Nasz patronat

39. Jesień z Bluesem

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Śpiewasz o smutnych sprawach, ale to właśnie blues potrafi przekształcić to w jakieś pozytywne emocje – mówił Howlin’ Bill podczas festiwalu Jesień z Bluesem 2011 w Białymstoku.

Bluesonline.pl: Pierwsze pytanie jest oczywiste - dlaczego zacząłeś grać bluesa?

Howlin’ Bill: Kiedy miałem 16 lat zacząłem grać w zespole punk rockowym. Po dwóch latach miałem już dość, byłem zmęczony tym hałasem. Spotkałem człowieka, który grał rockabilly i zacząłem grać rockabilly, zacząłem również grać z gitarzystami bluesowymi i oni wprowadzili mnie w świat bluesa.

 

Wydaje mi się, że to działo się w latach 80.?

Tak, to były lata 80., właściwie koniec lat 80., byłem wówczas gitarzystą bluesowym, grałem coraz więcej bluesa, aż w końcu zwróciłem się w kierunku harmonijki. Harmonijka to taki sztandarowy instrument bluesowy!

                

Tak, harmonijka to stanowczo najbardziej bluesowy z instrumentów. Chciałem Cię prosić, abyś pozostał z nami po koncercie, zapraszamy Cię na spotkanie z czterema najlepszymi harmonijkarzami w Polsce, nazwali się Harmonijkowy Atak, będą prezentować swoją płytę.

Oczywiście! To świetnie!

 I rzeczywiście Howlin’ Bill z całą ekipą byli po swoim koncercie w kawiarni Fama i uważnie przysłuchiwali się każdemu z harmonijkarzy. „Harpcore” zabrali ze sobą.

 W takim razie wróćmy do Ciebie. Możesz powiedzieć, co jest takiego specjalnego, unikalnego w bluesie?

Unikalne jest przede wszystkim wyrażanie swoich uczuć . Często mówi się, że blues to jakby połączenie wielu gatunków muzycznych. Nie do końca zgadzam się z tym. Kiedy śpiewasz o rzeczach smutnych, zdarza się, że robisz to w taki sposób, że stają się one jakby przyjemne, tak właśnie dzieje się w bluesie. Śpiewasz o smutnych sprawach, ale to właśnie blues potrafi przekształcić to w jakieś pozytywne emocje, głównie dlatego, że dzielisz się nimi z innymi ludźmi.

 

Czy można to nazwać formą terapii?

 Tak! Dla mnie to z pewnością jest terapia. Tak dzieje się też, kiedy sam piszę utwory, staram się opowiedzieć o sprawach smutnych w nieco inny sposób, tak, aby spojrzeć na to bardziej pozytywnie.

   

Byłeś zwycięzcą jednego z European Blues Challenge. Powiedz mi, jak czuje się ktoś , kto staje do konkursu po 10 latach grania?

 Zwykle nie bierzemy udziału w tego rodzaju konkursach. Wiemy, co potrafimy i zwykle nasze koncerty odbywają się na terenie Belgii, Holandii itd. W Belgii istnieje jedno oficjalne stowarzyszenie bluesa, jego celem było wytypowanie grupy, wykonawcy na konkurs międzynarodowy w Memphis. Wybrali nas. I wtedy usłyszeliśmy, że wszystkie koszty musimy pokrywać sami . To były spore sumy. Mielibyśmy wydać 7 tysięcy euro, żeby w ogóle wystartować w konkursie, którego nigdy nie wygralibyśmy, ponieważ w konkursie w Memphis zawsze wygrywa zespół amerykański. Dlatego nie zdecydowaliśmy się. W tym samym czasie wystąpiliśmy na European Blues Challenge. Oczywiście również na własny koszt, ale podróż do Berlina, a podróż do Memphis to jednak jest różnica.

 

Ale konkurs w 2011 roku w ramach International Blues Challenge wygrał duet niemiecki...

 Tak, w dosyć specyficznej kategorii. Nie żałuję jednak, że nie wzięliśmy udziału w tym konkursie. Dzięki konkursowi europejskiemu jesteśmy teraz znani w Europie i gramy koncerty w różnych krajach Europy.

   

Konkurs europejski wyraźnie pomógł Ci w pozyskaniu popularności w całej Europie...

 Tak, wcześniej graliśmy w Szwecji, Francji, Niemczech, ale teraz gramy prawie wszędzie i bardzo często i to z pewnością dzieje się dzięki European Blues Challenge.

 

Powiedz mi, gdzie najbardziej lubisz grać bluesa, w jakim kraju?

 Muszę przyznać, że bardzo lubię publiczność francuską, ale być może dlatego, że graliśmy tam kilka razy... i to na dodatek w teatrach! Nie przepadam za koncertami, podczas których publiczność siedzi, ale tam było wyjątkowo.  Bardzo lubię też grać w Szwecji, Niemczech, Norwegii. Myślę, że każdy kraj posiada i dobrą i złą publiczność. To zależy od sytuacji, w jakiej się znajdujesz, w jakiej grasz. Nie przepadam za koncertami w Holandii, tam gra się w różnych barach i ludzie przychodzą tam pić, a nie słuchać muzyki. Nie jest to zbyt miłe dla wykonawcy, jednak bardzo cenię sobie kontakt z publicznością.

   

Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu: Howlin’ Bill at Jesień z Bluesem 2011 festival