nie zabrakło pomysłu na aranżację, jednak o zagranie partii perkusji mógł poprosić kogoś innego. No i chyba za mało wysiłku włożono w brzmienie blach i mastering tego instrumentu.

 

Jeszcze ciekawiej brzmi blues rockowy „Mój dobry Anioł”. I wreszcie tekst Moniki Sobczak łączy profanum z sacrum w bardziej akceptowalny sposób. Bardzo ciekawie nagrany został głos, gitara z potężnym pogłosem brzmi niemniej ciekawie. Mimo lekko kwadratowego rytmu, kompozycja przekonuje, i bardzo ciekawe, jak na przykład zagraliby ją Ścigani albo Dżem?

 

Ze świata potężnego brzmienia, „Nie okłamuj mnie” zaprasza słuchaczy znów do grania na wpół akustycznego. Trzeba przyznać, że Blues Point ma talent do pisania świetnych riffów gitarowo-saksofonowych.

 

Klasyczny elektryczny blues stał się kanwą piosenki ”Odeszłaś z mego życia”. Saksofon Osenkowskiego prowadzi dialog z wokalistą, gra jak zwykle – świetne riffy, a w partiach solowych przypomina Włodzimierza Nahornego. Naprawdę – pan Arek ma wielki talent.

 

„Trzy szklanki whisky” jak „Trzy zapałki” mają dość oczywistą konstrukcję tekstu, a połączenie instrumentów elektrycznych z elektro-akustycznymi wypada niezgorzej. O saksofonie już nawet nie warto się powtarzać. Jest super.

 

Włodek Sobczak do swojej gitary elektrycznej podłączył wah wah i tak brzmiącymi riffami rozpoczął „Złe pojęcie dobra”. I śpiewa o nastoletnich narkomanach. „Nie masz ojca, matki, brata – rozwalona cała chata” – oto jak kabaretowymi słowami można zniszczyć fajnie zaaranżowaną piosenkę z zaśpiewanymi falsetem chórkami.

 

Włodek Sobczak to prawdopodobnie także wielbiciel gitary Petera Greena. Takie skojarzenia nasuwa instrumentalny utwór „Molla” zamykający krążek „Po prostu…”. Szkoda, że gitarzysta pod koniec używa przesterowanego brzmienia. Magia greenowskiego klimatu gdzieś znika, za to pojawiają się nie mniej ciekawe kwinty. Ale można było je zachować na następny utwór.

 

Blues Point to niezwykle przyzwoity zespół, który – przy pewnej dozie życzliwości ze strony słuchaczy – może rozkręcić zabawę w niejednym pubie. „Po prostu…” to również zapis talentu saksofonisty – Arka Osenkowskiego. Ciekawe, co będzie dalej…