Billy Branch and the Sons of Blues – Blues Shock

Billy Branch to już nestor i harmonijki i chicagowskiego bluesa. Odkryty przez Willie Dixona w 1969 roku po 10 latach milczenia nagrał płytę „Blues Shock”.

Krążek rozpoczyna soulowo-funkowy i tryskający wręcz energią „Sons of Blues”. Riffy the Chicago Horns, slide gitary i niewymuszony wokal stwarzają atmosferę bluesowego karnawału w eleganckim towarzystwie.

Standard wspomnianego Dixona „Crazy Mixed Up World” to klasyczne chicagowskie boogie. Mamy tu dużo elektrycznego pianina i co najważniejsze – świetną solówkę na harmonijce. A całość brzmi bardzo „vintage”.

„Blues Shock” to jakby soundtrack z blaxploitation cinema. Jest slide i ten specyficzny funkowy beat, jak z oryginalnego “Shaft”. Wokalny luz, zatrzymania i odpowiednia porcja harmonijki, no i ten cytat na koniec.

Wielbiciele harmonijki nie mogą przegapić genialnych zagrywek w „Dog House” Bobby Bryanta. I znów mamy i zmianę brzmieniai jakby skowyczące responsy gitary elektrycznej i basowe walkingi – jest oddech i chicagowski luz.

„Function At The Junction” skrzy się soulową energią, wspartą bogatym żeńskim chórkiem i generalnie wydaje się być stworzonym do tańca. Ale to też i standard z epoki poddany obróbce przez wytrawnych mistrzów. Ciekawe jak zagrałby ten utwór HooDoo Band.

W piosence „Going To See Miss Gerri One More Time” na skrzypcach gra dobrze znana w Polsce z koncertów z Otisem Taylorem Anne Harris. Fortepianowa ballada oscylująca pomiędzy country i southern rockiem z tekstem o ucieczce z rasowego getta do wietrznego miasta. Piękna melodia, ozdobiona zagraną na wysokich dźwiękach partią harmonijki.

„BackAlley Cat” brzmi jak chicagowski standard. Współpraca pianina z harmonijką jest wręcz wzorowa i choć to utwór instrumentalny – bardzo wyróżnia się swoją bluesowa spójnością z tego krążka. No i wreszcie można wsłuchać się w harmonijkę.

Jest też pełna ognia i przesterowanej harmonijki wersja „Boom Boom” Johna Lee Hookera. Z szalejącym fortepianem i rewelacyjną wręcz harmonijką. Znakomita i pozbawiona zbędnych upiększeń wersja.

Billy Branch, jak stary chicagowski wyjadacz, skomponował idealnie stylowy „Slow Moe”. Jakby czas stanął w miejscu gdzieś u zarania pracy braci Chess, ale to złudzenie. Mamy rok 2014 i blues może brzmieć jak chce. Tym razem zawodzi wręcz wokalnie Rutues jr. i trzeba przyznać, że umie się znaleźć w roli krzykacza.

Po tym dość wolnym utworze, w szaleńczo tempo wciąga słuchaczy jumpowy „Baby Let Me Butter Your Corn”. Odzywają się dęciaki, jest mnóstwo swingu i niesamowita energia. Nie da się słuchać tego na siedząco.

Do klasyki harmonijkowej liryki można zaliczyć świetnie, niemal jazzująco zagrany utwór „Song For My Mother”. Lekki, podany w latynoskim sosie, z partiami solowymi w klimacie bardziej smooth jazz niż soul – uwodzi w sposób zdecydowany i ostateczny.

 

Billy Branch to harmonijkarz, którego bardzo chciałoby się usłyszeć w Polsce w 2014 roku. A dla każdego miłośnika tego instrumentu, mimo iż producent nie przesadzał z partiami solowymi, rzecz godna wzmożonej uwagi.