Around the Blues, mimo wydanej płyty, stanęli do konkursu podczas na 32. Rawa Blues Festival. Zdaniem jury, byli najlepsi spośród ośmiu wykonawców – nie tylko z Polski.
Do tegorocznej edycji o wygranym konkursie, czyli możliwości zagrania do niemal pustego Spodka, ale na dużej scenie Rawa Blues Festival, decydowała publiczność. I to nieprzypadkowa – trzeba było zapłacić za bilet, żeby wziąć udział w głosowaniu. W tym roku prowadzący od lat konkursy Marek Jakubowski, przedstawił kilka osób, tłumacząc, że to bywalcy festiwalu i, że to oni zdecydują o wygranej. W imieniu organizatorów tłumaczył, że w ten sposób dają oni zespołom równe szanse, bo im później – tym więcej bluesfanów pojawia się w Spodku.
Nikt, łącznie z Around the Blues, nie spodziewał się chyba, że ten świetny i dobrze znany zespół wygra konkurs i wejdzie na dużą scenę. Ale ich profesjonalny warsztat i świetna, znakomicie czująca bluesa wokalistka, sprawdzili się nawet w najbardziej polowych warunkach.
Na nagraniu słychać, że w holu Spodka słuchać elektrycznego bluesa nie jest łatwo, ale zespoły wierzą, że sam udział w konkursie jest rodzajem promocji i nobilitacji i chyba mają rację.
Jako drugi musiał występować The Blues Experience. I znów o względy jury walczyli świetni muzycy, w dodatku grający z niemniej intrygującą wokalistką.
Anna Pawlus to wulkan energii, śpiewa w kilku formacjach, a ta piosenka – gdyby została zaaranżowana w manierze bliższej Sade, mogłaby zrobić furorę niekoniecznie w bluesowym światku.
Młodziutki Blue Band Blues cieszył uszy i żywiołową wokalistką i składem wzbogaconym o harmonijkarza.
Tu trzeba pokłonić się selekcjonerom konkursu, którzy nie przegapiali w składach stających w konkursie zespołów tego symbolu bluesowego brzmienia.
Wiele osób mógł zaintrygować udział w konkursie zespołu Bez Wat. Wytrawni fani bez trudu rozpoznali w osobach harmonijkarza i gitarzysty byłych członków nagrodzonej już na Rawie Wolnej Soboty. Dawid Wydra i Wojtek Kubiak z nowym zespołem wypadli jakby bardziej blado, ale znając ich talent i pracowitość trzeba wierzyć, że szybko o nich usłyszymy.
Absolutnie wyjątkowo zabrzmiał z kolei Arek Zawiliński. Outsider z pogranicza bluesa, folku i piosenki autorskiej jest w Polsce jednym z najciekawszych, co niedocenianych muzyków akustycznych. Wsparty o kontrabas Romana Ziobro, bębny i brzmienie harmonijki, ubrany wyjątkowo skromnie i stylowo, zaprezentował autorskie piosenki. A w nich mnóstwo odniesień do twórczości Roberta Johnsona, wizji świata Boba Dylana i swoich osobistych przemyśleń. Przy okazji promował swoją nową płytę z zespołem Na Drodze „Żelazna”.
Znacznie więcej hałasu narobił w holu Spodka Two Timer. Zespół, który właściwie nigdy nie pojawił się w naszym portalu również w swoim składzie miał harmonijkarza. Wraz z gitarzystą stanowili najbarwniejsze osobowości składu, choć i wokalista starał się, jak mógł.
Tymczasem inny wielki śląski bluesman – Marek Makaron – również mimo wydanych płyt i niezaprzeczalnych sukcesów artystycznych – również pojawił się na małej scenie. I znów nie wygrał konkursu. W hipnotyzującym występie wspierał go harmonijką Adam Jawień, a sam Makaron nie zapomniał o starannie przygotowanym wizerunku scenicznym i wspomnieniu o Wiesławie Chmielewskim, dziennikarzu bluesowym. Nikt od Motyki nie wyglądał na scenie lepiej tego smutnego przedpołudnia, kiedy wypędzeni zza kulis dziennikarze biegali po Spodku usiłując zamienić kilka słów z tegorocznymi gwiazdami festiwalu i jednocześnie śledzić przebieg konkursu.
W tym roku znów selekcjonerzy Rawy dopuścili na małą scenę zespół naszych południowych sąsiadów. Banda Band profesjonalnym składem i świetnymi kompozycjami od razu zauroczył słuchaczy. Dawno w Spodku nie było tak żywiołowego skrzypka, pulsujące rytmami latynoskimi kompozycje wsparte były riffami tego instrumentu i saksofonu, a cały, niezwykle barwny zespół wyraźnie radował się z możliwości zagrania przed Polakami. I miał rację. Słuchacze oddali mu taką samą energię, innego zdania było jury.
Konkurs w takich warunkach to przede wszystkim walka o prestiż i możliwość zagrania przed… Robertem Crayem. Szkoda, że nasi muzycy często hołdują zasadzie występowania niemal „po domowemu” przed publicznością, która na spotkanie ze swoją ukochaną muzyką przejechała setki kilometrów. Niestety w XXI wieku zasada jak cię widzą tak cię piszą to już nie tylko głupawe porzekadło, a wręcz norma. Kto o tym wie – zwyczajnie lepsze wspomnienia zostawi przynajmniej na fotografiach.
Zobacz zdjęcia z koncertów: Blues na fotografiach