Nasz patronat

39. Jesień z Bluesem

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Leszek Winder: Poza solowymi występami dla mnie muzyka, to wspólnota harmonii, dźwięku i klimatu

Wywiad bluesonline.pl  Leszek Winder niedawno przygotował płytę „3B” zawierającą archiwalne nagrania z legendarnej „Leśniczówki” w Chorzowie. Bluesonline.pl opowiada o kulisach powstawania muzyki w tym miejscu.

Bluesonline.pl: Czy granie czegoś, co na wkładce do płyty „3B” zostało określone jako awangarda rockowa dawało jakąś przyszłość w 1986 roku?

Leszek Winder: Nikt się nad tym nie zastanawiał. Graliśmy swobodną i niczym nie skrępowaną  muzykę rockową czerpiąc z doświadczeń czasu minionego.

Wtedy ludzie słuchali Lady Pank, Ciechowskiego, a młodzież Kultu i T. Love…

???? wiem ale obok były inne zespoły i muzycy…

Ten okres na właśnie wydanym krążku „3B” dokumentuje utwór „O czwartej nad ranem” – czy wtedy Polacy byli bardziej otwarci na improwizację niż teraz?

Tego nie wiem, ale do dzisiaj gramy podobnie, nie zastanawiając się nad długością utworów. Nasze koncerty w Leśniczówce mimo upływu blisko 30 lat są dalej podobne w klimacie do tych z przed lat. Uważam, że siłą muzyki w jakiej tkwię jest jej zachowany klimat lat 70.

Tu przeczytasz recenzję płyty: "3B"

A Sowieci? We wkładce do płyty pojawia się informacja o koncertach na stadionach i miastach, których formalnie nie było na mapie. Nikt nie podpowiadał wam za wschodnią granicą czego lepiej nie grać?

Nasz wyjazd do ówczesnej Rosji nie miał nic wspólnego z tym czego doświadczały tam inne polskie zespoły. Z Sowietami nie mieliśmy do czynienia. Pojechaliśmy w głąb Azji samochodem ze sprzętem na zaproszenie muzyków z Taszkientu. Po drodze spotykaliśmy zwykłych ludzi, żyjących w swojej egzotycznej tradycji i bardzo dla nas gościnnych. Graliśmy tam wyłącznie własną instrumentalną muzykę. 20 tysięcy kilometrów przez pustynie i step, nieoczekiwane koncerty, miejsca których nie ma na mapie itd… Wielka przygoda i trasa życia…

Nagrania na płycie pochodzą z Leśniczówki w Chorzowie. Jak powstało to miejsce i jak można wyjaśnić czym było i jest dla fanów muzyki na Śląsku?

Leśniczówka to zasłużone dla muzyki i bluesa miejsce, myślę, że ważne nie tylko dla Ślązaków. Wielka, trwająca lata historia, którą można ogarnąć raczej książką. Miałem tam swój blisko 25 letni wkład i cieszę się, że to miejsce trwa nadal.

Podobno Bezdomne psy po prostu zamieszkały w Leśniczówce?

W okresie działalności Bezdomnych Psów naszym miejscem koncertów, prób, nagrań i mieszkania była  "Leśniczówka" w WPKiW w Chorzowie. Leśniczówka znajduje się w sercu przemysłowej aglomeracji śląskiej, a jednocześnie jest położona jak prawdziwe leśne schronienie gajowego. Kto był to wie. Prowadziliśmy tam życie całkowicie oderwane od rzeczywistości i to bardzo pomagało w budowaniu naszej muzyki. W tym oderwaniu w pewnym momencie wytworzył się nam inny, własny czas, także często budziliśmy się bardzo wczesnym rankiem i zaczynaliśmy grać. Utwór „O czwartej nad ranem” jest grany o tej właśnie porze.

Wracając do materiału płyty – czy nie uważasz, że drogi Leszka Windera z Józefem Skrzekiem mogłyby krzyżować się znacznie częściej?

Józef to samotnik krążący własnymi drogami. Dzisiaj jak patrzę na nasze spotkanie widzę, że zauważył i docenił to co robimy i chciał na chwilę w tym być.

Czy pojawienie się głosu z muzyce ułatwia jej odbiór, nawet kiedy w dużej mierze opiera się ona na improwizacjach?

Niestety tak. Współczesny muzyczny świat zdominowała piosenka. Ludzie obecnie tracą umiejętność rozumienia muzyki instrumentalnej.

Granie w trio, jak w Bezdomnych psach wymaga bardzo dużej uwagi na pozostałych muzyków – można się tego nauczyć?

Poza solowymi występami dla mnie muzyka, to wspólnota harmonii, dźwięku i klimatu. Ja uwielbiam stan pełnego zrozumienia i świadomości tego, co nastąpi za chwilę, który zdarza się między muzykami improwizującymi. To jak przeniesienie się w inny wymiar i czysta euforia.

Formuła power trio to jakby archetyp rocka – czy młodzi muzycy powinni próbować właśnie od takich prostych składów, by szlifować warsztat?

Nie wiem. Ogólnie „szlifowanie warsztatu” ,to dla mnie jakaś dziwna sytuacja. Mały prosty skład zespołu, to wyzwanie dla muzyków i piękna możliwość artystycznej wypowiedzi. Był czas, że grałem koncerty z Michałem „Gierem” w duecie i było bardzo pięknie.

Wracając do „3B” – co ta płyta może dać słuchaczom nie związanym ze Śląskiem, którzy nigdy nie dotarli do chorzowskiego parku?

Ta płyta to tylko wspomnienie czasu, który minął. Z drugiej strony pokazuje, że mimo upływu blisko 30 lat tamten czas muzycznie był bardzo do przodu.

Jak układała się współpraca z Loco Richterem?

Loco to absolutny dziwak, muzyczny szaleniec, całkowicie oddany idei muzyki lat 70-tych. Nie uznawał transportu samochodowego. Potrafił w ciężką zimę przyjechać pociągiem z Częstochowy, gdzie mieszkał, i dotrzeć piechotą /ok.5km/ do Leśniczówki na nasz koncert czy próbę. Dodatkowo w plecaku niósł wszystko/ bas, mały wzmacniacz, saksofon i inne muzyczne akcesoria/. Loko mimo upływu lat i braku obecnie kontaktu jest bardzo mi bliską osobą.

Jerzy Kawalec to legenda śląskiej sceny, jakie mieliście wspólne plany?

Kawa, Gier i ja graliśmy ze sobą od wczesnych lat młodości. Graliśmy osobno z różnymi innymi muzykami i zespołami, ale w tych istotnych momentach /duży koncert, płyta itd./ nie wyobrażałem sobie braku Kawy i Giera. Nie mieliśmy żadnych planów, po prostu szliśmy razem przez życie jak bracia.

Ostatnio inny Twój zespół Krzak nagrał płytę „Extrim” z muzykami metalowymi. A co teraz planuje Leszek Winder ?

Przygotowuję, niestety, płytę Jan „Kyks” Skrzek In Memoriam. Płyta ukaże się 21 listopada w dzień urodzin Jasia.  Zaczynam też przygotowywać materiał i nagranie Blues Forever II.