Nasz patronat

39. Jesień z Bluesem

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Sławek Wierzcholski

Wywiad bluesonline.pl  Sławek Wierzcholski właśnie wydaje płytę „Matematyka serc”. Znany tekściarz Bogdan Olewicz powiedział: : Ty to jesteś taki polski John Mayall i napiszę o tobie tekst. Usłyszycie go właśnie na tej płycie.

bluesonline.pl: „Matematyka serc” to mnóstwo różnych, czasem niespodziewanych gości. Z kim zaśpiewałeś „Imperatyw podróży”?

Sławek Wierzcholski: To Jola Litwin-Sarzyńska, która wydała płytę „Moja mama Janis”.

To miał być pastisz nowoorleańskiego grania?

To właściwie utwór w stylu cajun. Nie ma w nim co prawda akordeonu, ale gdyby go dołożyć, to nie byłoby wątpliwości. Rytm zagrany na wstępie na werblu został zapożyczony z Sonny Landretha, ale harmonia i melodia jest zupełnie inna.

A piosenka „Matematyka serc” w jakim została napisana rytmie?

Mnie się wydaje, że to reggae, choć oczywiście muzycy reggae pewnie by mnie wyśmiali. To tak jak my gramy tango, a gdyby przyjechał ktoś z Argentyny i usłyszał nasze tango, to powiedziałby: Tango? Bo się posmarkam! Zgrałem reggae na tyle, na ile potrafię zagrać.

No i są stalowe bębny…

Tak. Zagrał z nami Darek Rokiciński, muzyk sesyjny z Torunia. A na gitarze gra Janek Pęczak, na co dzień muzyk T. Love i też ma swój zespół reggae.

To ma być hit na wakacje 2014?

Liczyłem, że to ma być najfajniejszy utwór na płycie, ale wersja demo z użyciem automatu, gdzie wszystko sam nagrałem, była lepsza, a z żywymi muzykami jakoś przestał mi się podobać. Nie wiem, czy będziemy go lansować, choć udało mi się napisać fajny tekst, taki pozornie bez sensu, jak to dwa razy dwa nie zawsze jest cztery. No bo przecież jeśli ktoś zakocha się w dwóch dziewczynach naraz, co się przecież zdarza w młodym wieku, to wie, że te sprawy nie są takie proste.

Znakomita harmonia pojawia się w piosence  „Jednym ruchem”. To ma być taka pieśń wędrowca ubranego w smoking?

To takie biadolenie starszego pana, który jedzie sobie samochodem i zmienia światła. Długie, krótkie, bo ktoś z naprzeciwka jedzie. I przychodzi mu do głowy – a gdybym jednym ruchem zmienił swoje życie i był o 40 lat młodszy? Tekst napisał Andrzej Kuryło i wynikł z rozmów nad minionym czasem. Nieco filozoficzna opowiastka, ale niezbyt głęboka, bo każdy w pewnym wieku chciałby być młodszy. A zmiana świateł, to metafora zmiany życia. Do tej piosenki będzie wideoklip, który jest teraz w fazie montażu.

Kto wie, kim była „Scarlett O’Hara”?

Moja żona, dla niej film „Przeminęło z wiatrem” jest filmem numer jeden. Scarlett O’Hara była taką rezolutną osóbką, która kiedy miała problem, mówiła zajmę się tym jutro, to może poczekać. Albo – jakoś to będzie. Ja to strawestowałem – „jutro też jest dzień”. Nie jest to może wielka filozofia, ale kiedy ktoś smutny posłucha piosenki, może poprawi mu się nastrój. A chórek dziecięcy wzmacnia ten efekt – jutro wstaniesz i wszystko będzie dobrze. Śpiewające z przejęciem dzieciaki według mnie podkreślają optymizm płynący z piosenki. I jest tam partia fletu, zagrana przez niegdysiejszego szefa teatru muzycznego w Toruniu, Romana Nowackiego, która choć zagrana niby w rytmie calypso, brzmi jak ze starych polskich kreskówek. Moim zdaniem – tryska optymizmem.

To jaki przekaz mają „Whisky i baby”?

To dłuższa historia. Poszedłem na koncert Johna Mayalla z Bogdanem Olewiczem i koncert był słaby. Miałem wrażenie, że zespół był skacowany. Sam Mayall – świetny. Co prawda Jan Chojnacki twierdzi, że Mayall nie pozwala zespołowi pić, ale mój nos mi mówił, że mieli takiego kaczora, że ho ho. Po tym kiepskim koncercie poszliśmy z Olewiczem na piwo, żeby się trochę poużalać, jak się zawiedliśmy na mistrzu. I nagle on mówi: Ty to jesteś taki polski John Mayall i napiszę o tobie tekst. Tak się przy piwie mówi, ale napisał. „Whisky i baby” to „Whiskey and Wimmen’”, nawiązuje do utworu Johna Lee Hookera, a tekst nawiązuje do różnych moich tekstów. „Whisky i baby pokazały, gdzie w kraju nad Wisłą mieszka blues” to oczywiście „Blues mieszka w Polsce”. Było mi miło, że taka legenda napisała dla mnie tekst, choć nie prosiłem go o to.

A kto funkuje w sekcji?

Na basówce zagrał Mietek Jurecki. Też kolegujemy się od lat, kiedyś zagrał na sześciostrunowej basówce na krążku „Przejściowy stan”.

W „Chińskich cieniach” wpadają w ucho aranże sekcji dętej.

