Boogie Boys płytę „Made In Cali” zarejestrowali w tym roku w Kaliforni. Nagrali piosenki, które napisali dla nich Jon Clifton, lider The Mofo Party Band i Roger Perry. – Była nagrywana całkowicie na setkę – podkreśla Bartek Szopiński – wokalista i pianista zespołu.
Bluesonline.pl: Bartek, przede wszystkim - nowa płyta, gdzie, jak i z kim?
Bartek Szopiński: Nowa płyta w całości została nagrana i wyprodukowana w Stanach Zjednoczonych, we Fresno, w Californii. Producentem płyty jest John Clifton, czyli na co dzień leader The Mofo Party Band . John ostatnio mocno realizuje się, jako producent muzyczny, ponieważ niedawno współprodukował ostatnią płytę Big Billa Morganfielda, która jeszcze nie została wydana. Produkował także ostatnie dwie płyty Mofo, współprodukował także płyty innych kalifornijskich zespołów, między innymi Electric Grease, Roger Perry - to jest człowiek , który także udziela się na tej płycie.
No właśnie, kogo udało wam się złapać przy okazji pobytu w Stanach, przy nagraniach?
Oprócz Johna, który oczywiście gra na harmonijce i trochę wspiera nas w chórkach, naszymi gośćmi byli przede wszystkim: Ron Thompson - to jest legendarny gitarzysta z Oakland, który był przez 8 czy 10 lat band leaderem Johny Lee Hookera, grał także z Tiną Turner i z Ettą James.
Jak to się robi w Ameryce, żeby kogoś takiego spotkać?
Jeżeli chodzi akurat o Rona to znamy się już kilka ładnych lat. Tak się składa, że z częstotliwością raz do roku latamy do Ameryki, ja w zasadzie podróżuję do Stanów regularnie już od sześciu lat i w ciągu tych kilku lat udało mi się poznać wielu ludzi. Nie ukrywam, że były zakusy, żeby ściągnąć jeszcze kilku innych muzyków, naprawdę z pierwszej ligi, ale były problemy terminowe, ponieważ większość była w trasie. A z Ronem Thompsonem udało nam się koncertować kilka razy, potem zaprosiliśmy go na jedyny, ekskluzywny koncert do Polski - 2-3 lata temu, a teraz, kiedy byliśmy w Kaliforni, udało się nam zsynchronizować terminy, on przyjechał do studia i zagraliśmy. Oprócz niego zagrał także Bill Clifton - gitarzysta The Mofo Party Band, Roger Perry - fenomenalny gitarzysta, który na codzień gra country i rockabilly, czyli inną stylistykę. On jest w zasadzie songwriterem, pisze masę piosenek, jest współautorem kilku tekstów - dwóch czy trzech piosenek na płycie. Dwóch świetnych saksofonistów nam grało, Ron Catalano i William Morris. To są saksofoniści sesyjni , bardziej jazzowi, którzy na co dzień grają naprawdę w fenomenalnych składach w dużych big bandach. Oprócz tego dwóch świetnych czarnoskórych wokalistów, którzy śpiewają gospel - Ed Burke i Michael Miller.
Jaka będzie ta nowa płyta, bo trzymam jeszcze egzemplarz nie rozpieczętowany i nie przesłuchany?
Premiera jest 8 grudnia i to jest ważne. Także dzisiaj mamy egzemplarz przedpremierowy. To jest pierwsza partia, jaką dostaliśmy z tłoczni. Jaka jest? Wydaje mi się, że najistotniejszą informacją jest to, że jest to płyta nagrywana całkowicie na setkę. My tak naprawdę, lecąc do Stanów nie mieliśmy pomysłu na tę płytę i nie wstydzę się tego powiedzieć. Mieliśmy zabookowane studio, producenta, realizatora, gości, ale materiału nie mieliśmy w ogóle skompletowanego. I John, który jest takim producentem od początku do końca muzycznym mówi: "Panowie, nie ma w ogóle się czym martwić, wchodzimy do studia , wciskamy record i gramy to, na co mamy ochotę. I w ten sposób, pierwszego dnia nagraliśmy połowę płyty. Rzeczy, których nigdy wcześniej nie graliśmy. Także płyta jest nagrana absolutnie na setkę i ma taki charakter lekko jamowy, w takim sensie, że nie stawialiśmy sobie jakichś ograniczeń produkcyjnych, graliśmy to, na co mieliśmy ochotę. John nas prowadził przez te wszystkie muzyczne tajniki i tak to wyszło.
Jak teraz będziecie promować ją w Polsce, kiedy tam byli muzycy amerykańscy, przede wszystkim sekcja dęta i gościnni wokaliści? Czy uda się Wam poszerzyć skład przynajmniej na niektóre koncerty?
Najważniejsze jest to, że Janusz Brzeziński, czyli kontrabasista, który występuje z nami od jakiegoś czasu był z nami również tam w Stanach, on nagrywał całą płytę i tę podporę mamy ze sobą. Na koncercie teraz chłopcy starają się mnie wspierać chórkami, to jest nowość, bo jeszcze nie próbowaliśmy tego, co do saksofonów nie mam poczucia wielkiej straty, dlatego, że to jest tylko kilka utworów. Trochę brakuje gitary, ale będziemy starali się to przykryć Szymka harmonijką, także myślę, że to jakoś się uda.
Czyli Boogie Boys nadal zostaną boogie?
Tak, zdecydowanie i koniecznie, bo to od lat nas bardziej kręci. Z tworzeniem tej płyty to było tak, że miała być taka trochę dzika i amerykańska i wydaje mi się, że to słychać, bo studio i producent i realizator wiedzieli, jak ten sound znaleźć.
Z Bartkiem Szopińskim rozmawialiśmy tuż po koncercie na festiwalu Jesień z Bluesem. Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: Boogie Boys w Białymstoku
W międzyczasie otworzyliśmy nową płytę Boogie Boys: recenzja "Made in Cali"