Brzmienie muzyki jest absolutnie zależne od miejsca, w którym się gra – twierdzi Dave Herrero. Właśnie rozpoczął trasę koncertową po Polsce i Czechach.
Bluesonline.pl: Witaj Dave, jak ci się podoba w Polsce?
Dave Herrero: Jesteśmy tutaj zaledwie kilka dni, ale już zobaczyłem Kraków! Wow! Kraków - ile w tym mieście jest historii! Dla mnie to piękne, bo w porównaniu z tym miastem Stany Zjednoczone to bardzo młody kraj! Tu wręcz czuje się historię - w codziennym życiu mieszkańców, czuć to na ulicach - to jest niesamowite!
Tak, to ważne miasto dla każdego Polaka i naszych korzeni. Ale wróćmy do bluesa. W jaki sposób znalazłeś się wśród bluesowej elity?
No cóż, jak to mówią Amerykanie - mierz siły na zamiary. Mówiąc szczerze, miałem wiele szczęścia. Mając 21 lat, mieszkałem wtedy w Austin i tam był taki klub zwany "Muddy Waters", tam poznałem znakomitego norweskiego muzyka z Oslo, graliśmy razem fantastyczne rzeczy, a publiczność pokochała nas, szczególnie dzięki temu gościowi z Norwegii. Wtedy postanowiłem zaistnieć w bluesie, wysyłałem maile do wszystkich możliwych organizacji bluesowych i udało mi się. Zacząłem grać na różnych koncertach, byłem zapraszany na różne festiwale, to po prostu zadziałało!
Już jako bluesman miałeś możliwość koncertowania w Bośni. Jakie wrażenie wywarł na tobie ten region?Tak, to było niesamowicie smutne przeżycie, widzieć tych ludzi, w kraju ogarniętym tak straszną wojną, widzieć ten okropny smutek w ich oczach, takich rzeczy się nie zapomina... Napisałem kilka utworów o ich zniszczonych domach, o tym strasznym smutku w ich oczach... To takie dziwne, a zarazem niesamowite uczucie, bo my - w Stanach ostatnią wojnę, jaką tak naprawdę pamiętamy to Civil War (Wojna Secesyjna)... A tu? Takie straszne rzeczy, widzisz na własne oczy, jak czołgi wjeżdżają na podwórka, jak domy są podziurawione kulami... i jednocześnie widzisz jak w tych zbombardowanych domach ludzie próbują przeżyć, próbują zacząć żyć od nowa... Kiedy wróciłem do Stanów, powiedziałem wszystkim swoim znajomym i przyjaciołom: "Nie macie pojęcia, jak my mamy dobrze !" Wierz mi, to było naprawdę ciężkie przeżycie... Dopiero 11 września zmienił to postrzeganie tragedii.
O czym jeszcze chcesz opowiadać w swoich piosenkach?
Moje utwory to nie są tak właściwie jakieś ciężkie sprawy, tematy, po prostu staram się wyrazić w nich siebie, takie zwykłe codzienne sprawy i emocje.
Czyli po prostu – blues?
Och, bycie muzykiem to po prostu przyglądanie się światu, jego problemom i staranie, aby to wszystko jakoś wyrazić.
Swój krążek zatytułowałeś „Austin to Chicago”. Miejsce rzeczywiście ma wpływ na muzykę?
To się dzieje bardzo naturalnie, w naturalny sposób. Wiesz, tak właściwie, to każdy zagrany dźwięk można przypisać konkretnemu regionowi w Stanach. I tak - inaczej się gra, kiedy mieszkasz na zachodnim, słonecznym wybrzeżu, kiedy wszystko wydaje się takie radosne, już zupełnie inaczej dzieje się to w Chicago, które jest jak wiadomo zimnym, wietrznym i agresywnym miastem. Tam muzyka brzmi zupełnie inaczej, brzmienie teksańskie jest takie lekkie, trudno to wytłumaczyć. Jedno jest pewne - brzmienie muzyki jest absolutnie zależne od lokalizacji, gdzie się to wykonuje, sam rozumiesz - Texas to Marcia Ball i inni... No tak, stanowczo, w zależności od tego gdzie jesteś, tak kształtują się dźwięki, które grasz.
Czy masz jakiś swój ulubiony styl muzyki oprócz bluesa?
Mam ogromny szacunek do wszystkich rodzajów muzyki, to naprawdę wspaniałe ! Oczywiście nie twierdzę, że robimy coś absolutnie wyjątkowego, to jest ciągle proces twórczy, który trwa, jest ciągle żywy i podlega różnym modyfikacjom, a im więcej nad tym pracujemy, tym bardziej staje się kreatywny, twórczy i wartościowy. Uważam, że jesteśmy w stanie wnieść jakieś nowe brzmienia do bluesa. A z drugiej strony to bardziej nowoczesny rock and roll.
Chyba wiele osób pyta cię już o nową płytę.
Nowa płyta pojawi się pod koniec listopada. Mam już jej tytuł – „Corazon”, co po hiszpańsku oznacza serce. Jest już ukończona i zabrałem trochę egzemplarzy do Polski. Wytłoczona została specjalnie na europejską trasę. Oczywiście jestem z niej bardzo dumny. To zarejestrowana w Chicago mieszanka brzmień rodem z lat 50., 60., no i są brzmienia, które umiejscawiają ją dokładnie w roku 2012. Po prostu, mimo starego sznytu – sama produkcja jest bardzo nowoczesna.
A czy zdecydujesz się wydać jakiś swój koncert?
Wiem, że wszyscy czekają na album live! To wyjątkowe uczucie grać w klubie, pocąc się razem ze słuchaczami i mogąc patrzeć im prosto w oczy. Wtedy czuje się ten cudowny przepływ energii, ze chciałoby się to udokumentować. Ale na razie wydaję album studyjny, ale z pewnością chciałbym wydać też jakieś nagrania koncertowe. Tymczasem – zapraszam na nasze koncerty gdzieś w Polsce albo w Czechach.
Trasa koncertowa: Dave Herrero & The Hero Brothers Band
Tu przeczytasz recenzję płyty: Dave Herrero – Austin to Chicago