Nasz patronat

39. Jesień z Bluesem

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Blas Picón at XXIII Toruń Blues Meeting by Robert Berent

Blas Picón to jedenz najważniejszych hiszpańskich harmonijkarzy. Z zespołem The Junk Express zagrał podczas XXIII Toruń Blues Meeting. Tylko bluesonline.pl opowiada o swojej drodze do bluesa i sytuacji bluesmanów w Hiszpanii.

Bluesonline.pl. Dlaczego zainteresowałeś się bluesem. W tej waszej Hiszpanii to chyba powinniście szlachtować byki, chlać wino i grać flamenco? Blues to jakaś rewolucja?

Blas Picón: Nie lubię walk byków, nie słucham też flamenco. Za to wino pijam w każdych ilościach. Nie znaczy to, że jestem jakiś inny czy rewolucyjny. Hiszpania to mały kraj ale bardzo zróżnicowany y bogaty w kontrasty.

 

A ktoś w Hiszpanii słucha w ogóle bluesa?

W Hiszpanii blues nie jest medialny ani komercyjny. Mamy ważne festiwale bluesowe. Jednak często się zdarza, że kiedy festiwal zdobywa renomę i chce się rozwijać, organizatorzy odchodzą od bluesa. Chcąc zapełnić stadion, zmuszeni są zmienić styl muzyczny. Blues niestety nie wystarcza. Ale wydaje mi się, że tak się dzieje na całym świecie. Blues to muzyka mniejszości i dzięki temu zachowuje swój niezwykły charakter.

 

Czy w twojej rodzinie lub wśród przyjaciół ktoś słuchał bluesa?

 ikt w mojej rodzinie nie słuchał bluesa. Mój ojciec słuchał flamenco, moje siostry słuchają właściwie każdego stylu muzycznego. Do mnie blues przyszedł z zewnątrz. Najpierw słuchałem rock'n'rolla z lat 50. Zrobiłem swego rodzaju podróż do korzeni. Teraz wielu moich znajomych słucha bluesa. Jednak jest to konsekwencja moich gustów muzycznych, a nie ich przyczyna.

 

To jak nauczyłeś się grać bluesa i w dodatku pisać takie mocne i bardzo osadzone w tradycji słowa?

Nauczyłem się słuchając płyt klasyków stylu i dlatego mogę powiedzieć, że miałem najlepszych mistrzów. Zawsze grałem ze słuchu. Na bazie tego, co usłyszałem, ćwiczyłem własną technikę.

Dziękuję za tak dobrą opinię o moich tekstach. Dla mnie ich układanie jest najtrudniejszym elementem mojej twórczości. Angielski nie jest moim językiem ojczystym i pisanie po angielsku jest dla mnie sporym wysiłkiem. Tak naprawdę, to lekcje angielskiego miałem tylko przez trzy lata szkoły średniej. Ale ciągle rozwijam się i uczę samodzielnie słuchając muzyki i oglądając filmy w oryginalnej wersji językowej.

 

Dlaczego za swój główny instrument wybrałeś harmonijkę?

Zaczynałem grając na perkusji w zespołach rock'n'rollowych. Odkrycie harmonijki niespodziewanie otworzyło przede mną nowe możliwości. Każdy instrument jest inny. Harmonijka i perkusja to dwa różne światy. W końcu postawiłem na harmonijkę i śpiew. Dzięki nim moje projekty są bardziej osobiste. Mogę tworzyć moją muzykę i mój styl. Perkusista robi to, czego wymaga zespół.

        

Masz jakichś mistrzów instrumentu?

 Wszyscy harmonijkarze, których słuchałem, czegoś mnie nauczyli. Na początku byli to: Sonny Boy Williamson, Little Walter, Walter Horton, George Smith, Snooky Pryor, etc. Obecnie wciąż się uczę od takich mistrzów jak Paul deLay, Gary Primich, Mitch Kashmar. Lista nazwisk jest nieskończenie długa. Od każdego można się czegoś nauczyć.

 

Ciężko było stworzyć własny zespół grający bluesa?

 Rozumiem pojęcie "mój zespół" jako zespół artystów, którzy podzielają jedną wizję danego projektu. W Barcelonie jest wielu dobrych muzyków, jednak mało dobrych zespołów. Powodem jest trudność w znalezieniu muzyków, którzy mają te same cele i dążenia. Tak dzieje się w każdej pracy zespołowej. Trzeba iść w tym samym kierunku i dążyć do tego samego celu. I prawdę mówiąc - miałem wiele szczęścia. Zawsze mogłem liczyć na takich właśnie muzyków.

