BabaJack – Running Man

Becky Tate i Trevor Steger wydali dzięki fanom czwarty krążek. „Running Man” to niezwykle emocjonalna porcja bluesa z odrobiną folku i muzyki roots. I muzyka autorska.

Od pierwszych nut „Running Man” można odczuć, że dzieje się coś niezwykłego. Tytułowe nagranie zostało bardzo bogato zaaranżowane. Jest werbel, break, harmonijka, gitara slide, harmonijka i jest ona – Becky Tate. Nie wiedzieć czemu nie zauważona jako wokalistka – jest najlepszą perkusjonalistką na Wyspach  grającą na cajun – śpiewa genialnie. W jej głosie wysokie folkowe nuty mieszają się z bluesową, wręcz rockową pasją i toną w morzu niewyobrażalnej melancholii. Aż ciarki przechodzą po grzbiecie.

 

Trevor Steger, gitarzysta BabaJack, gra też na harmonijce i w tej kategorii zdobył trzecie miejsce na ostatnich British Blues Awards. Ale to on wycina mocarny riff na gitarze wykonanej z pudełka po winach. W tle pobrzmiewa wiolonczela, na której gra Julia Palmer-Price od Nigela Kennedy. „Coming Home” to następny rozedrgany, pełen emocji i psychodelicznych smyczków mocny song, w dodatku złożony z dwóch części. Ta druga – to genialny folk, jakby rozładowujący wcześniejsze napięcie. Rzecz piękna i oryginalna, a jednocześnie – jakże brytyjska.

Jeszcze bardziej przejmujący jest utwór „Breathe”. To właściwie tylko gitara, głos i gdzieś w tle łkająca lekko nadnaturalnym dźwiękiem wiolonczela. Im ciszej i bardziej akustycznie, tym bardziej ten utwór wbija się w mózg.

Zgodnie z tytułem, w „Rock’n’Roll Star” słychać walenie stopy, jest werbel i Becky, która świetnie frazuje poddając się funkującemu basowi. Znów u BabaJack – mniej znaczy więcej. Alejak się jest Tate, nie potrzeba armii instrumentalistów do pomocy.

Podskórny nerw miasta wyrażony dźwiękami gitary miesza się z folkowym głosem i rozdzierającą melancholią harmonijki w „Falling Hard”. Ti zdecydowanie utwór, którym BabaJack właśnie przechodzą do historii muzyki. Partia wiolonczeli delikatnie ubogaca ładunek emocjonalny tej pieśni – miejskiego bluesa, którego korzeni trzeba bardziej szukać na irlandzkich wrzosowiskach niż amerykańskich polach bawełny. Ale bez muzyki Afroamerykanów BabaJack nie brzmieliby tak, jak brzmią. Idealne połączenie różnych kultur spojone głosem Tate.

Niezwykle plemiennie brzmi utwór Son House „Death Letter”. Jest moc, jest slide a winebox Guitar podobnie jak cigar-box u Moreland & Arbuckle pracuje na całego.

W „Every Day The Same” znów gdzieś w tle pojękuje wiolonczela. A Becky swobodnie uwodzi głosem. Kiedy już zatopimy się w jej śpiewie pojawia się rytm, a Tate mantrycznie wyśpiewuje frazy jakby nawiązując do najdawniejszych work songów. Tak tworzy prawdziwy teatr wyobraźni.

Do prawdziwego bluesa właściwie nie potrzeba wiele. W songu „Hammer and Tongs” mamy tylko głos, harmonijkę i rytm wybijany butem. Tak mogli śpiewać niewolnicy, bardziej w folkowym klimacie śpiewa w 2013 roku Becky Tate. Artyści fantastycznie ze sobą współbrzmią i można sobie tylko wyobrazić jak wciągną w swój song publiczność na koncertach i festiwalach.

Slide w „I’m Done” przypomina, że blues niejedno ma oblicze. I znów BabaJack postawili na minimum efektów. Tu właściwie jest tylko gitara i głos. A emocji jak na kilku krążkach młodych fanatyków blues-rocka. Słychać, że muzycy mają wielki szacunek do bluesowych archiwaliów, ale nie kopiują ich, tylko dają im one solidne oparcie.

Adam Bertenshaw na basie i Tosh Murase na bębnach grają w kończącym płytę utworze „Some Peolple”. Paradoksalnie ta piosenka najbardziej przypomina dawne brytyjskie rhythm and bluesy, ale spokojnie. Jest w niej tak silne piętno BabaJack, ze nie sposób pomylić jej z niczym innym.

BabaJack w listopadzie zagrają na festiwalu Jesień z Bluesem. Po tak znakomitej płycie, ich koncert już teraz można uznać, za jedno z najważniejszych wydarzeń w prezentacji współczesnego bluesa w Polsce. Pomysłodawcą zaproszenia zespołu do Polski jest portal bluesonline.pl.