Wywiad bluesonline.pl Jestem fanką drużyny Arsenal London - mówi Jo Harman. Artystka we wrześniu 2014 roku zdobyła tytuł najlepszej wokalistki bluesowej w Wielkiej Brytanii. Młoda gitarzystka i wokalistka przyjedzie do Polski specjalnie na festiwal Jesień z Bluesem.
Jo Harman debiutowała w roku 2013 krążkiem "Dirt On My Tongue". Już w 2014 roku publiczne radio brytyjskie nagrało jej kolejną płytę. A we wrześniu otrzymała British Blues Award jako najlepsza wokalistka 2014 roku.
Tu przeczytasz recenzję: "Jo Harman and Company – Live At The Royal Albert Hall"
Jo Harman przyjedzie na 30. festiwal Jesień z Bluesem do Białegostoku. Postanowiliśmy bliżej poznać młodą artystkę.
bluesonline.pl: Zaczynałaś od muzyki pop, co spowodowało zmianę Twojej muzycznej drogi na blues?
Jo Harman: Właściwie zaczynałam jako dziecko grać muzykę klasyczną, następnie po ukończeniu szkoły muzycznej przez rok czasu byłam artystką popową. To było wspaniałe doświadczenie i muszę powiedzieć, że muzyka pop , w tym kontekście oznaczała wówczas dobrej jakości stary pop, z czasów Dusty Springfielda).
Jednakże to nie było to, nie czułam się w tym sobą, chciałam pisać swoje własne utwory, być sobą, opowiadać swoje własne historie. Wówczas postanowiłam zacząć od nowa, na dobre i na złe, chciałam być samodzielną artystką, a nie tylko kimś wynajmowanym do zaśpiewania czegoś.
Szczerze mówiąc, nie uważam się za piosenkarkę bluesową, ale społeczność bluesowa dawała mi zawsze ogromne wsparcie. Jestem zwykłą wokalistką, z raczej bluesowo-soulowym głosem. Moim zdaniem autentycznymi artystami bluesowymi są czarnoskórzy Amerykanie i nie chciałabym w żaden sposób umniejszać ich roli twierdzeniem, że ja też jestem piosenkarką bluesową. Po prostu śpiewam i nie przejmuję się za bardzo muzycznymi granicami i jestem raczej podejrzliwa wobec tych, którzy tak mocno te granice podkreślają.
Kiedy zaczęłaś grać, kiedy poczułaś tak naprawdę, że chcesz grać?
Kiedy miałam osiem lat rozpoczęłam swoją edukację muzyczną od gry na skrzypcach, grałam też trochę na pianinie, a zakończyłam grą na fagocie, który stał się moim podstawowym instrumentem. Podstaw gry na gitarze nauczyłam się sama, podczas podróży po Indiach. Tak więc zaczynałam od komponowania na fortepian lub gitarę, dosyć późno zaczęłam śpiewać i tak właściwie to ciągle się uczę.
A jaka jest Twoja rodzina, czy też są muzykami?
Nie, nie pochodzę z muzycznej rodziny, absolutnie. Nigdy nie słyszałam, żeby rodzice, czy bracia mieli talent do śpiewania. Musiałabym jeszcze sprawdzić, czy przypadkiem mleczarz nie umie śpiewać!
Których artystów podziwiasz i czy są oni dla Ciebie inspiracją?
Dostałam wręcz obsesji na punkcie wokalistów amerykańskich, takich jak Etta James, Aretha i innych muzyków z Memphis i to oni stanowczo wpływają na mój styl. Dużą inspiracją była też dla mnie kolekcja płyt mego Taty, która zawierała płyty Beatlesów, Rolling Stonesów itd. Myślę, że w mojej muzyce ciągle pobrzmiewają lata 70-te i to wcale nie jest źle.
Czy sama piszesz swoje piosenki?
Tak, czasami robię to samodzielnie, czasami z pomocą innych.
Czy Twoim zdaniem – łatwo jest napisać utwór?
Ciężko, naprawdę bardzo ciężko. Nie potrafię pisać na rozkaz, zamówienie, czy jakąś okoliczność. Generalnie to utwór znajduje mnie, a nie ja jego…
Czy mogłabyś powiedzieć kilka słów o swoim zespole?
Jest wspaniały! Mam szczęście współpracować z muzykami światowej klasy. Podczas ostatniego tournée gitarzystą, która ze mną występował, był Dave Ital, który grał z największymi w muzyce – począwszy od Beyonce, a kończywszy na Bobbym Womack i uwierz – to bardzo pomaga.
Zresztą wszyscy moi muzycy są niesamowicie lojalni, bardzo mnie wspierają i z pewnością stanowią dużą część naszego wspólnego sukcesu.
Jak spędzasz wolny czas, kiedy nie występujesz?
Bardzo dużo pracuję i to zajmuje mi większość czasu. Miałam szczęście dołączyć do wykonawców głównych wytwórni płytowych, także jest to dla mnie ogromnie ważne. Może nawet nie tyle w kontekście finansowym, bardziej artystycznym.
Poza tym te nieliczne wolne chwile spędzam na kibicowaniu – jestem fanką zespołu Arsenal, gotowaniu, spotkaniach z przyjaciółmi – takie zwykłe rzeczy.
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Robić to, co dotychczas, starać się, aby było coraz lepiej. Bardzo ciekawym doświadczeniem byłyby występy w Stanach Zjednoczonych.
Czy mogłabyś powiedzieć nam kilka słów o Twoim albumie „Live at the Hideaway”?
To były jedne z pierwszych naszych koncertów. A już na pewno pierwsze dla naszych perkusistów. To jest głównie jam, z ogromną dawką energii i naprawdę dobrymi momentami, ale pomimo wszystko surowy. W tej chwili jestem o wiele lepszą wokalistką. A najbardziej dumna jestem ze swego debiutu w studio, gdzie śpiewałam „Dirt on my Tongue”. To jest moja wizytówka, jeżeli cokolwiek ma nią być.