Iron Mike Norton zanim wziął się za bluesa grał na basie hard rocka. Dopiero zainspirowany przez Sonny Landretha zakochał się w gitarze slide. Na elektrycznym dobro gra na płycie „Bloody Knuckles”.
To płyta mocno zaskakująca. Z jednej strony – wszystko już było, a dzięki MTV niejaki artysta Beck mógł wylansować piosenkę „Loser”, ale żeby zaraz iść w jego ślady? Iron Mike Norton wyraźnie podąża za inkubowaniem hip hopu do bluesa, ale dlaczego używa prymitywnego automatu perkusyjnego? Chociaż rzeczywiście jego elektryczne dobro w „War Horse” brzmi porządnie, dołożenie głupawych bongosów i kong z automatu wzbudza raczej śmiech niż respekt.
W „Killer Bee” „żelazny Mike” coś sobie recytuje i tu akurat jego przetworzony głos pasuje do konwencji. Na szczęście w slide nie kombinuje – gra tak, jak robili to od lat mistrzowie.
„Jess B. Frends” ma być czymś na kształt przebojowej skargi na kochankę. I trzeba przyznać, ze w tej piosence jest potencjał – mogliby ją nagrać nawet i ZZ Top. Przy automatycznej perkusji brzmi cokolwiek drętwo, a szkoda.
„W „Roses and Rust” pojawia się nawet elektryczne piano. Dość standardowa ballada to kolejna uczciwa kompozycja, szczególnie, że Norton melorecytuje wzmagając emocje. Produkcja przypomina momentami ballady Rogera Watersa, ale niestety – słychać, ze to low low budget. Ale pomysł jest.
Lepiej już jak Iron Mike zajmuje się slide. „Strawberry Crush” to coś na kształt hip hop bluesa, ale już ciekawie robili to Aerosmith z Run D.M.C. To się nazywa… potęg brzmienia. Automat jej nie da.
Najostrzej brzmi gitarowa miniaturka „BlackTooth Grin”. Ten facet potrafi grać, tylko dlaczego oszczędza na sekcji?
„49 Dog Years” to następna wyśmienita kompozycja. Pełnokrwista, rockowa, z ciekawie nagranym wokalem i resztą do dupy. Ale taka jest cała ta płyta.
„Get Close” to ukłon w stronę funku. I znów – mamy pomysł i automat, który ten funk po prostu morduje.
Kiedy w „El Legarto”Norton powraca do gry slide i bardziej naturalnego brzmienia elektrycznego dobro, aż chce się odetchnąć z ulgą, że tu niczego nie zepsuł brzmieniem. Ale stop. Jest zmutowany głos i jakieś elektroniczne krowie dzwonki. Szkoda.
Krążek kończy znów kojarzący się z Beckiem bo i bardziej akustyczny „Calhoun County”. Gdyby cała płyta brzmiała jak ta piosenka, można byłoby wybaczyć wykorzystanie automatu.
Iron Mike Norton pisze świetne piosenki, nieźle gra slide, tylko najwyraźniej oszczędza na studiu. Ale „Bloody Knuckles” może być wzorem dla wielu ćwiczących w samotności gitarzystów, że kiedy ma się talent – płytę można nagrać i da się jej posłuchać.