Gov’t Mule – Shout!

Tylko tak wyjątkowy zespół jak Gov’t Mule mógł sobie pozwolić na nagranie dwóch płyt z tymi samymi piosenkami. Z tym, że płyta nr 2 to taka plejada gości i kalejdoskop interpretacji, że pewnie będzie to historyczny album.

Po pierwsze – Warren Haynes ustala – to on jest szefem. I śpiewa mocarny „World Boss”. Lekko funky, bez kompromisów, ze zmianą tonacji i świetną sekcją.

 

Podobnie „No Reward”. Nieco wolniejszy, ze świetną linią basu i klasycznymi nutami organów. Właściwie nie gorszy, a może nawet żywszy niż niejedna piosenka Deep Purple.

„Whisper In Your Soul” to właściwie psychodelizująca ballada, która przeradza się w solidny blues rockowy lament wsparty ciężkim riffem z psychodelizującą gitarą i takąż sekcją.

Wreszcie „Captured” to pierwszy bardziej southernowy numer. Tu wreszcie Haynes ma okazję pokazać wrażliwość, jako gitarzysta, a i organista dokłada swoje nuty przewybornie.

 

„Sacred To Live” przywraca szybszy puls, dodając posmaku reggae. Na razie płyta zaskakuje i to wciąż pozytywnie.

„Stoop So Low” to znów popis gadającej gitary Warrena. O to chodzi, w dodatku piosenka w heavy funkowym klimacie jest świetnie okraszona chórkami. Również partie wokalne śpiewane unisono cieszą ucho. A i solówka z podciąganymi strunami to znak rozpoznawczy gitarzysty.

Następny balladowy wstęp otwiera utwór „Forsaken Savior”. Świetna opowieść, z rewelacyjnie pulsującą sekcją rytmiczną. No, klasyk.

Gdyby The Rolling Stones chcieli kiedyś „poważnie” zagrać, pewnie Keith musiałby grać riffy podobne do tego z „Done Got Wise”. Na szczęście, każdy może robić swoje i Gov’t Mule pokazują, że zmiany rytmu, skomplikowane bridge i maestria techniczna mają swoje uzasadnienie.

Cudownie kołysze pieśń „When The World Gets Small”, zwłaszcza z szemrzącymi w tle hammondami. Haynes śpiewa jak natchniony, że o gitarze nie wspomnimy.

Nieco słabiej wypada „Funny Little Tragedy” bliższe nowej fali niż południowemu rockowi.

 

I wreszcie finał – 11-minutowy „Bring On The Music”. Granie zdecydowanie w stylu hipisów z końcówki lat 60. Wielki epicki finał. I… zaczynamy od nowa.

Ben Harper w „World Boss” szczególnie się nie wyróżnia. To po prostu killer muzyczny. Za to nowofalowy – cokolwiek to znaczy „Funny Little Tragedy” idealnie pasuje do Elvisa Costello, na pewno nie do bluesa. W „Stoop So Low” pojawia się Dr. John i to jedno z trafień, które po prostu przeszywają serce. Słabo wypada Grace Potter w southernowym „Whisper In Your Soul”. Toots Hibberts czyni reggae’owy “Scared To Live” bardziej soulowym.  Teraz już wiemy, dlaczego “No Reward” kojarzyło się z Deep Purple. Po prostu Gov’t Mule tę piosenkę podsunęli Glennowi Hughesowi. I o to chodzi.

Fantastyczne „Bring On The Music” w interpretacji Ty Tylora brzmi równie wybornie. Stara, dobra szkoła. Dave Matthews dostał balladę „Forsaken Savior”.  Brzmi trochę łagodnie, ale za to rozpoznawalnie.

W „Done Get Wise” ma szansę pobluesować  Myles Kennedy. Kołyszącą „When The World Gets Small” dostał Steve Winwood. I znów absolutny strzał prosto w serce.

Fani, którzy czekali na pełnoprawny studyjny album, nie zaś zapis kolejnego koncertu mogą być przeszczęśliwi. Nowych piosenek wysłuchają po dwakroć i wcale się nie znudzą. Tak umieją tylko najlepsi.