Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Julian Sas

Julian Sas ma 41 lat. Gitarzysta zafascynowany Hendrixem zagra 16 lipca podczas Suwałki Blues Festival 2011. Niedawno wyszła płyta i DVD "Wandering Between Worlds".

Julian Sas urodził się w centrum Holandii zwanym Beneden-Leeuwen.

- Odkąd się urodziłem, byłem
niespokojnym duchem i tak mi zostało do dzisiaj - wspomina Sas. - Kiedy miałem tylko sześć lat już
wtedy wiedziałem, skąd to pochodzi. Zobaczyłem film o festiwalu rock`n`rolla
w Toronto z Jerry Lee Lewisem i Chuckiem Berry. Od tego dnia wiedziałem,
co chcę robić w życiu, chciałem komponować muzykę. To był ten niesamowity
wpływ energii Jerry`ego i chyba jeszcze większy gitary Chucka.


Od tamtej chwili marzyłem i rozmawiałem tylko o gitarach i moja matka
wiedziała o tym. Dostałem oczywiście gitary – zabawki, ale ciągle marzyłem o
takich prawdziwych. Kiedy miałem 10 lat moimi idolami były takie grupy jak
Motorhead, ACDC, Judas Priest, Iron Maiden. Głośny dźwięk gitar i wielkie
piece Marshalla dawały niesamowity ładunek energii. Słuchałem muzyki, jakiej
dzieci w moim wieku nie słuchały i nie miały o niej pojęcia.
Kiedy miałem 12 lat dostałem kopię Ibaneza les Paul, którą to gitarę mam do
dzisiaj.


Nareszcie mogłem ćwiczyć. Słuchałem wtedy wszystkiego, co mi tylko wpadło
w ręce i tak też jest do dzisiaj. Nigdy nie chodziłem do jakiejkolwiek szkoły
muzycznej, także to była dla mnie jedyna droga, aby poznać i nauczyć się
muzyki. Poprzez słuchanie i granie po prostu zaczynasz rozumieć, o co w tym
wszystkim chodzi.

Kiedy skończyłem 13 lat usłyszałem coś, co wstrząsnęło mną
tak mocno i dostarczyło tylu emocji….to był Muddy Waters. Od tej właśnie
chwili postanowiłem poświęcić się graniu bluesa i bluesrocka.
Kiedy nie byłem w szkole, grałem ciągle na gitarze, zamykałem się w swoim
pokoju i stawałem się tym, kim chciałem się stać. Gitara stała się moją
prawdziwą obsesją i taką pozostała do dzisiaj. Tak naprawdę jestem raczej
nieśmiałym facetem i to właśnie ten instrument dawał mi możliwość wyrażenia
swoich uczuć.


W roku 1987, kiedy miałem 17 lat spotkałem dziewczynę, która jest w tej chwili
moją żoną, spotkałem kogoś, kto w końcu rozumiał mnie i rozumiał, co muzyka
znaczy dla mnie. Wtedy też po raz pierwszy udało mi się zobaczyć Rory
Gallaghera. Byłem zszokowany! Takim właśnie chciałem być, kimś takim, jak
on! Założyłem zespół i dwa lata później rzuciłem szkołę, ponieważ mieliśmy
naprawdę sporo koncertów, a kariera nauczyciela historii stanowczo nie była
tym, o czym marzyłem.
Miałem oczywiście tysiące jakichś tam prac, zajęć, sporo zespołów, duetów, a w
wieku 26 lat założyłem grupę o nazwie Julian Sas Band. Udało się nam dostać

kontrakt płytowy, a pierwszą naszą płytę zatytułowaliśmy „Where will it end?”

Naprawdę kochamy to, co robimy. Dla mnie osobiście bycie muzykiem jest absolutną wolnością

i możliwością robienia tego, co rzeczywiście i szczerze kochasz.

Jestem szczęśliwcem, że udało mi się to osiągnąć, jednak wymagało
to bardzo ciężkiej pracy i ciągle jeszcze wymaga, albowiem nic w życiu nie
przychodzi łatwo.
I oto właśnie moja historia.

Zapytany o wpływy muzyczne Julian Sas odpowiada: - Kiedy usłyszałem, jak gra
Jeff Beck dosłownie zaiskrzyło. On gra z taką prostotą, a jednocześnie z takim,
wręcz fanatycznym oddaniem. Niewiarygodne! Jestem wielkim fanem także
Jimi Hendrixa. Oczywiście fantastyczny jest także Stevie Ray Vaughan. Jimi
Hendrix nie znał granic, kiedy grał Hey Joe, jego umysł zajęty był zupełnie
innymi sprawami. To, co chciał zrobić z Milesem Daviesem było fascynujące.
Jestem oczywiście fanem Milesa Daviesa także. To on jest takim Jimim w
świecie jazzu.

Kiedy miałem 16 lat widziałem Buddy Guya, grał z ogromną
dynamiką. Dynamika, moim zdaniem pełni jedną z najważniejszych ról w
muzyce. No i oczywiście Rory Gallagher, mój największy bohater! Miałem
przyjemność i honor grać z jego zespołem trzy razy! The Allman Brothers jest
także fantastyczny. Kiedy już zaczną, nic nie jest w stanie ich powstrzymać,
zupełnie jak nas!