Nick Moss Band - Time Ain’t  Free

Nick Moss 25 lat swojej kariery wieńczy nową płytą, zrealizowaną w ramach tak modnego dziś crowfundingu. Miesza style, pozwala zaśpiewać Michaelowi Ledbetterowi i wspólnie piszą świetne piosenki.

Krążek otwiera nieco southernowy „She Wants It”. Są tu świetne chórki, gitara slide, fortepian I atmosfera wspólnego, radosnego muzykowania.

Intro do „Was I Ever Heard” uświadamia nam, że w muzykach Nick Moss Band drzemią niezgłębione pokłady energii. Sam lider śpiewa tu jaśniejszym głosem, łagodniej, a harmonie mogą kojarzyć się nie tylko z Steely Dan. Bo nagle odżywają nuty gospel i to wydobyte gdzieś z bagien Luizjany.

W „Light It Up” własne słowa śpiewa wspomniany Michael Ledbetter. Muzyk z miejsca zaskarbił sobie sympatię fanów podczas Jimiway Blues Festivl w 2013 roku, a teraz swoją formą potwierdza talent wokalny w nie mniejszym stopniu jak umiejętności gitarzysty. I znów uwagę zwracają rewelacyjne chórki i niezwykle ciekawa solowa partia gitary z którą dialoguje pianista.

Prawdziwym strzałem w dziesiątkę jest bardziej soulowy „Fare Thee Well”. Tą piosenką Ledbetter stopi każde serce i z miejsca powinna być odtwarzana w każdej szanującej się stacji radiowej.

 

Tytułowa „Time Ain’t Free” to porcja całkiem mocnego blues rocka, z wyrazistym, hipnotyzującym riffem i niemal hard rockowymi bridge. Tu można napawać się solidną, z elementami rockowej wirtuozerii, solówką. Bardzo to współczesne i jednocześnie osadzone w najlepszej tradycji tej muzyki.

Sprawdzone, lekko southernowe granie, to domena Mossa i jego „Been Gone So Long”. Świetny, nerwowy rytm, drive nakłaniający do dociśnięcia do dechy pedału gazu i kolejna porcja elektrycznej i energetycznej gitary- to jest to. Aż do zatracenia.

„Tell You Somethin’ ‘Bout Yourself” to następny genialny utwór zaśpiewany przez Ledbettera. Bardziej osadzony w konwencji molowego bluesa, z funkowym bitem, wprowadza słuchaczy w ten cudowny stan melancholii, ale ekspresyjna interpretacja przykuwa uwagę od pierwszej do ostatniej nuty.

„I Want The World To Know” to już w pełni autorski song Ledbettera. Pełen gospelowych i soulowych nut, ze wspaniałymi chórkami i fantastycznie współbrzmiąca gitarą elektryczną. Aż trudno uwierzyć, ze to zupełnie nowa piosenka, podobnie jak wcześniejsze, są tak przyjazne fanom bluesa i soulu, że mogą je z miejsca uznać za napisane specjalnie dla nich.

Fantastycznie wpisuje się w ten krążek 90-letnia piosenka Son House „Death Letter Blues”. Współcześnie zinstrumentowana, oczywiście z partią slide, przeplataną szybkimi palcówkami, ma energię nastolatka, który w jakimś klubie postanowił zagrać na prawdziwych emocjach, korzystając z wsparcia elektryczności.

„No Reason” to porządny, biały blues. Z wyrazistym riffem, jakby nawiązującym do dokonań wielkich brytyjskich bluesmanów, którzy odkrywali tę muzykę Europie w latach 60. XX wieku. Można tylko sobie wyobrażać, jak potężnie zabrzmi ten utwór na scenie.

„EZ Bree Zee” to ballada, którą wybrał sobie do zaśpiewania Nick Moss. Momentami przypomina Petera Greena, chwilami klimat podniosłych pieśni południowego rocka, do tego obowiązkowe chórki pań, dyskretne organy, piano elektryczne i solówka zagrana niemal czystym brzmieniem. Szef wie, co czyni.

Zaskakującym, latynoskim rytmem, rozpoczyna się „Walkin’ On A Ledge”. Połączona z funkiem piosenka zaśpiewana przez Ledbettera może też kojarzyć się z „What’s Going On” Marvina Gaye. Niesamowita.

Drugi cover na krążku to piosenka The Faces, „Bad ‘n’ Ruin” śpiewana kiedyś przez Roda Stewarta. Także w żywej, funkowej wersji, zaśpiewana na wysokim diapazonie i idealnei mieszcząca się w klimacie krążka.

 Album kończy „(Big Mike’s) Sweet Potato Pie”. Instrumentalne granie, tym razem z wyeksponowaną partią organów, na których gra Bryan Rogers> Oczywiście tak wspaniały puls całości nie byłby możliwy bez sekcji: Patrick Seals – bębny i Matthew Wilson – bas.

 “Time Ain’t  Free” Nick Moss Band  to dobrze zainwestowane pieniądze, przez każdego, kto dołożył się do jej wydania. Polacy mieli szczęście, bo część materiału usłyszeli przed premierą na kultowym Jimiwayu, ale to nie znaczy że teraz nie warto tej płyty kupić. Wręcz przeciwnie – wsparta studiem i znakomitymi chórzystkami dowodzi, że blues żyje i ma się wyśmienicie.

A tak Nick Moss o sobie i przygotowaniach do nagrania płyty mówił w październiku 2013 bluesonline.pl:  Każdy potrzebuje pomocy, wyciągniętej ręki (zdjęcia, wideo)