Kraków Street Band z sukcesem zebrał pieniądze od fanów. Crowfunding w Polsce staje się coraz popularniejszy także w świecie bluesa. Właśnie zaczęły się nagrania płyty, na którą złożyli się słuchacze.
Kasa Chorych nagrywa nową płytę. To ważna wiadomość dotycząca sławnej formacji i warto ją przeczytać. A jeszcze słabo znany Kraków Street Band zebrał od ludzi kasę na nagranie płyty. I co? Trzeba to zbadać, rozliczyć i winnych ukarać. Pewna szacowna rencistka (omyłkowo) wpłaciła na ich rzecz, Pan Wojciech z Krakowa mówi, że też wpłacił, Pan Arkadiusz jeszcze nie wpłacił ale miał zamiar. Pani Irena nigdy na takie cele nie wpłaca, jednak interesuje się kulturą i dziedzictwem.
Pan Minister ich nie finansuje, bo nie złożyli aplikacji, a poza tym ma inne cele na głowie. Wynika z tego jasno, że należy się temu przyjrzeć. Uzbrojony w aparat i poparcie społeczne poszukiwałem owego bandu. Tropy wiodły do Nowej Huty. Żeby to jeszcze plac Ronalda Reagana był (dawniej Centralny) albo Aleja Róż ozdobiona kiedyś pomnikiem kroczącym z charakterystyczną czapką w dłoni. Nie było łatwo. Dalekie osiedle, trochę Zesławice, ale już prawie Wzgórza Krzesławickie.
Wieczór, kominy huty dymią, marcowa mgła przenika przez metalowe ogrodzenia. Straszno. Furtka niby zamknięta, ale pod naporem uchyla się w połowie. Wyboisty chodnik prowadzi na tyły budynku, zimny wiatr wdziera się pod kurtkę. Gdzieś zaszczekał zachrypły pies. Potykam się o wystającą płytę chodnikową i skręcam za róg budynku. Żywego ducha. Naciskam klamkę ledwo widocznych drzwi i wchodzę. Są tutaj. Dzisiaj prawie wszyscy, siedzą i słuchają.
Całkiem krytycznie słuchają nagranych przed chwilą kolejnych take’ów. Nie jest to „Piosenka o Nowej Hucie”, na szczęście, bo to już było. Tylko coś o miłości, takie romantyczne.
Jakoś się tak wparują w ekran komputera, gdzie przesuwają się kolorowe krzaczki i sprawiają wrażenie, że jednak im coś to mówi. Udaję pracownika operatora telefonii komórkowej, co powoduje, że szybko tracą zainteresowanie moją osobą, a ukryty pod ubraniem aparat uchodzi ich uwadze.
Przeżywam chwilę grozy, kiedy jeden w czarnym swetrze przygląda mi się badawczo. Wyciągam przygotowaną na ten wypadek ofertę planu taryfowego za złotówkę. Działa. Ostentacyjnie odwracają się ode mnie, co pozwala zrobić jeszcze jakieś zdjęcia.
Jednego zamknęli za szybą z mikrofonem. Nie bardzo słychać czy mówi, czy śpiewa. Pewnie słyszą się przez słuchawki, tylko że ja nie mam dostępnej wolnej pary. Inni w słuchawkach go słyszą, grają nawet dość zbornie. I tak kilka razy. To samo kilka razy, albo bardzo podobnie.
Nie mogę kręcić się tu dalej, bo mnie zdemaskują. Na wszelki wypadek głośno zapowiadam, że na dniach będzie nowa oferta i może ich odwiedzę. Z ulgą wychodzę w nowohucką mgłę. Ta sprawa jeszcze wymaga wyjaśnień. Nie ustąpię.
Notatki sporządził i sfotografował: Antoni Szczepanik (w przebraniu)