Leszek Winder pod szyldem „Czarny Pies” zebrał czołówkę muzyków z kręgu jazzu, bluesa i rocka dlatego określenie „super grupa” jest jak najbardziej zasadne. W pubie 6-ścian obok gitarzysty zagrali Jan Gałach, Krzysztof Ścierański, Irek Głyk, Michał Kielak i Mirek Rzepa.
Kiedy do publicznej wiadomości został podany skład osobowy od razu w mojej głowie powstało skojarzenie z tym co działo się w zespole Krzak na początku lat 80-tych. Wówczas po powiększeniu składu m.in. o Ryszarda Skibińskiego, Apostolisa Anthimosa, Leszka Dranickigo, Jorgosa Skoliasa też powstała „super grupa”. Zresztą skojarzenia z Krzakiem nie opuszczały mnie przez cały wieczór ponieważ lwią część repertuaru stanowiły kompozycje znane z repertuaru tej grupy i to zarówno te najstarsze („Skałki”) jak i te nieco nowsze („Kattowitz”). No i te przepyszne skrzypcowo-gitarowe unisona tak bardzo charakterystyczne dla brzmienia Krzaka.
Wszystkie kompozycje zaprezentowane podczas koncertu były instrumentalne, mocno rozimprowizowane, okraszone solowymi popisami. Jako wielki plus należy uznać, że muzycy nie popadli w samozachwyt serwując przesadnie długie popisy a wręcz przeciwnie, nie raz i nie dwa pozostawiali słuchaczy w lekkim niedosycie, że za mało, za krótko, że chciałoby się jeszcze. Mnie takie uczucie najboleśniej dopadło po solówce Michała Kielaka w spokojnym bluesie „Kawie”. Zagrał po prostu przepięknie, niezwykle emocjonalnie z wykorzystaniem całego arsenału niuansów harmonijkowej sztuki. Apropos tego utworu. Leszek Winder kiedy gra w Białymstoku zawsze poświęca kilka ciepłych słów Ryśkowi Skibińskiemu potwierdzając jak ważną osobą był Skiba w jego, nie tylko artystycznym, życiu. Kompozycja „Kawie” powstała lata temu jako hołd pamięci Jerzego Kawalca ale tego wieczora spokojnie mogłaby nosić tytuł „Kawie i Skibie”.
Skoro Krzysztof Ścierański na scenie to nie mogło zabraknąć wizyty w „baśniowym świecie księcia basu”. Muzyk wsparty bogatym elektronicznym wyposażeniem dał porywający popis swoich nieprzeciętnych umiejętności. Dzielnie sekundował mu Irek Głyk na perkusji. Chociaż jego zestaw składał się zaledwie z trzech bębnów i trzech talerzy nie przeszkodziło mu to wygenerować całe kaskady dźwięków.
Szczególne podziękowania i wyrazy szczerego podziwu należą się Jasiowi Gałachowi. Zagrał z bolesną kontuzją lewego nadgarstka ale w żadnym razie nie potraktował swojego występu ulgowo. Mając w pamięci „krzakowe” duety skrzypcowo-gitarowe czyli Błędowski-Winder przyjemnie było je skonfrontować z poczynaniami dwójki Gałach-Winder. W pełni elektryczne Jasiowe skrzypce dysponują zupełnie innym brzmieniem a w rękach Mistrza prezentują się wybornie - w dynamicznych numerach atakują z prawie gitarową intensywnością by w spokojnym bluesie załkać cieplutko, aksamitnie i przestrzennie.
W mocno zelektryfikowanym składzie zespołu znalazła się również gitara akustyczna (Mirek Rzepa) i fajnie się stało, że jej brzmienie nie zostało zagłuszone przez pozostałe instrumenty.
Wypada pochwalić dobór repertuaru. Pięknie przeplatały się ze sobą utwory dynamiczne z tymi spokojnymi zapewniając właściwą dramaturgię koncertu no i nie pozwalając słuchaczom ani przez moment nudzić się. Trochę szkoda, że zabrakło „krzakowych” klasyków jak choćby „Czakuś” czy „Przewrotna samba” ale nie mam zamiaru z tego powodu rozpaczać bo to co usłyszałem w zupełności mnie satysfakcjonowało.
Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: Czarny Pies w pubie 6-ścian, Białystok
Nie wiem jakie plany w stosunku do zespołu „Czarny Pies” ma Leszek Winder. Czy ma zamiar stworzyć coś trwałego czy ma to być jedynie okazjonalne przedsięwzięcie? Ucieszyłbym się bardzo aby jako pamiątka tej trasy pozostała płyta nagrana na żywo. Warto na trwałym nośniku zapisać to wyjątkowe spotkanie muzycznej elity.
Robert Trusiak