Bleusmaszyna to w Polsce zespół wyjątkowy. Karol Lechowski, Jan Sikorski i Robert Głogowski podpisują się harmonijką, gitarą i cajon pod hasłem polski blues.
Krążek otwiera "Telefoniczny dramat". W studiu nagrań OKO zespół pojawił się równo rok temu - 16 marca. Ruszył zapis i ruszyła Bluesmaszyna. Proste brzmienie harmonijki, gitara bez szaleństw i maksymalnie oklepany cajon brzmią stylowo. Jedynie nadmierny pogłos odbiera mocnemu głosowi Lechowskiego część siły wyrazu.
"Ona ma chandrę" rozpoczyna się od klasycznych bluesowych zagrywek na harmonijce, i z miejsca rusza dialog między instrumentami. Najpierw dialogują gitara i harmonijka, później wchodzi ona w interakcję z frazami wokalnymi, wreszcie przejmuje rolę instrumentu solowego. A Lechowski śpiewa z ciekawym akcentem. W końcówce koledzy z zespołu pojawiają się w chórkach, nienaturalnie rozkładani po kanałach. Efekty nie zawsze pomagają.
Bliższy southern rockowi jest utwór "Chodzę i myślę". Świetna praca gitarzysty i wreszcie lepiej wyeksponowany głos lidera. I wciąż jedno pytanie - jaki on ma akcent?
"Na kłopoty ja" to jeden z popisowych numerów Bluesmaszyny. Tu dodatkowo ozdobiony brzmieniem kazoo. I znów - gitarzysta wykonuje tytaniczną pracę, utrzymując w ryzach cały utwór, może tylko jego partia nieco przytłacza męski głos lidera. Ta maszyna naprawdę współdziała bardzo dobrze.
Wreszcie Bluesmaszyna wraca do brzmienia harmonijki. I nieprawdopodobnie daje czadu. Gitara gra bardzo gęsto, ale szczęsliwie schowana jest nieco z tyłu. Lechowski śpiewa tu w manierze solidnego białego heavy rolla. Harmonijka jest odpowiednio brudna i wreszcie pogłos na wokalu jest i uzasadniony i idealnie wpasowuje się w potężne - mimo minimalistycznego składu - brzmienie. "Dżungla" powina być utworem, który zespół będzie grywał na bis, żeby ostatecznie zabić słuchaczy.
I oto tytułowy "Blues to siła". Utrzymany w umiarkowanym tempie, z czysto brzmiącą harmonijką, koajrzy się z najlepszymi kompozycjami Tadeusza Nalepy. Nie ma w nim nasladownictwa - to raczej dojrzałe wykorzystanie schedy Breakoutów inspirowany delikatnie wzorcowymi lirykami Loebla. I tylko rozkręcony pogłos na wokalu psuje efekt intymnej rozmowy muzyków ze słuchaczami. Czyżby chcieli przemawiać przez gigantofony jak podczas 1-majowych pochodów?
"Bo Diddley jedzie pociągiem" to klasyczny harmonijkowy blues, jakiego można było się po Lechowskim spodziewać. Lekko country'owa fraza zamienia się w popisy grania kilkoma technikami. Idealnie współpracuje z tą melodią gitara elektryczna, a cajon udanie punktuje frazy. Takie warszawskie "Jak nas gonili tacy jedni" nieodżałowanego Skiby.
Następny popisowy numer Bluesmaszyny to "Tresowany pies". Świetny pomysł na tekst, dobra interpretacja i mocne brzmienie idą tu łeb w łeb. msaczki rytmiczne dodają utworowi barw, no i harmonijka może sobie poszaleć do upadłego nie wypadając spoza bluesowych ram.
"Co musisz wiedzieć" to nieco inne, bardziej rockowo-psychodeliczne oblicze Bluesmaszyny. Hipnotyczny riff połaczony z śpiewającym na luzie Lechowskim brzmią naprawdę ciekawie. I tu właśnie pogłos dodaje jego głosowi takiej swobodnej aury. A gitarzysta musi wadzić się sam ze sobą grając partię solową. Nie zatraca się w wirtuozerii, za to pokazuje, że jest za pan brat z progresjami akordów.
"Zauroczenie" to następny numer, który Bluesmaszyna wykonuje od dawna. Pastiszowy wstęp towarzyszy zabawnemu tekstowi w klimacie "Absolwenta". Harmonijka gra tu pierwsze skrzypce, ale i gitarzysta musi bardzo rytmicznie wybierać dźwięki. Numer jest dokładnie zaaranżowany, jak na wizytówkę grupy przystało.
Stary standard "Lucille" w repertuarze Bluesmaszyny to właścicwie oczywista oczywistość. Rock and rollowe brzmienie gitary mogłaby wspomóc nieco bardziej brudna harmonijka. Za to wyjątkowo realizacja głosu w tej piosence daje się jakoś znieść.
Niezwykle sprawnie skomponowany został utwór "MTV". klasyczne bluesowe zagrywki połączone przez zespół stają się ich własnym głosem. Nie bez znaczenia jest też tekst, o marzeniu zagrania na harmonijce bluesa w MTV, szczególnie w świetle udziału harmonijkarza w konkursach tego instrumentu podczas Harmonica Bridge w Bydgoszczy.
Płyta Blues to siła wyprodukowana właściwie samodzielnie przez zespół Bluesmaszyna to właściwie demo ich możliwości i znakomity haczyk na organizatorów koncertów. Fakt, że zespół nagrywał na żywo, każe chylić czoła przed jego dyscypliną i sprawnością. Zabrakło pieniędzy na dobre zmiksowanie i przemyślenie produkcji. Na pewno "blues mieszka w Bluesmaszynie" i warto zapraszać ich na koncerty. Dają gwarancję świetnej zabawy z autorskim polskim bluesem.