To zrobił Adam Wendt. Jest główną postacią tej płyty, jeden z najlepszych saksofonistów w Polsce. Potrafi grać jazzowo, kiedy grał z Walk Away, grał bardziej jazz-rockowo, ale kiedy trzeba zagrać w stylu knajpianym – też potrafi. Takiej w rozumieniu lat 60. i 70.

 

I stąd po raz kolejny nawiązania do calypso?

Mieszkałem w Toruniu przy ulicy Szerokiej i tam był lokal o nazwie „Pomorzanka”. Prawdziwi muzycy grali dansingi, właśnie pseudo calypso, pseudo tango i grali pięknie. Kiedy myślałem nad tą płytą, wspominałem tamte lata i czasy kiedy nasiąkałem tą muzyką.

Jaka jest historia piosenki „Ktokolwiek wie”. Mam wrażenie, że polemizuje z Dylanem?

Tekst napisał mój przyjaciel, Andrzej Kuryło. Jest wielkim erudytą, jest twórcą piosenki aktorskiej i ma takie bardziej poetyckie podejście do tekstów. To filozofujące pragnienie dojrzałego człowieka, który zobaczył w życiu cel, ma potrzebę wzorca, to są sprawy ważne. Nie potrafiłbym tego tak ująć jak on.

Ale ubrałeś to w gospel.

Tak chciałem, do tego dzieci śpiewające na trzy głosy, bardzo przejęte.

To po co ten knajpiany saksofon?

Moim zdaniem wnosi trochę ciepła i jest takim dyskretnym akompaniatorem, bo to melancholijny utwór.

Sięgnąłeś też po swing. „Królowa bufetu” przypomina mi pewien okres w twórczości Irka Dudka, który chciał tworzyć neo swing.

Mam wiele inspiracji, ale Ireneusz Dudek d nich nie należy. Ten utwór powstał z inspiracji rozmową z świętej pamięci Andrzejem Pluszczem, gitarzystą basowym zespołu recydywa Blues Band, świetnym wokalistą i moim przyjacielem. On mówi kiedyś: Panowie, ideał kobiety to jest bufetowa. Wypijesz, zakąsisz i… jeszcze coś. No i „Królowa bufetu” to uosobienie kobiety ideału, która ma wszystko, czego potrzebuje mężczyzna.

„Przy instrumencie”

To pierwszy utwór nie mojego autorstwa, który nagrałem.

I jakoś się kojarzy z kolejną „Tin Pan Alley” Kukulskiego, czyli wielkim przebojem Haliny Frąckowiak.

Nie miałem tego skojarzenia, ale utwór Frąckowiak znam. Od pewnego czasu sięgam po teksty moich starszych kolegów.

Ona i tekstowo nawiązuje do tamtej piosenki. Te stare fortepiany…

Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie sięgałem do tej pory po utwory innych, bo nie jestem wybitnym wokalistą i w swoich wypadam bardziej naturalnie. Ale kiedy Kuryło powiedział mi o tej piosence, żachnąłem się. Kiedy posłuchałem demo, stanął mi przed oczami mój przyjaciel Wojtek Karolak, z którym nagrałem płytę, zresztą pierwszą złotą. „Przy instrumencie siadł siwy mistrz”, to przecież o nim. Jest siwy i jest mistrzem! Pomyślałem, że… zaśpiewam piosenkę o Wojciechu Karolaku, z którym współpraca wiele mi dała i dużo się od niego nauczyłem.

Bo to polski mistrz z Tin Pan Alley

Tak i nie widzę w tym nic niewłaściwego. Nie jestem wielkim miłośnikiem Frąckowiak, ale przed laty grałem jej utwór „Bądź gotowy dziś do drogi” na gitarze i nawet koleżankom się podobało.

 

„Nie wiem” to próba przypomnienia konwencji Blues Brothers?

Zdecydowanie. Ale gdyby ktoś porównał to z Anią Rusowicz, czy Niebiesko-Czarnymi też bym się nie obraził. Solo na organach przypomina zagrywki Poznakowskiego z czasów Niebiesko-Czarnych. Na płycie zagrał toruński muzyk – Igor Nowicki. Rytm to także Otis Redding – „Everybody Needs Somebody”. Z wiekiem dostrzegam wartość polskich muzyków z lat 60., pionierska rolę jaką odgrywali w Polsce. Wtedy błądzili po omacku i wolę powoływać się na nich niż na ich źródła.

A „Końcowe rozliczenie” to już rozliczenie z życiem?

Na pewno utwór nie przypadkiem trafił pod koniec płyty. Wyszło, że jest „Zegarmistrz światła purpurowy” tylko… trochę gorszy.

Na końcu jest utwór instrumentalny i to bardzo ciekawy.

Zagrała większość ludzi, którzy pracowali przy płycie, ale również Wiesiu Kryszewski, który jest takim czwartym muszkieterem. Na przykład był z nami w Memphis, kiedy chłopacy nie mogli pojechać i wspomagał nas, kiedy Witek wylądował w szpitalu. To świetny muzyk, ale nie trafił jeszcze na zespół, który mógłby zaprezentować jego umiejętności. Chciałem, żeby też zagrał na tej płycie.

Czyli ten utwór to ukłon w stronę przyjaciół?

Tak, no i na zakończenie koncertu, każdy będzie mógł wtedy zagrać swoje solo. Tak przedstawiały muzyków kiedyś zespoły dixielandowe i mi się to bardzo podobało. I chociaż to nie dixie, taki mam plan.


Tu przeczytasz, jaka naszym zdaniem jest: nowa płyta Sławka Wierzcholskiego