22 sierpnia 2014 roku Stara Winiarnia w miejscowości Mszana Dolna gościła Mark Olbrich Blues Eternity. W roli wokalisty wystąpił Jimmy Thomas (na zdjęciu), na harmonijce grał Laurie Garman, a na gitarze Eddie Angel.
Żona się niepokoi. Mówi, że ostatnio włączyło mi się szwendanie. I to już nawet nie chodzi o planowany wcześniej męski wyjazd w góry. Tylko zamiast jak zwykle biegać na koncerty w Krakowie, to sobie wymyślam zamiejscowe. Na szczęście niepokój nie przybrał wielkich rozmiarów, to jakoś wyjazd do Mszany Dolnej uzyskał akceptację.
Powodem był jeden z koncertów na trasie Marka Olbricha i jego Blues Eternity. I tu pojawia się zawiłość językowa. Mark Bestia Olbrich jest, jak sam mówi, w połowie naszym rodakiem. Na brytyjskiej stronie jemu poświęconej, przydomek pisze się po polsku. Ale czy eternit, wyklęty materiał budowlany, ma liczbę mnogą? Nie wiem, i ten problem pozostawiam wielu tysiącom naszych, po angielsku pracujących w branży.
Mark jest cenionym basistą, dla większej wyrazistości grającym na gitarach basowych o rosnącej liczbie strun. Tym razem grał na basie pięciostrunowym. Ale ponoć zdarza mu się grać na basie z ośmioma strunami. Taka fanaberia. Musi mieć to coś, bo zgromadził pod swoim przewodnictwem ekipę zacną. Śpiewał Jimmy Thomas, lat 74, człowiek, który w młodości prezentował się dzielnie w zespole Ike’a Turnera. Ponoć PT Tina, wówczas tworzyła zgrabne chórki. Jimmy do dzisiaj ma wiele walorów i umiejętności wokalnych nie zatracił. Z wyglądu jak szczupły Ray Charles, z wydźwięku czasem jak nieodżałowany James Brown, a czasem jak prawdziwy podparty elektrycznym brzmieniem bluesman z południa. Lubi z publicznością porozmawiać, opowiedzieć jakąś historię zanim wyśpiewa swojego bluesa.
Koniecznie trzeba wspomnieć , że w zespole jest Eddie Angel. Gitarzysta niepośledni, którego w zeszłym roku mogliśmy słyszeć w zespole towarzyszącym Earlowi Thomasowi. I Eddie gra znakomicie. Przy tym, kiedy Jimmiego Thomasa na scenie brak, Eddie śpiewa. Śpiewa jak umie, czasem przejmująco, czasem tak sobie.
Pięknie się to wszystko dopełnia harmonijką Laurie Garmana. I w Garmanie i Olbrichu jest obok bluesowości dyskretny urok wyspiarskiej elegancji. Może nie tweedy i cylindry, ale jakoś się inaczej prezentują niż wielu innych muzyków. Można?
Pomyślałem, że takiego zespołu u nas nie ma, nie to, że gorsi, mniej sprawni. Brzmienie nieporównywalne do nikogo z okolicy. Soczyste, swobodne, wpadające w ucho. Z Mszany Dolnej już wyjechali, ale może gdzieś się jeszcze pojawią.
Wystarczy (tam) być.
Antoni Szczepanik