 

Opowiedz coś o Blas Picón & The Junk Express? Skąd wziął się pomysł na taki skład i jacy muzycy go tworzą?

O takim zespole marzyłem przez całe życie. Nasz styl jest wynikiem wielu lat słuchania różnej muzyki,coraz to bardziej surowej. The Junk Express jest surowy i łatwy, bo taki ma być. To pomysł zainspirowany przez Mississippi Delta Blues, gdzie magia pochodzi z czegoś, czego nie da się zapisać na pieciolini…. Chcemy grać muzykę, która wywołuje wiele emocji podczas grania, choć wydaje się błaha czytając partyturę.

Oscar Rabadán (gitara) i Reginald Vilardell (perkusja) są jedynym zespołem jakiego potrzebuję. Wszyscy trzej jesteśmy przekonani o wartości tego projektu i w niego wierzymy. To świetni muzycy i do tego mamy tę samą wizję pracy zespołowej i to jest luksus.

 

Wielu muzyków zaczyna grać marząc o podróżach, a tobie gdzie udało się wyjechać, żeby zagrać koncert?

 Ja zacząłem grać z miłości do muzyki. Możliwość podróżowania to dodatkowy plus tego zawodu. Dzięki muzyce odwiedziłem Francję, Portugalię, Włochy, Niemcy, Austrię, Finlandię, Szwecję, Belgię, Serbie, Polskę i Stany Zjednoczone. Takie wyjazdy to luksus, na który pewnie nie mógłbym sobie pozwolić nie będąc muzykiem. Ale tak jak powiedziałem, to nie dla tego zacząłem grać.

 

Blues pozwala spotykać się i grać wspólnie z wieloma muzykami. Czy są osoby, któ®e szczególnie utkwiły ci w pamięci?

 Miałem szczęście zagrać z wieloma świetnymi muzykami. Myślę, że największe wrażenie zrobili na mnie ci, którzy dzięki swej osobowości wyróżniali się wśród innych. Lista jest bardzo długa. Przytoczę więc tylko dwa nazwiska: Billy Lee Riley, mój guru rock'n'rolla z lat 50-tych. Nigdy mu nie dorównam. Drugi to Nick Curran, który reprezentował to, co podziwiam w muzykach bluesowych, punkowych czy rock'n'rollowych.

      

Jak wspominasz koncert w Toruniu podczas festiwalu XXIII Toruń Blues Meeting?

 Wyjazd do Torunia był krótki, ale intensywny. Przylecieliśmy w piątek i wróciliśmy w sobotę. Większość czasu spędziliśmy więc w podróży. Ale było warto. Na festiwalu wydawaliśmy się trochę z innej planety ponieważ większość zespołów grała rock-bluesa ocierając się czasem nawet o hard rock. Na szczęście publiczność była fantastyczna. Bardzo pozytywnie nas zaskoczyło, że ta sama publiczność może świetnie się bawić przy tak różnych stylach bluesa.

Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu na poznanie bogatej polskiej kuchni i na zwiedzanie zabytków. Ale na pewno jeszcze wrócimy.

 

Czy macie w Hiszpanii dobre miejsca do grania bluesa?

 W Hiszpanii jest wiele dobrych festiwali, ale często rodzime zespoły traktowane są jak druga kategoria. Zarówno mój obecny zespół, The Junk Express, jak i poprzedni, The Lazy Jumpers, miał lepszy odbiór za granicą niż w kraju. Trzeba grać za granicą, aby docenili cię twoi sąsiedzi. Najprawdopodobniej narobię sobie wrogów mówiąc to, ale myślę, że w Hiszpanii brakuje właściwego kryterium wśród ludzi, którzy decydują o tym jaki zespół, lub jaką muzykę należy promować. Na szczęście to powoli zaczyna się zmieniać. Powstają nowe stowarzyszenia bluesowe, które, mam nadzieję, będą miały więcej rozsądku przy ocenie krajowego rynku muzycznego.

 

Czy muzykowanie to twój jedyny sposób na życie i zarabianie pieniędzy?

 Tak. Mam to szczęście i nieszczęście jednocześnie. Czasem finansowo ciężko się utrzymać. Jednak praca daje mi wielką satysfakcję. Wiele lat pracowałem na linii montażowej w fabryce. I wiem, co mówię… nigdy bym się nie zamienił.